30. Sprawdź co tam się dzieje
Prace nad domem rozpoczęły się, a Louis codziennie przyglądał się postępom, nie wtrącając za mocno swojego nosa. Nie znał się aż tak mocno na budownictwie i ufał poleconemu architektowi oraz jego ekipie.
Musiał swoją uwagę dzielić na budownictwo, jak i na weterynarza, który stale ich odwiedzał. Na szczęście w sprawie budynku nie byli sami i Liam miał więcej z tym roboty, jednak sam się na to zgłosił, mając więcej czasu.
Na szczęście na rancho również szło wszystko w dobrym kierunku. Louis dokarmiał odpowiednio ciężarne zwierzęta, nie szczędząc im dodatkowych witamin.
- Pasza podrożała niemal o pięćdziesiąt procent - Harry z szokiem przesunął laptopa w stronę Louisa.
- Ile? - spojrzał zaskoczony - Przecież to niedorzeczne, jak mogli aż tak mocno podwyższyć ceny. Nie zapowiadali tego.
- Właśnie, nie zapowiadali. Gdyby to zrobili, zrobilibyśmy zapas - poczuł aż ból w skroniach - Będziemy musieli sami zwiększyć ceny przy sprzedaży.
- Zdecydowanie będziemy musieli, żeby nam się to opłacało - skrzywił się Louis - Najlepiej płacić im i nic nie mówić.
- Aż się boję sprawdzić inne rzeczy - podzielił się z partnerem, tego dnia planowali wielkie zakupy, mając na to czas i zapotrzebowanie.
- Nie mamy wyboru - powiedział alfa - Nasze zwierzaki muszą mieć to co dobre, żebyśmy mogli trzymać renomę.
- Właśnie o to chodzi - ścisnął dłoń na udzie męża - Nie wiem, czy powinniśmy kupić z zapasem, bo mogą bardziej podrożeć, czy poczekać i jakaś szansa będzie że potanieje.
- Myślisz, że będzie jeszcze drożej? - zastanawiał się - Trzeba rozeznać się po rynku.
- Boję się, że może być różnie - miał wiele myśli w swojej głowie i to nie wesołych.
- W razie co zainwestujemy od razu - odparł Louis - Nie zmienimy swojej jakości. Najwyżej będziemy szukać czegoś tańszego, ale w dobrej jakości dalej.
- W takim razie zróbmy tak - Zawsze wszystko przegadywali, nim podejmowali jakąkolwiek decyzję.
No wyjątkami były wyjazdy niespodzianki, czy prezenty. To było jednak normalne. Mimo stażu ich związku nie czuli zmęczenia sobą czy rutyny, która by ich odsuwała od siebie. Niby czuli odpowiedzialność i stabilizację, ale zdarzało im się czuć niczym nastolatki.
- Mówiłam ci, że masz nadciśnienie, ale nie kłóciłeś się ze mną, stary pryk - trzaśnięcie drzwi, a później głos Anne oraz szczek Clifforda do nich doszedł.
- Oho, mama chyba wkurzyła się na tatę - Louis wyciągnął głowę - Chyba trzeba sprawdzić o co chodzi. Nadciśnienie nie brzmi dobrze.
- Jest rodzinne z mojej strony, leki wiele pomagają - mimo to, lekko zmartwiony wstał, upewniając się że Matias śpi w dostawionym łóżeczku.
- Zostanę z małym, czuje twoje zmartwienie - zapewnił szatyn - Sprawdź co tam się dzieje.
Harry puścił buziaka w stronę partnera i biorąc głęboki oddech, ruszył w stronę dobiegających głosów. Od jakiegoś czasu Matias przesypiał wszystkie hałasy, co dawało ogromną ulgę rodzicom.
Udało mu się złapać rodziców, a jego ojciec wyglądał jak ganiony szczeniak za psocenie, ale Anne wyraźnie była zdenerwowana na niego.
- Mamuś, twoja złość tylko sprawi, że jego ciśnienie może wzrosnąć - Harry podszedł do rodzicielki i spojrzał na nią miękko - Wystarczy karcenia, tato dostałeś leki? Czy na razie masz kontrolować swoje ciśnienie?
- Dostałem od razu leki - przyznał się - I mam kontrolować na bieżąco czy będą działały odpowiednio.
- Oj tato, tato. A od dawna się gorzej czułeś. Dobrze, że mama cię zmusiła do wizyty u lekarza - Harry w dwa kroki podszedł do ojca - Ale damy sobie radę. Jesteśmy rodziną.
- Ja się po prostu martwię - Anne uspokoiła się - Nie chcę, żeby w pewnym momencie coś się stało. Kocham cię Des i nie chce stracić.
- Nie stracisz, nie tak szybko - mężczyzna się zarzekł, po poprawieniu czule włosów syna - Będę grzecznie brał leki, tak?
- Będę cię pilnować - zarzekła się - Ja już znam twoją pamięć do takich rzeczy. Pierwsze dwa tygodnie, a potem czarna dziura.
- Już mnie wystarczająco skarciłaś - Des ponownie się skrzywił i zawiesił swoje ramiona.
- No już nie bocz się tak - podeszła do swojego alfy i objęła go z uczuciem - Wiesz, że chce dobrze.
- Możesz bez krzyku na swojego starego męża - wykorzystywał rolę skarconego szczeniaka.
- Postaram się nie krzyczeć - obiecała w końcu, wtulając się mocniej w męża i licząc, że ten to w końcu odwzajemni.
Des w końcu finalnie oddał uścisk, całując krótko żonę w czoło. Harry uwielbiał widzieć takich rodziców, pełnych miłości i z iskierkami w oczach.
🐾🐾🐾 wspomnienie 🐾🐾🐾
Harry spoglądał tęsknie na dom swoich rodziców, gdzie była Mel, która miała swoje małe "wakacje", z jego rodzicami. Omega ułożyła dłoń na swoim brzuchu i westchnęła. Wiedział, że w tym momencie musieli myśleć logicznie i jeśli w każdej chwili mógł urodzić, to lepiej było oddać małą pod dobrą opiekę, niż martwić się tym przy akcji porodowej.
- Mel będzie dobrze z rodzicami skarbie, wiesz o tym. Ona ich uwielbia i nim się obejrzymy będziemy ją zabierać z braciszkiem - alfa starał się dać zapachu omedze, aby ta była spokojniejsza.
- Jest mała, mam nadzieję że się nie pochoruje ze strachu, czy coś - zmarszczył nos, zaraz kierując wzrok na Louisa - Nie spodziewałem się, że tak szybko kolejny raz zostaniemy rodzicami.
- Obaj się tego nie spodziewaliśmy. Nasi rodzice też - spoglądał w zielone oczy - Ale damy radę, będziemy mieli parkę z niewielką różnicą wieku.
- Oczy na drogę - upomniał starszego srogim tonem głosu - Nie potrzebny nam wypadek.
- Już, już - wykonał prośbę omegi - Jestem skupiony jak najbardziej, jesteście dla mnie najważniejsi.
- A jednak zgodziłeś się na spotkanie z tą omegą - powiedział oburzony, mimo że ta była staruszką. Hormony robiły z niego niezły bałagan emocjonalny.
- Harry... To była sąsiadka, która poprosiła o pomoc - przypomniał, wypuszczając cierpliwie powietrze - Dobry uczynek.
- Zostawiłeś mnie dla innej omegi, czułem się samotny. A do tego wróciłeś pełen jej zapachu - poczuł nagłą potrzebę płaczu.
- Harry... Ty jesteś moim mężem, ciebie kocham i nasze szczeniaki - wzrokiem szukał zatoczki, aby się zatrzymać.
- A-A kupisz mi zestaw happy meal? - piąstkami otarł swoje policzki.
- Takie buty... - ledwo powstrzymał śmiech - Niech będzie, zrobimy wyjątek w naszej diecie dziś.
- J-Jesteś najlepszy - pociągnął jeszcze kilka razy nosem, bardzo teatralnie.
- Jak kupuje jedzenie to jestem - w końcu się lekko zaśmiał - Zaraz znajdziemy jakiś punkt. Chcesz zjeść w aucie czy wyjść?
- Możemy zjeść nad rzeką? - nadzieja zabłysła w zielonych oczach na tą możliwość.
- Chyba jest wystarczająco ciepło na to - skinął - W takim razie zamówimy w okienku i od razu pojedziemy w nasze małe miejsce.
Harry niemal nie pisnął z zadowolenia, podskakując na swoim miejscu. Zaraz jednak się powstrzymał, łapiąc swój brzuch.
- Przepraszam Anthony, mamusia nie chciała cię budzić - pomasował skórę.
- Kopnął za obudzenie? - zaśmiał się Louis, skręcając ostrożnie, aby dostać się do restauracji.
- Jak to mały alfa, pokazuje kto rządzi i czyje potrzeby są ważniejsze - mamrotał, przymykając powieki - A kupisz mi jeszcze nuggetsy?
- Wybierzesz na co będziesz miał tylko ochotę - zapewnił bruneta, zatrzymując się w małej kolejce przed lokalem.
- Od razu mi cieplej na moim sercu - spoglądał na okno, nie mogąc się doczekać aż będzie ich kolej.
W końcu i ona nadeszła, a miła pani zapytała się o ich wybory. Louis prędko podyktował swoje proste zamówienie i spojrzał na omegę, aby ta wybrała to na co miała ochotę. I skończyło się na dwóch zachciankach Harry'ego, o których ten wcześniej wspomniał. Miał na nie ogromną ochotę, przez co Louis miał mały ubaw.
Alfa dobrał do tego dwa waniliowe shake'i wiedząc, że nawet jeśli Harry mówił, że nie ma na niego ochoty, to po tym jak on sam zacznie pić brunet zacznie mu podbierać napój.
🐾🐾🐾 koniec wspomnienia 🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro