Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Jesteście brutalni dla staruszka


- Mamo? Pomożesz? Chyba zrobiłam coś źle - Melanie weszła przez otwarte drzwi do sypialni rodziców, mając Ginę w chuście, jednak małej było wyraźnie niewygodnie.

- Och, jasne słoneczko - Harry podniósł się sprawnie z łóżka i podszedł do córki - Źle przełożyłaś ten pas, małej jest przez to niewygodnie - zabrał się za pracę, tłumacząc krok po kroku wszystko Melanie.

- Teraz wszystko jasne - sapnęła - Jeden ruch, a tyle wygody dla szczeniaka. I dla mnie w zasadzie też.

- Jeszcze się nauczysz kochanie - był tego pewien, dłonią przeczesując loczki córki - Do twarzy ci, ze szczeniakiem. Prawdziwa mama.

- Staram się być dobrą mamą, to nie jest takie proste - objęła ramionami córeczkę - Czasem mam wrażenie, że nie daję rady, niewystarczająco.

- Też tak miałem przy tobie. Byłem w tym samym wieku, tata chodził na uczelnię, przez co ja spędzałem więcej czasu z tobą - wspominał, uśmiechając się lekko - Myślałem o sobie, jak o niewystarczającej mamie.

- Jak sobie z tym poradziłaś mamo? - niebieskie oczy spojrzały w te zielone z małymi obawami, które były całkowicie normalne.

- Zrozumiałem, że będę popełniać błędy, że mimo nich moje dziecko będzie mnie kochać szczerze. Że to normalnym jest się mylić - potarł kciukiem policzek Giny - A twój pierwszy uśmiech, mi pomógł w zrozumieniu tego.

- Kocham ją, naprawdę mocno i wiem, że jestem za młoda, ale jest moją córeczką - kołysała delikatnie szczeniakiem - Chce żeby miała taką mamę, jaką mam ja.

Zielone oczy momentalnie pokryły się łzami wzruszenia, takie słowa były czymś ogromnym dla rodzica.

- Będziesz, już jesteś cudowną mamą - obiecał, cięższym tonem głosu.

- Dziękuję - uniosła kącik ust i pocałowała głowę Giny, która zaczęła gaworzyć lekko w chuście.

- Nie mogę się doczekać, aż nasze maluchy zaczną razem psocić - Harry spojrzał w bok, gdzie spał spokojnie jego synek, z pełnym brzuszkiem.

- To będzie dopiero chaos, będą uczyć się chodzić czy mówić w jednym czasie - sama spojrzała na brata.

- Będziemy za nimi biegać Mel - uświadomił córkę - I nie raz się skrzywdzą, przez co serca będą nas bolały. Takie są szczenięta.

- Domyślam się, ale będą miały dobre dzieciństwo. W pełnym domu i ze zwierzątkami blisko - powiedziała wyraźnie zadowolona.

- Już wieś nie jest zła? Nie chcesz wyprowadzić się do miasta? - wypomniał lekko córce stare słowa.

- Nie chce - pokręciła głową - Nie kiedy Gina jest na świecie. Pewnie jakby jej nie było uciekłabym na studia do Manchesteru albo coś - przyznała się - Ale tu nam dobrze.

- Dzieci zmieniają myślenie, wiem o tym doskonale - podzielił się z córką swoimi spostrzeżeniami - Planowałem być słynnym projektantem, wiesz? Od młodości rysowałem różne stroje, szkicowałem, ba. Mama mi kupiła maszynę do szycia i się bawiłem materiałami.

- Nigdy nie mówiłeś o tym - uchyliła usta - Nie chciałeś tego kontynuować jak ja się urodziłam? Albo nawet potem?

- Może czasem miałem te myśli - nie mógł tego ukrywać - Ale wolałem być przy moich dzieciach, mężu. Życie rodzinne wygrało z marzeniem, a tu znalazłem swój nowy raj. Powód do życia.

- No jasne, rozumiem - mruknęła - W zasadzie idę się przejść z Giną skoro jest w chuście. Chciałam pokazać jej zwierzątka na rancho.

- Może poczekaj na mnie, to wezmę małego do chusty i przejdę się z tobą. Dawno nie mieliśmy czasu matka z córką - zauważył miękko i lekko z nadzieją.

- Jasne, bardzo chętnie mamo - uśmiechnęła się jeszcze mocniej na tę propozycję - Razem zawsze raźniej nam będzie.

- Sekundka - poprosił dosłownie.

Zaraz znalazł chustę, którą zaraz sprawnie sobie ułożył i ostrożnie przejął synka i włożył ją w nią, a ten jedynie lekko jęknął, tuląc się do jego piersi.

- Nawet się nie przebudził - zauważyła - To dopiero profesjonalizm - zażartowała - Ja trochę małą pomęczyłam zanim do ciebie przyszłam.

- To był twój pierwszy raz przy takiej sytuacji, Mel - przypomniał, podchodząc do swojego najstarszego szczeniaka - Idziemy?

- Tak, możemy iść - skinęła w zgodzie i pierwsza ruszyła do wyjścia z sypialni, a następnie do schodów.

Po drodze oczywiście minęli Louisa, który na siłę próbował się wepchać do ich wyjścia, nie robiąc sobie nic z tego, ze słów córki czy męża.

- Tato... Nie - powiedziała w końcu prosto Melanie - Wychodzimy z mamą, tylko. Plus szczeniaki, ale one nie mają wyboru. Czas matki i córki. Kropka.

- Jesteście brutalni dla staruszka - powiedział z lekkim wyrzutem, ale zrozumienie pojawiło się w oczach alfy.

- Nie taki staruszek z ciebie dziadku - droczyła się Mel - Ale czasem ja i mama potrzebujemy czasu i rozmowy na tematy omeg.

- No jasne... Dziadek, dziadek - wyraźnie się wzdrygnął i spojrzał na małą dziewczynkę w chuście dziewczyny - W takim razie idę do Tony'ego.

- Wiadomo jak tatę odstraszyć - Melanie spojrzała na Harry'ego, kiedy Louis rzeczywiście od nich odszedł.

- Tylko nie za często, bo biedaczek mi zejdzie - poprosił córkę, chichocząc lekko pod nosem.

🐾🐾🐾🐾🐾

Prace nad łazienką ruszyły naprawdę szybko, a mieszkanie rodziców Harry'ego sprzedało się natychmiastowo. To ich mocno cieszyło, ze względu na odcięcie się całkowicie od miasta i możliwość skupienia się na rancho.

Z czasem, okazało się że obce zapachy pracowników mocno przeszkadzały Matiaoswi, który dosłownie wpadał w szał płaczu, kiedy tylko jakiś do niego mocniej doszedł.

- Już szczeniaku, wiem że to nic przyjemnego - Louis bujał Matiasem, który zdążył się zdenerwować - Ale tata tutaj jest.

- Z jednej strony on musi przywyknąć do obcych zapachów, z drugiej serce się kraja na ten strach widoczny w jego oczach - Anne spoglądała ze smutkiem na swojego wnuczka.

- Mam to samo, ale nie może żyć zamknięty hermetycznie wśród rodziny - skinął Louis - Musi się przyzwyczajać do dźwięków i zapachów.

- Moja mała omega znowu się przejęła? - Harry wrócił z kuchni, spoglądając na męża, później na syna - Mati, przecież jesteś bezpieczny kochanie.

- Coś ma z tym, sam już nie wiem co robić - przyznał Louis - Nie możemy tak uciekać od obcych.

- To prawda, nie możemy - Harry złapał lekko rączkę synka, sprawiając że ten nagle przestał płakać i spojrzał na mamę swoimi wielkimi oczyma.

- No tak, mama lekiem na całe zło - westchnął Louis - Tylko się pokazałeś w zasięgu wzroku i już lepiej jest.

- I tu jest mój śliczny szczeniak, nie ma co płakać. Inne zapachy nie są złe - potarł policzek chłopca - Z Giną nie ma takich problemów, co jest czymś dziwnym patrząc na ich strachliwą naturę.

- Każdy szczeniak jak widać jest inny - westchnął - Weźmiesz go? Czuję, że chce do ciebie.

- Chodź do mamusi - Harry z łatwością przejął synka - Maluszek mamusi, prawda? Taty miałeś już za dużo.

- Jak widać bywa i tak, to synek mamusi jest. Niechętnie muszę to przyznać - spojrzał na syna i męża - Będzie podobny do ciebie i to mocno.

- Już ma zielone oczka powoli - pochwalił się, naprawdę szczęśliwy tym widokiem.

- Po mamusi - skinął ze zgodą alfa - Pójdę zobaczyć czy dużo jeszcze dziś zostało pracy nad łazienką.

- Idź, Idź. Ja go nakarmię bo chyba głodny jest - Harry spojrzał na wykrzywioną buźkę.

- Kocham was - rzucił jeszcze Louis nim opuścił pomieszczenie, oglądać się za siebie ostatni raz.

- My ciebie też - usłyszał w odwecie, a zaraz lekki śmiech ich syna.

Tak bardzo jak ekipa była polecona, jednak musiał ich kontrolować. Wszystko musiało być zrobione w czasie, a nawet lepiej jakby i przed czasem.

Na szczęście nie mieli problemu tymi ludźmi i może to też dlatego, że mieli ich ciągle pod nosem. Nie pracowali gdzieś daleko i nie zostawiali im domu pustego.

- Dwa dni i się wynosimy stąd - zapewnił kierownik całej ekipy remontowej - Najważniejsze zrobione, bo przeciągnięte wodociągi i zrobiona instalacja.

- Bardzo mnie to cieszy, wam też musi się nieprzyjemnie pracować przy płaczu mojego synka - zadowolony się uśmiechnął na tą informacje.

- Nie przeszkadza nam to jakoś mocno, ale szkoda nam szczeniaka - przyznał mężczyzna - Do tego czas to pieniądz, a zleceń mamy niemało.

- To też racja - wzrokiem jeszcze przeszedł przez całe pomieszczenie, wszystko wyglądało obiecująco.

- Na dziś już też kończymy, musi wszystko wyschnąć do jutra - oznajmił drugi alfa - Wrócimy jutro rano.

- W takim razie bardzo dziękuję, a rano jak zwykle będzie ktoś na was czekać aby otworzyć - Louis uścisnął dłoń mężczyzny.

- Do zobaczenia - pożegnał się i zabrał swoich pracowników, po czym opuścili dom Tomlinsonów.

Kiedy Louis wrócił do salonu, Harry wciąż karmił ich syna, a chłopiec wydawał się już na samym wejściu bardziej rozluźniony.

- Jak się ma moja rodzinka? - spytał Louis - Robotnicy już wyszli.

- Właśnie słyszeliśmy, mały zaczął przed chwilą mniej opornie jeść - podzielił się z alfą - Wcześniej nie mogłem go przekonać do jedzenia i odrzucał sutek z emocji.

- Ciekawe, może powinniśmy skonsultować to z lekarzem? - zastanawiał się Louis - Czy myślisz, że wrośnie z tego?

- Wyrośnie, myślę że i tak w porównaniu z poprzednimi dniami i tak się mocniej uspokoił - pocierał kciukiem plecki szczeniaka.

- Za dwa dni powinno być wszystko dopięte na ostatni guzik - oznajmił Louis - Są już w końcowej fazie.

- Rodzice będą mogli odetchnąć - wyszczerzył się, na słowa męża - Usiądziesz przy nas?

- Z miłą chęcią - podszedł i zajął miejsce - Dobrze posiedzieć przy was w większym spokoju.

- Kiedy cię nie było, to Caleb zszedł - powiedział rozbawiony - Poczerwieniał jak burak na mój widok, nie mógł się wysłowić i uciekł.

- Uroki karmienia tutaj, chyba lepiej tego unikać - skrzywił się, trzymając swojego wilka ledwo w ryzach.

- Niby tak, ale nie chciało mi się iść do sypialni karmić - spojrzał w niebieskie oczy - A to nie jest coś... Dziwnego. Chociaż intymnego to już tak.

- No właśnie, intymne - potwierdził Louis - Chociaż dobrze, że się speszył i uciekł. Dobrze dla niego.

- Gorzej, jakby tego nie zrobił? - zachichotał lekko, na słyszalną groźbę w głosie szatyna.

- Dokładnie tak, wtedy bym inaczej z nim rozmawiał - warknął alfa - Może i mieszka z nami, ale dalej jest pod naszym dachem.

- Kocham cię zazdrośniku, ale wątpię abym był atrakcyjny dla kogoś tak młodego - przesunął się lekko I ucałował wąskie wargi.

- Nigdy nic nie wiadomo, ale lepiej żeby trzymał się Melanie i Giny - objął zaborczo męża.

Harry mruknął jedynie w zgodzie, opierając się na partnerze i spoglądając na szczeniaka, który sobie w spokoju powoli jadł. To było fascynujące jak szczeniak był zależny od nich, a przede wszystkim od Harry'ego i jego pokarmu.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro