Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19


Siedzę przy mojej toaletce z wielkim lustrem i przyglądam się ranie na moi policzku. Nie na tyle głęboka by trzeba było szyć, lecz ochydny ślad zdobi moje oblicze. Od lekarza usłyszałam, że jeśli będę dbać o ranę, często smarować ją maścią i pójdę na kilka zabiegów do kosmetyczki to nic powinno nie zostać po tym cięciu. Ja jednak w to nie wierzę. To pewnie słowa mojego ojca, kazał mi to przekazać bym do końca się nie załamała.

— Iliana odejdź od tego lustra i się połóż — mówi do mnie Valentina. Co chwilę ktoś do mnie zagląda co jest naprawdę irytujące. — Potrzebujesz odpoczynku.

— Nie chcę leżeć, nie jestem zmęczona.

— Bzdura — odzywa się tata. — Całej nocy nie spałaś z wiadomych względów, a teraz jest po drugiej po południu — sama pojechałam do naszego prywatnego szpitala. To nie była poważna rana, a we mnie buzowała adrenalina.

— Chcę zostać sama.

— Nie, ale skoro nie chcesz widzieć nas to przyśle do ciebie braci — mówi tata i wychodzi, Valentina wychodzi wraz z nim. Mam ich wszystkich dość. Odkąd tylko mnie zobaczyli to cały czas się nade mną użalają.

Harry zaatakował mnie w najbardziej bolesny dla mnie sposób. Już chyba bym wolała żeby mnie zabił. Jestem próżna, doskonale to wiem, ale moja śliczna twarz zawsze napawała mnie dumą. A teraz jestem zwykłym potworem z blizną.

— Mam dla nas gorącą czekoladę, dolałem trochę ekstraktu z wiśni, bo wiem, że to uwielbiasz — mówi Peter niosąc dwa kubki. — Wypijemy, a później utulę cię do spania — stawia szklanki na stoliku koło łóżka. Siada też na brzegu mojego łóżka.

Wstaje i odwracam się do niego.

— Nadal ci się podobam czy teraz czujesz już do mnie tylko wstręt? — pytam, a moje łzy ciągle spływają po policzkach. To jest takie trudne.

— Ciągle rozpaczasz nad tą małą kreską. Kochanie przecież to za najdalej miesiąc całkowicie zniknie. Chodź do mnie — wyciąga dłonie w moją stronę. Podchodzę, a następnie się w niego wtulam. Teraz tak bardzo potrzebuje czyjegoś ciepła. A przynajmniej wiem, że on mnie kocha.

****
Ze snu wyrywa mnie odgłos kłótni. Podnoszę głowę z poduszki i właśnie w tej chwili do mojego pokoju wchodzi Harry, a za nim podąża Valentina.

— Iliana potrzebuje odpoczynku, więc pana wizyta jest zbyteczna — rzadko kiedy można ją widzieć taką zdeterminowaną.

— Nie zamierzam jej męczyć.

Na już on mu coś odpowiedzieć, ale sama w porę się odzywam.

— Zostaw nas samych — ze mną akurat nie chce się kłócić, więc bez słowa wychodzi. Zostaje sam na sam z moim oprawcą.

— Zadowolony jesteś ze swojego dzieła? — pytam, a on marszczy brwi ze zdziwienia. Nie spodziewał się, że się domyśle. — Wiem, że osobiście tego nie zrobiłeś, ale wynająłeś.

— Najwyraźniej jeszcze nic o mnie nie wiesz skarbie — pokonuje dzielącą nas odległość, a następnie chwyta mnie za szczękę. Wolną ręką przejeżdża po mojej ranie, zamykam oczy by się przed nim nie rozpłakać. — Ja osobiście bym cię pociął i to tak głęboko, że trzeba by było szyć. Poza tym ostatnio straciłem ochotę na krzywdzenie ciebie. Sam jestem wściekły, że ktoś odważył się podnieść na ciebie rękę.

Siada na brzegu łóżka.

— A to mi wygląda na ranę, która bardzo szybko się zagoi i nie będzie żadnego śladu. Nie ma co rozpaczać.

— Czemu mam wierzyć, że to nie ty? Dopóki się nie pojawiłeś nic złego mi się nie przytrafiało — nachyla się nade mną i całuję mój zraniony policzek.

— To nie ja — mówi patrząc mi prosto w oczy. — I to nie tylko przez to, że nie mam ochoty zawisnąć. Teraz po prostu wolę z tobą współpracować, a nie walczyć.

Już sama nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro