28
Sądziłam, że Harry przegiął jak oskarżył o napaść na mnie Louisa, ale teraz gdy próbuję wrobić w to mojego brata. Powoli zaczynam się zastanawiać czy to przypadkiem nie jest jego sprawka skoro tak usilnie stara się kogoś o to oskarżyć.
— Odczep się od Petera — mówię wściekłym tonem.
— No przyznaj się siostrzyczce co kazałeś jej zrobić, a teraz jeszcze udajesz, że się i nią martwisz. Jesteś dużo bardziej obłudny ode mnie — mój wzrok kieruję się na Petera. Powinien teraz zaprzeczać, mówić mi, że Harry opowiada głupstwa, ale tak się nie dzieje.
— Wybacz mi — te słowa są skierowane do mnie. Mam wrażenie, że są chwilę się przewrócę. Mój ukochany brat kazał mnie oszpecić. Do tej pory nikomu nie ufałam tak jak jemu, a on tak mnie zdradził.
Zbliża się do mnie, a ja robię dwa kroki do tyłu. Nie chcę by teraz był blisko mnie.
— I po tym wszystkim jeszcze mnie przytulałeś i pocieszałeś, pewnie miałeś niezły ubaw patrząc jak cierpię.
— Ja tylko chciałem żeby on się od ciebie odczepił. Zastrzegłem też, że to ma być bardzo delikatne i płytkie nacięcie tak by szybko się wygoiło. Nie mogłem przewidzieć, że jego jeszcze bardziej będzie do ciebie ciągnęło — mój starszy brat odwraca się do Harry'ego. — To wszystko jest twoja wina! Czemu nie możesz jej sobie odpuścić
— Sam jesteś popieprzony, a teraz szukasz jeszcze winnych — jest mi nie dobrze. Czuję się jakbym zaraz miała upaść.
— Chcę wrócić do domu — mówię zwracając na sobie uwagę ich obojga.
— Nie ma mowy. Zostajesz ze mną, ale najpierw musisz zdecydować o jego losie. Nie chcesz mu chyba odpuścić tego co zrobił.
— Niech wraca do domu, bo nie chcę go oglądać — komunikuje, a następnie maszeruje do jego sypialni gdzie ostatnio spałam. Tego wszystkiego jest dla mnie za wiele, dużo bardziej bym wolała żeby to Harry stał za tym atakiem, a tak to muszę żyć ze świadomością, że mój własny brat mnie tak urządził. Owszem ślady na twarzy znikną, lecz te w moim umyśle i sercu pozostaną.
Siadam na fotelu i mam ochotę się głośno rozpłakać, nie robię tego jednak. Przez tę ranę już wystarczająco się napłakałam.
Nie cieszę się jednak długo samotnością, bo po kilku minutach dołącza do mnie Harry. Mam nadzieję, że nie zrobił żadnej krzywdy Peter'owi.
— Kazałem mu jechać do domu, to, że go nienawidzisz to już dla niego wystarczająca kara. Chociaż nie czuję się ukrywam, że wolałabym żeby trochę więcej pocierpiał.
— Aż tak uwielbiasz dręczyć innych? — pytam. Czuję jak moje oczy robią się mokre, ale staram się to powstrzymać. — Czemu upatrzyłeś sobie mnie i Petera? Dobrze wiem, że gdyby nie ty on nigdy by się do czegoś takiego nie posunął.
— Mam pewne powody, ale o tym nie teraz. Dziś mocno oberwałam przez waszą dwójkę, twój brat na mnie doniósł, a ty nie powstrzymałaś od razu starego chociaż dobrze wiem, że zrobiłby wszystko co byś chciała — oj przecenia mnie. Niestety nie mam aż takiej władzy. Gdyby tak było to Niall nie zostałoby zdegradowany, a ja nie męczyłabym się tak z Harrym.
Gwałtownie się podnoszę. Mam już dość tej dyplomacji, chociaż staram się hamować to on i tak ciągle się nade mną wyżywa.
— Jakbym miała więcej rozumu w głowie to w ogóle bym się nie odezwała. Odkąd tylko się pojawiałeś to moje życie się wywróciło do góry nogami. Mam już tego serdecznie dość! Wracam do domu i od teraz mamy mieć ze sobą kontakt tylko w sprawach zawodowych — komunikuje, a następnie kieruję się do wyjścia.
On jednak nie zamierza dawać za wygraną, bo podąża za mną.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro