Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26


Harry próbuje walczyć, ale nie mam szans z trzema mężczyznami. Jego wzrok zostaje skierowany na mnie, widzę w nich strach. Boi się, i nie ma w tym nic dziwnego, to przerażające uczucie gdy nasze życie jest uzależnione od czyjegoś kaprysu.

— Zabijesz go? — pytam spoglądając na Dona.

— A powinienem? Zrobił coś przez co powinien zostać ukarany śmiercią?

— To nie on pociął mi twarz. Nie próbował też w ostatnim czasie mnie zamordować, a jest jednym z lepszych pracowników., szkoda go trącić — nie powinnam tego mówić. Jego śmierć rozwiązałaby większość moich problemów. Przestałabym się bać o siebie i mojego brata.

— Masz rację. Puśćcie go — mówi do ochroniarz, a ten, który zaciskał mu sznur na szyi od razu zaprzestaje swojego czynu. A kolejna dwójka go puszcza przez co ten upada z impetem na podłogę. Słychać jak głośno pobiera powietrze. Doskonale wiem co on teraz czuję. — Iliano skoro już tu jesteś to idź do pokoju tortur. Nasi chłopcy już dwa dni męczą się z takim jednym. A ty przecież jesteś od tego specjalistką

— Dobrze — komunikuje, a następnie wychodzę.

Po drodze spotykam zaledwie kilka osób, lecz czuję wzrok każdego z nich na sobie. Zawsze byłam szczególnie obserwowana, lecz teraz tym bardziej nie czuję się z tym dobrze.

Wchodzę do pomieszczenia i widzę Louisa siedzącego na krześle, a przed nim klęczy mężczyzna bez koszulki z zakrwawionym torsem. Ręce ma skrępowane łańcuchami, które są umocowane do ściany.

Nagle jednak szatyn odwraca głowę, uśmiecha się na mój widok, a następnie wstaje i mnie przytula.

— Jesteś prześliczna — mówi, a następnie daje mi szybkiego buziaka w usta. — Teraz mi wszystko powiesz, bo nie chcę więcej na ciebie trącić czasu.

W pomieszczeniu rozchodzi się zapach krwi, nie ma w tym nic dziwnego, bo jest jej tu pełno. Facet jest silny, trzeba go podejść z innej strony.

— Ma jakąś rodzinę? — pytam, Louisa, a po wzroku około czterdziestoletniego faceta widać, że ma. I właśnie na to liczyłam. — Doskonale — powolnym krokiem do niego podchodzę, a następnie kucam przed nim tak byśmy byli na tym samym poziomie. — Jeśli nie powiesz tego co chce wiedzieć mój kolega to przysięgam, że sprawdzę tu twoją rodzinę. Twoją żonę oddam najbardziej brutalnym żołnierzom do zabawy. Oczywiście na wszystko będziesz patrzył, a jak po tym wszystkim coś z niej zostanie to poderżnę jej gardło — mówię półszeptem, to zrobi na nim większe wrażenie już gdybym krzyczała.

— Ma jeszcze syna i córkę — mówi Louis.

Uśmiecham się na jego słowa, lepiej już być nie mogło.

— Dzieci powinny dostać szybką śmierć, ale przez ciebie tak się nie stanie. Będziesz obserwował ich tortury i słuchał krzyków. Ich cierpienie nie sprawi mi przyjemności, lecz jest koniecznością. Już tak jest na tym przeklętym świecie, że dzieci cierpią za grzechy rodziców — spogląda na mnie swoimi niebieskimi przekrwionymi oczami.

— Powiem gdzie ukryłem te narkotyki, ale błagam oszczędź moją rodzinę.

— Przeżyją, stracą swoją pozycję i majątek, ale przeżyją. Pewnie za to wszystko będą cię przeklinać w niebogłosy, ale zachowają życie. Oczywiście dopóki nie postanowią nas zdradzić.

— Masz szalone oczy i ale mówisz prawdę. To na czym zależy waszemu szefowi znajduje się trzydzieści osiem mil na północ od tego miejsca — ja pierdole tak blisko. Jest tam stara farma i wszystko jest schowane w stodole.

Wstaje, a następnie odwracam się w stronę Louisa.

— Utrzymaj go przy życiu dopóki ktoś nie sprawdzi czy on mówi prawdę — oznajmiam, a następnie wychodzę. Trzeba będzie zadzwonić do Petera by po mnie przyjechał. Nie daje jednak rady odejść daleko, bo ktoś chwyta mnie za ramię, a następnie przyciąga do siebie.

— Wracamy do domu — jego uścisk jest dość mocny, a spojrzenie pokazuje jak bardzo jest wściekły.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro