23
Harry dobrze wie jak małym gestem zranić człowieka. Teraz gdy mam pocięty policzek on mi daje naszyjnik z symbolem piękna i doskonałości. Czuję się jakby kpił teraz z tego jak ja wyglądam. Zamykam pudełeczko i oddaje mu te pudełeczko kładąc je na jego kolanach.
— Weź to — komunikuje i zaczynam wpatrywać się w okno. Niestety już dojeżdżamy.
— A co nie podoba ci się? Jeśli tak to powiedz co byś wolała to zadzwonię do jubilera może coś takiego będzie. A jeżeli nie to złotnik zrobi na zamówienie — a ten dalej brnie w te kłamstwa. Poza tym skąd pomysł, że ja w ogóle czegoś od niego chcę. Dla mnie by było dużo lepiej jakbym mogła zostać z rodziną.
— Nic od ciebie nie potrzebuję — oznajmiam gdy już wyjeżdżamy na jego posesję. Nie wiem czemu on mieszka w tak odludnym miejscu. Chociaż może tu jest mu łatwiej torturować inne osoby.
— Co cię znowu ugryzło. Sądziłem, że wstąpiliśmy na pokojową ścieżkę — gdybym nie była w tak podłym nastroju to na pewno bym się roześmiała na jego słowa. Dopiero co groził śmiercią mojemu bratu i podarował prezent by mnie obrazić, a teraz twierdzi, że między nami jest okej. Ja nie pozwolę sobą tak pomiatać.
— Nigdy to nie nastąpi — komunikuje i wychodzę z auta. On też je opuszcza.
— Myślałem, że spędzimy ten czas miło, i nadal mam nadzieję, że tak będzie — dochodzimy do domu, a on otwiera drzwi. Wchodzę do środka, a następnie maszeruje za nim. Ja szczęście nie prowadzi mnie do sypialni tylko do pomieszczenia, które pełni rolę salonu. — Czemu ten naszyjnik ci się nie podoba? Uznałem, że będzie idealnie do ciebie pasować.
— Czemu?
— Jak to czemu, jesteś piękne i dość wyjątkowa. Rzadko kiedy trafia się taki rudzielec — owszem mój kolor włosów jest niespotykany, lecz sądzę, że któryś z moich przodków go miał i jakoś to po przeskakiwało. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
— Jakiś czas temu bym się z tego ucieszyła, ale teraz gdy mam to na policzku to czuję, się jakbyś dał mi w twarz tym prezentem. Skoro już muszę tu być to daj mi jakoś wolną sypialnię tak byśmy nie musieli być non stop razem.
— Nie ma mowy słodka Iliano. Nie jesteś jednak taka mądra skoro takie głupstwa zaprzątają twoje myśli — wyciąga ten naszyjnik z pudełka, a następnie staje za mną. Dziwnie się czuję gdy mam to za plecami. A on po chwili muska dłonią moją szyję przez co zaczynam lekko drżeć. On jednak zawiesza mi to na szyi. — Ślicznie — chce złożyć pocałunek na moim policzku, ale tego już nie wytrzymuje, więc się mu wyrywam.
— Oj daj już spokój — podchodzi do fotela i się w nim rozsiada. Następnie wyciąga komórkę.
— Mieliśmy pracować — przypominam mu. Powinien zachować chociaż resztki pozorów.
— No weź przecież nikt w to nie uwierzył, nawet twój tatuś ani brat, który się tak tu pchał. Sądzę, że znowu chciał cię przelecieć, ale sam nie ma odwagi tego zrobić. Jednak nie zamierzam go uszczęśliwiać i już nigdy nie pozwolę mu cię posiąść.
— Za kogo ty się uważasz by o mnie decydować. Nie miałeś prawa wtedy też tego robić, to jest mój brat do cholery!
— Ależ oczywiście — odpowiada z uśmiechem na ustach wzrok mając wpatrzony w telefon. Ja za to siadam na brzegu kanapy. — Na razie nie znalazłem tego co cię wtedy zaatakował.
Nawet się nie spodziewałam, że będzie inaczej. Sam to zrobił lub w ogóle nie zawraca sobie tym głowy. Przecież ja nie jestem nikim ważnym.
— Mam jednak pewne podejrzenia, z tego co słyszałem to Louis bywa wybuchowy i często zachowuje się nie racjonalnie. A przypominam ci, że kilka godzin wcześniej zastał nas razem w dość intymnej sytuacji.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze dotyczące fabuły i rozdziału to dodam dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro