11
— Oni mają zaledwie trzynaście i czternaście lat. Nie wiesz co robisz — powierzanie handlu narkotykami takim chłopcom jest zupełnie nieodpowiedzialne. Nie minie nawet tydzień, a obaj wpadną. Oczywiście wszystko wśpiewają policji i będzie trzeba znowu kogoś przekupywać. Będzie z tym sporo zachodu i strat, ale z moim zdaniem oczywiście on się nie liczy.
— Przesadzasz ja doskonale wiem co robię. Siedzę w tym biznesie dużo dłużej niż ty.
No i co z tego. Mimo swojego doświadczenia popełnia tak głupie błędy. Młodzi chłopcy są strachliwi. W razie zagrożenia zapomną o tym co to jest lojalność i zrobią wszystko byleby tylko ratować swoją dupę. Dla nich nie istnieje takie słowo jak lojalność.
— Skoro tak to mam nadzieję, że to ty weźmiesz na siebie całą odpowiedzialność za to wszystko. Wszystko co mieliśmy zrobić zrobiliśmy, więc chyba mogę wrócić już do siebie. Odwieź mnie do domu głównego — jest już po jedenastej w nocy, ale jak się pośpieszę to zdążę jeszcze spotkać się z Louis'em.
— To ja zdecyduje kiedy skończysz. A teraz jedziemy, ale gdzieś indziej — komunikuje i włącza silnik samochodu. Siedzę spokojnie dopóki nie rozpoznaje, że on wiezie mnie do tego domu, w którym zmusił mnie do seksu z bratem.
— Zawracaj, ja nie chce tam jechać! — wyraźnie podnoszę głos. Nie chcę być w tamtym miejscu. Zbyt wiele złego mnie tam spotkało.
— Już się tak nie denerwuj, przecież nie mogę cię tknąć. A dziś nie mam zamiaru wysługiwać się twoim bratem — to kłamać i nie chce mi się wierzyć, że mówi naprawdę. Poza tym nie wiózłby mnie ram bez konkretnego celu.
— Jeśli nie pracujemy to nie muszę być z tobą. Odwieź mnie — staram się mówić pewnie, ale wiem, że w moim głosie da się wyczuć panikę. Mimo wielkich starań nie daje rady ukryć strachu. Przy nim moja odwaga ulatuje.
— Siedź spokojnie, bo jak dojedziemy to wstrzyknę ci taką dawkę leku nasennego, że przez dwa dni się nie podniesiesz.
— Nie wolno ci mnie krzywdzić — komunikuje, a następnie odwracam głowę w stronę okna. Ochrona Dona zbyt wiele mi nie dała.
— Och zamknij się.
Nie mija nawet dziesięć minut, a docieramy do tego przeklętego miejsca. Najwidoczniej postanowił mnie dręczyć psychiczne. I do tej pory nieźle mu to wychodzi.
— To to idziemy śliczna — mówi, a następnie opuszcza auto. Ja jeszcze chwilę spędzam w samochodzie i widząc, że wyraźnie na mnie czeka też otwieram drzwi i wychodzę.
— Powiedz po co mnie tu znowu przywiozłeś? — pytam nie odchodząc zbyt daleko od auta. Wiem, że nie uda mi się w nim schować, ale to jest taki odruch.
— Chcę omówić z tobą kilka spraw. Podobno jesteś bardzo inteligenta, więc zamierzam to wykorzystać. Nie możesz mnie jedynie irytować — powoli się do niego zbliżam, a on chwyta mnie za rękę i mocno ciągnie w swoją stronę. — Po śpiesz się, bo idziesz noga za nogą.
Wpycha mnie do domu, a następnie zapala światło.
— Jeśli coś mi się stanie to zginiesz — przypominam mu cedząc przez zęby.
— Ależ oczywiście — mówi, a następnie pcha mnie na ścianę i do mnie dopada. Jego dłoń ląduje na mojej szyi. — A teraz skarbie masuje twoje gardło — jego ręką delikatnie się zaciska. — Jeśli na twoim ciele pojawi się jakiś siniak to będzie to efekt brutalnego seksu, który ty wprost uwielbiasz słodki rudzielcu.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro