36
Jestem bardzo wdzięczna Harry'emu za to co zrobił dla Petera, lecz nie zmienia to faktu, że chciałabym teraz być przy moim bracie. Powinnam być przy nim jak odzyska przytomność i powiedzieć mu, że nie gniewam się na niego.
— Zawiozę cię do domu, a później naprawdę muszę wrócić do Petera. On naprawdę mnie potrzebuje.
— Tak samo jak ja. Nad nim teraz będą się wszyscy trzęsli, więc na pewno nie poczuje się samotny. A ja siedziałbym sam. Chyba byś tego nie chciała, nie po tym jak ci pomogłem — próbuje wzbudzić we mnie współczucie. Ale źle trafił, ja się nie dam tak wrobić.
— Jesteś dużym chłopcem, więc sobie poradzisz. A obiecuję też, że niedługo do ciebie przyjadę i odpowiednio o ciebie zadbam — mam nadzieję, że obietnica miłe spędzonych chwil na niego podziała.
— To za mało skarbie, tyle to mógłbym mieć bez spuszczenia z sobie sporej ilości krwi. Obiecałaś przecież, że będziesz robiła wszystko co będę chciał.
— Ili — do sali wpada Fabian. — Peter'owi się poprawiło i niedługo powinien się obudzić. Chodź, twój widok na pewno go ucieszy — ucisk Harry'ego na mój nadgarstek znacząco się wzmacnia.
— Iliana jedzie ze mną — mówi Harry, ale on nie zna tak dobrze jak ja Fabiana i nie ma pojęcia, że jak ten sobie coś postanowi to nic go od tego nie odwiedzie. Jest cholernie uparty.
— Wcale nie — zbliża się do mnie i pociąga mnie tak, że Harry jest zmuszony puścić moją rękę. — Peter zrobił źle, ale jedyne co mu teraz poprawi humor to nasza siostra, więc Iliana czy tego chce czy nie musi przy nim być. Idziemy — to słowo kieruję do mnie i ciągnie mnie do drzwi. W ogóle mu się nie opieram, bo jedyne czego obecnie chcę tylko w bycie przy Peterze.
— Dziękuję — mówię mu jak już zbliżamy się do sali Petera.
— Nie ma za co. Teraz to ja się zajmę twoimi relacjami ze Stylesem, jeśli będzie ci się naprzykrzał to wystarczy, że powiesz jedno słowo, a ja cię od niego uwolnię — no niestety nawet Fabian nie ma takiej mocy, ale nie będę teraz z nim o tym dyskutować.
Wchodzę do pomieszczenia i zauważam mojego brata.
Leży nadal nieprzytomny i bardzo poobijany. Jest podłączony do mnóstwa kabli i ma maskę tlenową na twarzy. Łączę nasze dłonie. Nie mam zamiarem stąd wychodzić dopóki się nie obudzi.
Podczas naszego ponad godzinnego siedzenia przy Peterze dwa razy był u nas lekarz, który zapewniał, że niedługo on się powinien obudzić. Jego stan jednak nadal jest dość poważny i w każdej chwili może się okazać potrzebna pilna operacja.
Mam nadzieję, że do tego czasu znajdą jeszcze jakiegoś innego dawcę krwi, bo Harry póki co nie może już jej oddać.
A jeśli chodzi o Harry'ego to pewnie będę musiała odpowiedzieć za to co zrobił Fabian lecz nie żałuję. Ważne, że jestem teraz z moją rodziną.
— Nie jest tu nas przypadkiem za dużo — mówi Fabian po tym jak dołączają do nas tata i Valentina.
— Nie szukaj problemu tam gdzie go nie ma — mówię i nagle czuję jak Peter ściska moją dłoń. I powoli zaczyna mrugać. — Budzi się.
Wszyscy obecni w pokoju podchodzą do łóżka.
— Iliana — szepcze moje imię. A ja głaszczę wierzch jego dłoni. Otwiera oczy i patrzy na mnie.
— Niczym się nie przejmuj, teraz już wszystko będzie dobrze.
Wolną dłonią zsuwa sobie z twarzy maskę.
— Nie zostawisz już mnie?
— Nie, nigdzie się stąd nie wybieram. Później też będziemy razem — zapewniam i ponownie nasuwam mu maseczkę na twarzy.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro