21
— Zostań w domu, jutro przecież święta — mówi do mnie Valentina. Jest wyraźnie nie zadowolona z tego, że muszę pracować z Harrym. Mnie to też nie cieszy, ale może przynajmniej uniknę współczujących spojrzeń mojej rodziny.
Pakuje walizkę, bo skoro mam spędzić z nim kilka dni to muszę być na wszystko przygotowana.
— Zawsze kombinowaliśmy tak żeby w tym czasie być razem, a on to niszczy — komunikuje Peter siedząc na moim łóżku. Szkoda, że położył też nogi na mojej pięknej czerwonej pościeli, dobrze, że chociaż zdjął buty. — A może pojadę z tobą. Skoro on chce twojej pomocy to ja będę cię wyręczał. W końcu tobie przyda się odpoczynek.
— To nie jest zły pomysł —zgadza się z nim Valentina. A to jest bardzo dziwne, powinna mu wyperswadować tą myśl.
— Ależ jest. Wystarczy, że mnie nie będzie — po pierwsze to Harry by się nawet nie zgodził na obecność Petera, a gdyby już się tak stało to na pewno by to wykorzystał przeciwko mnie.
— Mając przy sobie brata na pewno będziesz się lepiej czuła, a i my będziemy o wiele spokojniejsi. Leć pakować walizkę.
— Nie trzeba, włożę kilka rzeczy do tej Ili — dureń myśli, że w mojej zostanie chociaż odrobina miejsca.
— Nie będzie dla ciebie miejsca, ale to nic, bo ty i tak nigdzie nie pojedziesz. A teraz chciałabym zostać sama — Valentina nic mi nie odpowiada, ale za to pośpiesznie wychodzi. Peter za to nie rusza się ze swojego miejsca. Czemu on musi być aż taki uparty?
— Tak trudno ci jest zrozumieć, że ja się o ciebie martwię — zaczyna mój brat. Śmie mieć jeszcze do mnie pretensje. — Słyszałem od Louisa, że on cię teraz bierze jak tylko najdzie go na to ochota. A teraz jeszcze chce cię zabrać na kilka dni.
— A nie pomyślałeś, że jak będziesz ze mną to on ze złości znowu każe nam się pieprzyć — czy on naprawdę nie rozumie tego zagrożenia. Nie chcę też robić wszystkiego co powie Harry ze strachu o życie mojego brata.
— Ja przynajmniej byłbym delikatny, a on umie cię tylko krzywdzić.
— Wyjdź stąd! — rozkazuje mu. Nie chcę dłużej prowadzić tej bezsensownej dyskusji. On jednak nie rusza się z miejsca.
— Ja nie zmieniłem zdania, nie wypuszczę cię stąd samej — skoro tak to będę go ignorować. Spróbuję sobie nie zawracać nim głowy. Chwytam za maść, a następnie podchodzę do toaletki, siadam na krześle, odkręcam słoiczek i smaruje ranę. Naprawdę nie jest tak źle. Myślę, że dzięki tej cudownej maści wszystko mi się ładnie wygoi.
Od ataku na mnie minęły cztery dni, więc jeszcze z półtorej tygodnia i będzie okej.
Harry miał mnie zabrać już dwa dni temu, ale wykręciłam się złym samopoczuciem i na szczęście mi uwierzył. Dziś już okazał się nieugięty. Jak do niego dzwoniłam by podać mu nową wymówkę to on powiedział, że i tak po mnie przyjedzie, a jak nie będę chciała z nim pójść to mnie wyniesie.
Naprawdę nie zamierzam dopuścić do takiej sytuacji.
Nagle jak zwykle bez pukania do pomieszczenia wchodzi tata.
— Valentina powiedziała mi o twoim pomyślę i bardzo mi się on podoba. Idź zabrać jakieś swoje rzeczy, bo zaraz jedziesz z siostrą — Peter wychodzi z niewielkim uśmiechem na ustach, sądzi, że wygrał. Nie ma pojęcia jak bardzo się myśli.
— Tato takim zachowaniem narażamy go.
— Peter sobie poradzi, a ja się martwię o ciebie. Z tego co mi wiadomo to Don Lucius jeszcze nie wie o ataku na ciebie Styles skutecznie blokuję tą informację. Co mnie utwierdza w przekonaniu, że to on jest winny.
— A ja mam co do tego wątpliwości — chociaż teraz tak naprawdę to nie już nie wiem co myśleć.
— Nie mniej kochanie. Możesz też być pewna, że ta sytuacja długo nie potrwa. Zrobię wszystko by on zapłacił za twoją krzywdę. Harry Styles musi umrzeć — mówi, a następnie mnie do siebie przytula.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden. A i właśnie trwa maraton z Zakazanego Pożądania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro