Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39


Zbliżam się do sali gdzie znajduje się Peter, jak zauważam Fabiana siedzącego na krześle w korytarzy to od razu uświadamiam sobie, że coś jest nie tak. Nagle odkręca głowę i jego wzrok zostaje skierowany na mnie.

— No nareszcie! — mówi z pretensją w głosie i do mnie podchodzi. — Miałaś szybko wrócić, i czemu w ogóle nie odbierałaś ode mnie telefonów? Peter bardzo źle się poczuł i robią mu teraz RTG klatki piersiowej.

— Może czuję się źle, bo jest bardzo poobijany — jest to mało prawdopodobne, ale naprawdę chcę w to wierzyć. — A nie było mnie tak długo, bo Don wyznaczył mi i Harry'emu zadanie, na szczęście udało mi się szybciej urwać.

Siadam na krześle, bo jestem tak wykończona, że nie mam już dłużej siły stać. Czemu wszystko musi się na raz pierdolić?

— Ojcu udało się załatwić krew dla Petera, bardzo możliwe, że będzie potrzebna operacja. Z tego co udało mi się usłyszeć to, to, że on przeżyje to wcale nie jest jeszcze takie pewne — na chwilę przymykam oczy i robię wszystko żeby się nie rozpłakać. Dlaczego do cholery to się dzieje?

Peter ostatnio sporo wycierpiał i naprawdę zasługuje teraz na coś dobrego. Chcę żeby był szczęśliwy.

Drzwi się otwierają, a przez nie wychodzi lekarza, dwóch innych mężczyzn w białych fartuchach wyciąga z pomieszczenia sporych rozmiarów urządzenie. Tym pewnie zrobili mu te RTG.

— Co z Peterem? — pytam lekarza. Nie mam zamiaru pozwolić mu odejść dopóki nie otrzymam odpowiedzi.

— Za chwilę zaczniemy przygotowania do operacji, odma opłucna jest tak wielka, że bez podjęcia radykalnych kroków pacjent najpewniej nie dożyje jutra — gryzę się w wargę i idę do środka. Peter jest przytomny, ale dalej potrzebuje maski tlenowej.

— Przepraszam, że tak długo mnie nie było skarbie — teraz muszę całkowicie wykorzystać mój talent do kłamania by nie wzbudzić w nim lęku. On nie może się bać.

Powoli obraca głowę w moją stronę. Dopiero teraz zauważam jak źle wygląda. Ma ogromne sińce pod oczami i jest blady jak ściana.

— Ktoś zapierdolił furgontkę z bronią i kazali mi się tym zająć. Wybaczasz? — zbliżam się do niego i łączę nasze dłonie. Ma teraz radośniejsze spojrzenie.

— Tobie zawsze. A ty mi wybaczysz to wszystko co ci zrobiłem — nawet z mówieniem ma wielki kłopot.

— Nie mam czego. Chcę cię pocałować, mogę? — kiwa głową, a ja zsuwam mu maskę i muskam jego wargi. — Bardzo cię kocham.

— To sen czy może już umarłem? — pyta jak nasuwam mu tę maskę z powrotem.

— Zabraniam ci mówić o umieraniu. Ty przeżyjesz i będziesz dalej ze mną. Wiem, że jestem samolubna, ale naprawdę cię potrzebuje. To ty zdecydujesz jak będzie wyglądała nasza relacja, jestem gotowa zrobić wszystko byleby cię tylko nie stracić. Walcz dla mnie Peter.

— Ostatnio ciągle cię raniłem — w moich oczach pojawiają się łzy. Już dłużej nie jestem w stanie ich powstrzymywać. Czuję też jakby coś w środku blokowało mi oddychanie. Tak bardzo przeraża mnie fakt, że on nie ma w sobie woli walki.

— Wcale nie.

— Mnie nie oszukasz skarbie. Beze mnie będzie ci lepiej.

Nie potrafię już dłużej udawać i wybucham głośnym płaczem. Kucam i opieram głowę o jego dłoń.

— Czemu mnie tak ranisz? Chcę byś żył i był ze mną już na zawsze.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro