4. Znaleźliście Clifforda?!
Z kim widzę się w środę na 5sos? Jakie macie miejsca?
Ich ranczo było pełnowymiarowe. Mieli zwierzęta różnego rodzaju, przez co byli w miarę samowystarczalni. Harry uwielbiał pracować w ogrodzie, więc z czasem dorobili się własnych upraw. Co roku mieli swoje pomidory, ogórki, ziemniaki jak i wiele innych.
Część, gdzie mieli zboże, jednak była używana przez ich sąsiada. Nie chcieli się brać za kredyty, aby kupić odpowiedni sprzęt, więc mieli bardzo dobry deal z mężczyzną, który płacił im wystarczająco za używanie ich ziemi.
Nie wyobrażali sobie życia w mieście, chociaż obaj pochodzili z miast i wychowali się w zupełnie innych okolicznościach. Na początku ta decyzja według ich rodzin była szalona, ale dali im decydować po swojemu i nigdy nie żałowali ryzyka, które wtedy podjęli.
- Prrrr - Harry spowolnił swojego konia, będąc na małej przejażdżce.
Czasem i on potrzebował chwili wytchnienia i podziwiania tego, do czego doszli z Louisem. Sami, swoją ciężką pracą. Pogoda tego dnia była naprawdę dobra, nie było zbyt gorąco i jednocześnie wystarczająco ciepło, by udać się na taką przejażdżkę. Jeżdżąc samotnie mimo wszystko Harry nigdy nie oddalał się zbyt mocno od rancza. Stępem już pozwolił klaczy iść przed siebie, samemu ciesząc się chwilą i przyglądaniu się wszystkiemu.
Zmarszczył brwi, kiedy wydawało mu się że czarna spora kropka przebiegła w oddali. Pokierował konia w tamto miejsce, nie spiesząc się jednak mocniej, aby nie przestraszyć tego stworzenia, wolał być ostrożny. Intrygowało go jednak to co widział i nie mógł po prostu jechać dalej przed siebie.
- Clifford - zawołał zszokowany, jak i szczęśliwy, widząc w polu czarnego psa, który już wyglądał na mocno wychudzonego.
Zwierzak wyprostował się, tak że jego głowa wystawała ponad trawy i spojrzał prosto na konia oraz Harry'ego. Jakby instynktownie ruszył w jego kierunku, szczekając przy tym co raz.
- Clifford, ty uciekinierze - brunet otwarcie płakał, kiedy zszedł z konia i ukucnął, aby być na wysokości zwierzaka - Gdzieś ty się podziewał psiaczku, chodź do pana.
Zwierzak był wyraźnie szczęśliwy i mimo niewielkich sił merdał ogonem oraz nadstawiał się do drapania. Jego sierść była splątana i miał w niej pełno patyków oraz kawałków różnych roślin.
- Wracasz ze mną do domu kolego - spojrzał w górę, aby wyzbyć się łez - Doprowadzimy cię do porządku... - zaczął przeszukiwać swoje spodnie, w końcu znalazł telefon i wybrał numer męża.
Ten mógł z łatwością podjechać tutaj samochodem i zabrać psa, który nie miał z pewnością sił na tak długi spacer.
- Harry? Wszystko okej? - omega rzadko kiedy dzwoniła w czasie swoich przejażdżek, a Louis bywał przewrażliwiony.
- Ze mną, um, ze mną wszystko dobrze - jego głos się lekko trząsł - Znalazłem Clifforda, jest tak bardzo wychudzony i słaby Lou - pociągnął nosem.
- Gdzie jesteś? Podjadę. Dasz radę wrócić potem konno czy będziemy kombinować? - upewnił się od razu.
- Wrócę konno - potwierdził i zaczął się rozglądać, aby znaleźć coś, co da Louisowi znak gdzie są - Um, jestem przy kawałku gdzie płot się zawsze rozwala.
- Już idę do auta, biorę wodę od razu dla niego - zapowiedział i było słychać charakterystyczne skrzypnięcie drzwi od garażu.
- Czekamy na ciebie - pociągnął nosem, nim rozłączył się i ponownie skupił się na ich młodym psie, który kilka tygodni temu uciekł im przez ich nieuwagę.
Clifford położył się, nie mając siły na cokolwiek innego w tamtym momencie. Jego język był cały czas wywalony na zewnątrz mówiąc o pragnieniu oraz zapewne przegrzaniu w jakimś stopniu. Brunet robił co był tylko w stanie, ale i tak nie miał za wiele, patrząc że nie przygotował się na taką ewentualność jadąc na wycieczkę konną.
Dźwięk opon sprawił, że poczuł ogromną ulgę.
Zaraz koło niego pojawił się Louis z miską i butelką wody. Prędko podszedł do nich i od razu postawił miskę, a potem nalał wodę, na którą Clifford się dosłownie rzucił.
- Moja biedna psina - szatyn czuł jak boli go serce od samego widoku przed sobą.
- Myślę, że trzeba będzie z nim pojechać do weterynarza - Harry spojrzał zmartwiony na partnera - Nie wiadomo, co robił przez tyle dni... Cudem go zauważyłem, w tym polu.
- Koniecznie weterynarz, a potem groomer, bo czuję że sami nie damy radę z tą sierścią - próbował przejechać palcami, jednak napotkał zbite kołtuny.
- Wszystko dla jego dobra, nie wierzę że tu znowu jest - jego palec przejechał po pyszczku psiaka.
- Całe szczęście, że się znalazł. Doprowadzimy cię do porządku przyjacielu, będzie ci z nami znowu dobrze - obiecywał alfa, po czym przejął psa, by pomóc mu wejść do samochodu.
- Spotkamy się przy domu - Harry zawołał, znowu wsiadając na swoją klacz, która niezadowolona przerwała skubanie trawy.
Louis tylko pokazał kciuk w górę i ruszył z psem ostrożnie, aby nie przestraszyć go mocniej niż to konieczne. Harry za to ponownie ruszył stępem, tym razem prosto w kierunku domu. Spotkali się przed domem, Clifford był choć trochę mocniej energiczny, po tym jak się nawodnił. Harry szybko przeszedł z klaczą do stajni, chcąc być jak najszybciej przy Louisie i psiaku. Pamiętał o wszystkim co do obrządzenia konia po jeździe, jednak robił to po prostu szybciej. Po tym dostał się przed dom, gdzie Clifford ponownie pił świeżą wodę.
- Musi być tak bardzo spragniony - brunet ciężko oddychał, stając przy partnerze - Ale wrócił na naszą ziemię, mimo zmęczenia szukał powrotu do domu.
- Był bardzo dzielny, ale już jest w dobrych rękach. Od razu jedziemy do weterynarza, musi go porządnie sprawdzić, a potem odrobaczyć, nie wiadomo co jadł i gdzie chodził - alfa cały czas gładził zwierzaka.
Nie zwlekali mocniej, upewnili się, że dom jest zamknięty i zaraz jechali z Cliffordem do ich znajomego weterynarza, który od początku wiedział o zaginięciu psa. Harry siedział na tyle z Cliffordem, który spokojnie leżał łepkiem na jego kolanach.
Ku ich szczęściu przed nimi był tylko jeden pacjent, który akurat był w środku. Będą na pewno mieli sporo pracy, żeby wyprowadzić psa na prostą, jednak to był członek ich rodziny i nie mieli zamiaru poddać się.
🐾🐾🐾🐾🐾
- Mamo, gdzie tata? - Tony zdziwiony zapytał, kiedy wsiadł z siostrą do pojazdu i naprawdę nie było niczym normalnym, widok Harry'ego za kółkiem.
- Coś się stało tacie? - Mel spojrzała z szeroko otwartymi oczyma na rodzica.
- Nie, nie. Spokojnie dzieci - zmęczony Harry lekko się uśmiechnął - Tata jest u groomera z Cliffordem, a przez poprzednie dwie godziny byliśmy u weterynarza z nim. Znalazł się kochani, nasz piesek się znalazł.
- Znaleźliście Clifforda?! - Tony niemal pisnął, bo to on najmocniej cieszył się, kiedy pies dołączył do ich rodziny - Wszystko z nim dobrze? Będzie dziś z powrotem w domu? - fala pytań napłynęła od nastolatka.
- Jest słaby, dostał sporo witamin i został dokładnie przebadany, w domu przez kolejne dni będzie odpoczywał - brunet mówił powoli I wyraźnie - Musieliśmy z tatą zabrać go do groomera, bo na pewno jest mu niewygodnie z tak poplątaną sierścią, w której jest cały las.
- Biedny Clifford - skomentowała Mel - Dobrze, że się znalazł, to najważniejsze. Tęskniliśmy za nim i to bardzo.
- On za nami też, szukał swojego domu - Harry mógł to szczerze obiecać swoim szczeniakom.
- To dziwne, kiedy jesteś za kierownicą - skomentował Tony - Niecodzienne, nie lubisz prowadzić - pamiętał o tym doskonale.
- Tata nie chce opuszczać boku Clifforda, a ktoś musiał po was przyjechać - spojrzał w lusterku na syna - Czasem trzeba robić to, czego się nie lubi... O, zobaczcie, tata czeka z Cliffem na nas - zatrąbił lekko, widząc męża.
Tony dosłownie przykleił się do szyby, nie mogąc się doczekać, aby wyskoczyć z samochodu i móc przywitać się z psim przyjacielem. Jego sierść była krótka, najwyraźniej nie dało się zrobić z nią nic innego.
- Jest tak chudy mamo - Mel zauważyła, brak długiej sierści tylko to dokładniej pokazywał.
- Będziemy musieli go dokarmić, ale nie możemy dać mu na raz tyle jedzenia ile by chciał, bo dostanie skrętu żołądka - odpowiedział brunet.
Tony wysiadł z samochodu, jak tylko Harry bezpiecznie zaparkował. Nastolatek zaraz był na kolanach przed swoim ukochanym zwierzakiem i go przytulał, szepcząc coś do psiego ucha.
- Ostrożnie Tony, jest wymęczony i dalej dość słaby - ostrzegł Louis - Z dnia na dzień będzie lepiej, ale potrzebuje czasu.
- Nigdy więcej nie ucieknie, prawda tato? Nie zrobi tego - nastolatek odsunął się od Clifforda, który mimo wszystko się cieszył na widok swoich ludzi.
- Postaramy się, żeby do tego nie doszło - Louis nie mógł obiecać takich rzeczy, bywały przypadki na które nie miał wpływu.
Zaraz z psem przeszli do samochodu. Clifford lekko przywitał się z Mel, nim położył się między dziećmi i momentalnie zasnął, zmęczony wszystkim.
- Nie udało się uratować sierści? - Harry skomentował, po ruszeniu z miejsca.
- Niestety, była za bardzo zbita w filc i było sporo robaków - skrzywił się - Lepiej było obciąć wszystko i wykąpać go w specjalnych specyfikach.
- Tu się zgodzę, dzielnie wytrzymał wszystko. Teraz będzie odpoczywał - brunet czuł mimo wszystko ogromną ulgę na sercu.
- Za trzy dni jeszcze mamy kontrolę u weterynarza, mam rozpiskę co do karmienia go, żeby nie zrobić mu krzywdy - tłumaczył alfa - Dlatego dzieciaki, na razie psa nie dokarmiamy.
Louis mówił wszystko, żeby właśnie młodzi wiedzieli, ponieważ Harry był z nim jeszcze u weterynarza. Woleli jednak uniknąć nieporozumień, teraz był bardzo kluczowy czas, żeby Clifford wrócił sprawnie do zdrowia.
- Jak w szkole? - spytał alfa zmieniając momentalnie temat, żeby nie przeciążyć się jednym.
I tu na szczęście dzieci się rozgadały, sprawiając, że ciężkość chwili choć odrobinę zmalała i nie była tak odczuwalna jak wcześniej.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro