4
— Nie pozwolę ci samej jechać — mówi do mnie Louis jak okręcam apaszkę wokół szyi. Nie chcę by inni patrzyli na mnie z litością. Nie potrzebuje współczucia. — A co jeśli postanowił cię zamordować. Nie zgadzam się na to!
— Już ci mówiłam, że jeśli mi się coś stanie to on za to odpowie głową. Nie chcę mi się wierzyć, że będzie tak ryzykował. A poza tym rozkaz to rozkaz, nie mam zamiaru dawać mu więcej powodów żeby się nade mną znęcał — przewieszam sobie przez ramię torebkę i schodzę na dół. A Louis idzie za mną.
— Iliano ja nie żartuję.
— Zapomniałeś, że mieliśmy się wtrącać do swoich spraw zawodowych.
— Ale tu chodzi o twoje życie — dramatyzuje zupełnie tak jakby ten Harry miał mnie od razu zamordować. Nie sądzę żeby aż tak się narażał. Przecież nie zrobiłam mu nic by aż tak bardzo zależało mu na moje śmierci.
— Przesadzasz, odwiedzę cię wieczorem — komunikuje, a następnie przyspieszam kroku i idę prosto do swojego samochodu. I tak już jestem spóźniona, lecz musiałam się trochę ogarnąć. Droga zajmuje mi nie całe dziesięć minut, on już na mnie czeka, stojąc obok jakiegoś samochodu. Nie znam się na markach, bo dla mnie najbardziej istotne jest to by auto jeździło. Auto jest czarne i chyba to jest jakieś Audi, ale ręki to sobie za to nie dam uciąć.
— Jeśli zawsze jesteś taka punktualna to słabo widzę tę naszą współpracę — on naprawdę jest bezczelny. Ledwo się powstrzymuje przed daniem mu w twarz, ale nie nie dam mu kolejnego powodu żeby się na mnie wyżyć. Ma wyższe stanowisko ode mnie, więc niestety muszę go szanować. Nie podoba mi się to, ale takie jest życie.
— Musiałam się ogarnąć.
— To bardzo długo to zajęło. Ściągaj to z szyi powinnaś być dumna, że przetrwałaś chrzest bojowy — ładnie nazwa próbę zabicia mnie. Ja jednak nie wykonuje jego polecenie. Nie chcę żeby inni patrzyli na mnie z litością. Nie potrzebuję tego.
— Co mamy robić? — pytam, bo nie zamierzam się z nim wdawać w pogaduchy. Chcę jak najszybciej zrobić to co trzeba i zakończyć już ten straszny dzień. Ewentualnie poprawie sobie humor w ramionach Louisa. On jest bardzo dobry w zadowalaniu mnie.
Nic mi nie odpowiada tylko pewnym korkiem do mnie podchodzi. Nie wzdrygam się. Nie dam mu tej satysfakcji. On nie może wiedzieć, że wzbudza we mnie strach, a niestety tak jest. Jednym ruchem ręki chwyta za niebieską apaszkę i ściąga ją z mojej szyi.
Widzę jak wpatruje się w fioletowe pręgi na mojej szyi.
— Każda inna drżałaby teraz na mój widok. Ty albo jesteś odważna lub głupia, ale chyba jedno i drugie. Wsiadaj do samochodu — wydaje polecenie, a ja nie wdaje się z nim w pyskówkę i wsiadam do tego auta. On zajmuje miejsce za kierownicą i włącza silnik. — Powinienem cię brać ze sobą na każdą akcję, ale nie jestem przekonany do tego, pomysłu. Nie sądzę byś w poważnych sytuacjach okazała się przydatna. Ładna buźka i dobre obciąganie kutasa nie jest najważniejsze — i on naprawdę sądzi, że ja wszystko dostałam za seks. Owszem przespałam się z don Luciusem, ale nie dostałam za to żadnych korzyści. Lecz wiem, że jeśli bym odmówiła w tej kwestii to najpewniej nie obyłoby się bez konsekwencji.
— To, że nie atakuje swoich to nie oznacza, że jestem do niczego. Mało jest osób tak skutecznych jak ja — nie chwalę się. To jest wszędzie znana opinia. A to, że jestem kobietą tylko mi wszystko utrudniało. Od zawsze musiałam być lepsza od innych.
— Nie sądzę, ale łatwo to da się sprawdzić — jeśli sądzi, że te słowa mnie wystraszą to się myli.
— Ja też nie jestem zadowolona z tego obrotu sprawy. Po Niallu widziałam czego się spodziewać — zaznaczam, bo niech sobie nie myśli, że jestem zachwycona tym, że będę z nim pracować.
— Lubisz tego Nialla co?
— Oczywiście — nie zamierzam tego ukrywać. Jeśli tylko będę mogła zrobić coś żeby mu pomóc to oczywiście, że to zrobię.
— No to w ramach swojego pierwszego zadania zabijesz tego nieudacznika Nialla.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro