Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43


— Powinnam była się domyśleć, że za tym nagłym zainteresowaniem moją osobą idą jakieś korzyści. Daj mi spokój — mówię, a następnie kieruję się w nieznanym mi kierunku. Muszę to wszystko w samotności przemyśleć.

— Iliano wiem, że czujesz się oszukana, ale to nie jest dobry czas na gwałtowane reakcje.. Wszystkie nasze ruchy muszą być przemyślane — tłumaczy powoli jakbym była małym dzieckiem. Tak jednak nie jest. Jestem dorosłą kobietą, której właśnie wali się życie.

— Tylko, że ja nie chce nic z tobą robić. Nie potrzebuje cię. Do tej pory sama sobie radziłam. I to z pojawieniem się ciebie wszystko runęło. Odejdź! — wrzeszczę nie zwracając uwagi, że ktoś może mnie tu usłyszeć. Mam gdzieś co pomyślą te zakonnice. Każdej z nich należy się egzekucja.

— Dobrze, ale pamiętaj żeby nie robić niczego pochopnie. Za jakiś czas postaram się z tobą skontaktować — oznajmia, a następnie wsiada do samochodu i odjeżdża. I dobrze.

***
Taksówką docieram do szpitala, bo mimo wszystko muszę odwiedzić Petera. On tak samo jak ja nie jest niczemu winny. Jego życiem też ktoś postanowił się zabawić.

— Gdzie się podziewałaś? — pyta się mnie ojciec, a ja całkowicie go ignoruje, zmierzam do sali Petera.

Wchodzę do środka, są tu reż Valentina i Fabian. Muszę go zmienić, bo naprawdę zaczyna źle wyglądać.

— I jak się czujesz? — odzywam się zwracając na sobie uwagę ich wszystkich. — Mam nadzieję, że masz już lepszy humor, bo przed operacją bardzo mnie przestraszyłeś. Nie mów nigdy mi więcej takich rzeczy.

— Przepraszam — może i nie powinnam teraz wzbudzać w nim wyrzutów sumienia, ale może dzięki temu on przestanie mówić o śmierci. Nie chcę by coś mu się stało. Przez to czego się ostatnio dowiedziałam czuję się jeszcze bardziej z nim związana.

— Jedź do domu się przespać — zwracam się do Fabiana. — Ja nigdzie nie zamierzam się stąd ruszać.

— Dobrze, on i tak woli ciebie.

— Nigdy tego nie ukrywałem — dobrze, że Peter ma siłę na żarty. Uśmiecham się, a następnie zajmuje krzesło obok jego łóżka. Wciąga dłoń, a ja ją chwytam.

— Jeszcze będziesz miał mnie dość. Teraz będę non stop dręczyć cię swoją obecnością — nie zamierzam go teraz zaniedbywać. Nie pozwolę też Harry'emu go dręczyć.

***
Peter spędza w szpitalu jeszcze półtora tygodnia. Powinien dłużej, ale lekarze widząc jego zdesperowanie pozwalają mu wrócić do domu. Ja w tym czasie skutecznie unikałam kontaktu z Harrym, który do mnie dzwonił, pisał, a także przyjeżdżał. Lecz ja nie zamierzam mieć z nim nic wspólnego.

Może i to właśnie on powiedział mi prawdę, ale nie zrobił tego z dobroci serca. Zbliżył się do mnie tylko po to by później z moją pomocą pozbyć się Dona i mnie dalej wykorzystywać. Ja nie pozwolę by jego plan się ziścił. Nie postąpię tak jak on tego oczekuje.

— Pamiętaj, że nadal musisz bardzo na sobie uważać, a najlepiej będzie jak przez jakiś czas będziesz tylko leżał w łóżku — mówię do Petera. On się tylko uśmiecha. Ostatnio ma bardzo dobry humor, na pewno wpływ na to ma to, że póki co Styles zniknął z naszego życia.

I mam nadzieję, że na stałe.

— O ile będziesz ze mną to zgadzam się na wszystko.

— Zawsze będę z tobą. Ostatnio przewartościowała kilka rzeczy i wiem, że nie chcę cię stracić — władowuje mu się na łóżko, a następnie się do niego przytulam. — Kocham cię.

— Szkoda tylko, że nie tak jak bym tego chciał, ale to nic. Nie zwracaj uwagi na moje chore pragnienia. Kurwa jaki ja jestem popierdolony skoro zakochałem się we własnej siostrze.

— Wszystko się z tobą okej. Może i nie powinnam ci teraz tego mówić, ale nie jesteśmy rodzeństwem. Dwójka z nas jest adoptowana, a tylko jedno jest biologicznym dzieckiem naszego ojca — opowiadam mu tę lżejszą wersję naszej historii. Na razie nie jest gotów by poznać całą prawdę.

Że człowiek, który pełni rolę naszego ojca jest powiązany z handlem dziećmi.

To jest zbyt ciężkie do przetrawienia.

— Co ty mówisz? — pyta zaskoczony. I wcale mu się nie dziwię.

— Że nie musisz się niczym martwić, bo nie łączą nas żadne więzy krwi. Nie bądź zły za swoje uczucie do mnie.

Jej zmieszany, próbuję sobie to wszystko ułożyć w głowie i nagle łapie mnie za ramiona i pociąga tak, że nasze twarze są na tej samej wysokości.

— Mam rzadką grupę krwi i podobno Styles oddał mi krew. Co to znaczy?

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro