Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15


U prosiłam Harry'ego bym mogłam pojechać do domu po siódmej, więc bez żadnego problemu zdążyłam na rodzinne śniadanie. Przebieram się w luźny strój czyli czarne leginsy i fioletową koszulkę na ramiączka. Chociaż jest już koniec listopada to w domu mamy ciepło. Valentiną. Swojej biologicznej matki nawet nie pamiętam. Z tego co mi wiadomo to zmarła jak miałam rok. Valentina pojawiała się jak miałam cztery lata i od razu zaczęła mi zastępować matkę, jak byłam mniejsza to czasem ją nazywałam mamą, ale Fabian mnie za to ganił twierdząc, że depczę tym pamięć naszej biologicznej matki.

Zbiegam na dół i zauważam, że już wszyscy siedzą przy stole. Mam nadzieję, że zbytnio się nie spóźniłam.

— Cześć wszystkim — mówię i zajmuje miejsce obok Fabiana. Wcześniej zawsze siedziałam obok Petera, ale po tym wszystkim co między nami zaszło to im bardziej będę go unikała tym będzie dla mnie lepiej.

— Witaj kochanie — mówi tatuś, a jak jego wzrok zostaje skierowany na mnie to od razu pochmurnieje. — Skarbie przykryj czymś szyję — nie mam już bardzo mocnych śladów, ale i tak każdy kto tylko by mnie zobaczył od razu by się domyślił co się stało.

Siedzącą obok niego blondynka szturcha mnie ramieniem.

— Oczywiście jeśli sama tego chcesz — komunikuje Valentina spoglądając na mnie współczującym wzrokiem.

— Nie przeszkadza mi to zaraz po coś pójdę — nie zdążam się nawet podnieść, bo Peter wstaje pierwszy.

— Sam co coś przyniosę — komunikuje i znika nam z oczu. Służba reaguje wręcz natychmiastowo i momentalnie zostaje mi przyniesiony talerz. Biorę dwie kromki świeżego chleba, a także sięgam po szynkę, ser i pomidora.

Nagle jednak czuję jak ktoś owija i cienką apaszkę wokół szyi. Peter jest przy tym bardzo delikatny i uważany. Po tym zajmuje swoje poprzednie miejsce czyli po drugiej stronie stołu.

— Wychodzisz dziś gdzieś? — pyta zachowawczo ojciec. Nie chce wprost powiedzieć imienia Harry'ego. Może to i dobrze.

— Tak, robi się coraz zimniej, a ja na stronie internetowej mojego ulubionego sklepu zauważyłam, że przywieźli śliczne futerka — na zdjęciach widziałam czarne i karmelowe. Zdecyduję się chyba na te drugie.

— Biedne zwierzątka muszą trącić życie byś ty miała co na siebie włożyć — wzdycha Fabian, a ja mam ochotę wbić mu widelec w dłoń.

— Przecież dobrze wiesz, że noszę tylko sztuczne futra. Nic ci nie zrobiłam, a ty od samego rana szukasz zaczepki.

Fabian z uśmiechem na mnie spogląda.

— Nic jej nie jest, tak samo drażliwa jak zawsze — czyli mnie sprawdzał. Mam nadzieję, że nie myślał, że stanę się potulna jak baranek. — Jeśli chcesz to zadzwonię po Louisa, on na pewno ci doradzi w kwestiach odzieżowych. I innych.

Towarzystwo Louisa na pewno bardzo dobrze by mi zrobiło, ale niestety nie mogę sobie na to pozwolić. Louis mógłby jeszcze przez to ucierpieć, ale nie chcę by mu coś się stało. Wystarczająco już ucierpiał mój brat.

— Nie trzeba — odpowiadam i wreszcie biorę się za konsumowanie mojej kanapki. Jestem strasznie głodna.

***
Chodzenie po centrum handlowym i zakupy to coś co mnie odpręża. A tym bardziej po tak nerwowych dniach naprawdę tego wszystkiego potrzebowałam. Na szczęście jest też dziś dość chłodno, więc moja apaszka nikogo nie dziwi.

Z trzema torbami zakupowymi zmierzam do kawiarni. W domu nie zdążyłam napić się kawy, a teraz mam ochotę na dużą latte lub mokke. Oczywiście bez bitej śmietany, może jestem dziwna, ale nie lubię jej w połączeniu z kawą.

Siadam przy stoliku i składam zamówienie, lecz nim dostaje moją czekoladową kawę go rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu. Wyciągam go z torebki i nie patrząc na to kto dzwoni odbieram.

— Gdzie ty się podziewasz do jasnej cholery? — Po tobie od razu domyślam się kto to.

— Mam dziś wolne — komunikuje i kończę połączenie. Teraz jest czas dla mnie.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro