17
— To zwyczajne marnotrawstwo czasu. Siedzę tu już ponad dwie godziny, przez ten czas mogłabym zrobić sporo innych rzeczy — narzekam siedząc na kanapie w gabinecie Harry'ego. Rozumiem, że on jako doradca Dona ma wiele spraw do załatwienia na miejscu, ale nie mam pojęcia po cholerę ja mu tu jestem potrzebna.
— Idź sobie zrób kolejną kawę lub zamów sobie pizzę, ale przestań gadać, bo mnie zaczynasz irytować.
— Nie musisz mnie tu trzymać, jeśli tak bardzo działań ci na nerwy to mnie odeślij albo załatw mi nowego partnera. Mogę zająć się ustaleniem lokalizacji tych diamentów.
— W dupie mam te cholerne kamienie. Nie zrobię nic żeby one się odnalazły, tego do możesz być pewna. A skoro się tak bardzo nudzisz to chodź — odsuwa krzesło. Szczerze to ostatnie na co teraz mam ochotę to siadać mu na kolanach.
— Mam siedzieć na tobie i patrzeć co robisz?
— Nie. Potrzebuję się rozluźnić, więc będziemy się pieprzyć. Od razu opuść spodnie, bo nie mam zamiaru przedłużać — komunikuje i rozpina swoje spodnie. Szczerze przyznaję, że się tego nie spodziewałam.
— To ja chyba pójdę po to drugą kawę — wstaję, ale nie dochodzę do drzwi, bo on mnie zatrzymuje dość ostrym tonem swojego głosu.
— Iliana! Dobrze ci radzę chodź do mnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać. I nie chcesz chyba by nasze relacje znowu się pogorszyły — odwracam się i dość niechętnie do niego podchodzę. — Ostatnio bardzo dobrze się dogadujemy, szkoda to psuć.
— A jak będę robiła to co będziesz chciał to sprawisz bym znowu mogła współpracować z Niall'em — niektórzy twierdzą, że wykorzystywanie swojego ciała do uzyskania korzyści ja jednak jestem zupełnie odmiennego zdania. Trzeba sobie radzić.
— Nie, ale może czasem pozwolę wam coś załatwić — wymijająca odpowiedź całkowicie pozbawiona szczegółów. Dobrze wiem, że to oznacza nie.
— Nie jestem na tyle głupia by się na to nabrać.
— Obyś była na tyle inteligentna by mi nie odmawiać — przewracam oczami na jego słowa. Rozpinam swoje czarne jeansy i siadam na nim okrakiem tak by nasze twarze praktycznie się ze sobą stykały.
— To jest mobbing, ale nie czepiajmy się już szczegółow, przecież robiłeś już dużo gorsze rzeczy — jego dłoń wędruje do mojej cipki i bardzo szybko odnajduje łechtaczkę. Po masażu chociaż tego nie chcę to z moich ust wydobywa się jęk. Nie jest to dobre i choć tego nie chcę to zaczyna mi być przyjemnie.
Pieprzone ciało, które w ogóle mnie nie słucha.
— I od razu robi się przyjemniej — bawienie się mną tak go podnieciło, że czuję jego erekcję. A, że Harry nie wygląda na cierpliwą osobę to dość szybko się we mnie wbija. Jego ruchy są dość mocne i płynne. Nagle jego dłoń przenosi się na moją szyję przez co zapala się czerwona lampka.
Kręcę głową próbując się od niego uwolnić, on jednak na chwilę zaprzestaję swoich ruchów i dotyka mojego policzka.
— Jeśli mi się oddajesz to nie musisz się mnie bać. Wtedy jesteś całkowicie bezpieczna. Nie skrzywdzę swojej kobiety — jego głos jest taki miły, uspokajający. Aż się nie chce wierzyć, że on chciał mnie zamordować bez żadnego powodu.
— Czemu mam ci wierzyć? — pytam, a on znowu zaczyna się we mnie poruszać.
— Nie masz innego wyjścia skarbie — jego usta lądują na moich. Całuję mnie prosząc bym rozszerzyła wargi. Pod wpływem impulsu to robię. Pozwalam mu się całować. I ku mojej rozpaczy jest to cholernie przyjemne. Czuję się zupełnie tak jak nie powinnam.
Nagle jednak głośne trzaśnięcie drzewami sprawia, że praktycznie od niego odskakuje.
— Co to ma być do cholery?!
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro