Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Mati się śpieszy na świat


Alfa wstając rano do pracy przy zwierzętach zostawił Tony'ego w łóżku z Harrym. Chłopak powinien odpocząć ile się dało, to zawsze pomagało przy chorobach. To tylko motywowało go, aby jak najszybciej wykonać prace przy zwierzętach. Miłym zaskoczeniem było to, że Des właśnie kończył pracę w stajni, dokarmiając mocniej niektóre ze swoich ulubionych koni, ale akurat nie musiał głośniej o tym mówić.

Louis tylko szybko się przywitał, po czym skierował się do krów, czując przypływ energii, mając do wykonania mniej niż się spodziewał. Od razu zaczął od sprzątania, a następnie przygotował jedzenie i nakarmił je. Miał jeszcze do nakarmienia kury, ale to już było naprawdę mało. Niedługo będzie musiał zadzwonić do znajomego w sprawie zaźrebienia klaczy oraz zacielenia krów.

Wszystko poszło naprawdę szybko i wrócił do domu przed planowanym czasem. Na dole w kuchni kręciła się Anne, najwyraźniej robiąc śniadanie.

- Cześć mamo, ty i tata bardzo dziś aktywni z rana - podszedł do kobiety i ucałował jej policzek na powitanie.

- Tak wyszło, tata wstał pomóc, a ja nie mogłam już spać. Postanowiłam przygotować śniadanie, będzie łatwiej, a zrobię i na słodko i na słono. Nigdy nie wiadomo na co ochotę będą mieli Harry i Mel - porządkowała składniki.

- Mogłabyś zrobić coś lekkiego dla Tony'ego? Ma coś z brzuchem, w nocy zaczął go boleć i przyszedł do nas spać, a później jeszcze wymiotował.

- W takim razie coś lekkiego dla mojego wnuka - skinęła, od razu zaczynając działać z jedzeniem - Spokojnie macie jeszcze chwilę do śniadania.

- Jesteś najlepsza mamo - wyszczerzył się, to mówiąc.

Zostawił Anne samą w kuchni, żeby zaraz przedostać się do głównej sypialni, gdzie jego rodzina tam jeszcze spokojnie spała. Tony przysunął się też do mamy, co było przeuroczym widokiem dla Louisa. Postanowił wziąć szybki prysznic dla odświeżenia po pracy, zanim jeszcze będzie musiał ich obudzić.

- Cieszę się, że już się czujesz lepiej kochanie - Louis wychodząc, usłyszał zaspany głos swojego partnera - Ale dziś i tak będziesz jadł lekkie rzeczy, abyś nie przeholował.

- Nawet nie myśle o większym jedzeniu - pokręcił głową nastolatek - W nocy było najgorzej, dobrze że tata dał mnie na sam brzeg.

- Tata wie co robi, smyku - przeczesał włosy swojego szczeniaka - Bardzo rzadko chorujecie z siostrą, ale mamy już trochę praktyki.

- Babcia robi śniadanie i poprosiłem o coś lekkiego dla ciebie - odezwał się Louis, podchodząc do nich bliżej.

- Dzień dobry - nastoletnich mocniej wtulił się w swoją mamę.

- Cześć kochanie, dobrze to słyszeć - dodał Harry.

- Dzień dobry rodzinko, zwierzęta mają czysto i są nakarmione. Ja też jestem czysty - zaśmiał się alfa, siadając na brzegu łóżka.

- Czuć, że pachniesz - zielonooki celowo poruszył kilka razy swoim nosem - Ale mimo większego towarzystwa, naprawdę dobrze spałem w nocy.

- W końcu przespana noc co? - uśmiechnął się - To ostatnio nie jest częste u ciebie. Nawet nie obudziłeś się, jak Tony poleciał do łazienki.

- Właśnie opowiadałem o tym mamie - powiedział Tony - Nie chciała w to uwierzyć, słyszysz mamo. Nie kłamałem.

- Nie kłamał, chodziłem specjalnie po wodę na dół dla niego. Bałem się, że rozbudzimy ciebie i Matiasa przy okazji - potwierdził szatyn.

- Bardzo ciekawe, to aż dziwne że bez problemu przespałem całą noc - zaskoczenie wpłynęło na twarz omegi, ta jednak nie mogła narzekać na tak dobry obrót sytuacji.

🐾🐾🐾🐾

Louis już praktycznie nie pozwalał Harry'emu pomagać na rancho, omega była w zbyt mocno zaawansowanej ciąży, a przy zwierzętach mogło dziać się wszystko, alfa nie chciał ryzykować w jakikolwiek sposób, a omega postanowiła nie kłócić się o to.

Jay i Mark wrócili do swojego domu, jednak Des z Anne na dobre zadomowili się u nich. Nie przeszkadzało to nikomu, patrząc jak wiele pomocy i miłości otrzymywali przez cały ten czas.

Melanie też coraz bardziej stresowała się przyjściem na świat jej córeczki. Pierwszy szczeniak to nie były przelewki, a Caleb mimo że starał się być wspierającym chłopakiem, nie zawsze dawał sobie radę z jej humorkami.

Wszystko było spokojne do trzydziestego pierwszego stycznia, późnym popołudniem Harry zaczął się źle czuć. Skurcze robiły się coraz częstsze.

- Zmieniły się na co dwanaście minut - Harry podksakiwał na swojej piłce, którą zakupił do ćwiczeń.

- Czyli nie ma wyjścia, będziesz rodził, czas się zbierać, bo zanim dojedziemy do szpitala to chwilę potrwa - to było zdecydowanie spokojniejsze niż ich pierwszy wspólny poród.

- Torba jest w samochodzie, prawda? - upewniał się, trzymając dłonie na swoim ogromnym brzuchu i biorąc głębokie, ale powolne oddechy.

- Czyli co? Będziecie mieli urodziny razem? - zaśmiał się alfa - Torba jest w samochodzie, tak samo nosidełko, jesteśmy przygotowani.

- Robi mamie prezent, najlepszy z możliwych - mały uśmiech zawitał na wargach omegi - Zapomniałem, jak poród boli.

- Boli, ale warto. Mówiłeś tak przy obu naszych maluchach - zbliżył się do omegi - Dalej kochanie, czas ruszać do szpitala. Żebyśmy nie byli za późno.

- Powiedz najpierw dzieciom i rodzicom - machnął ręką - Kilka minut mnie nie zbawi, a piłka mnie trochę relaksuje.

- Okej, za chwilę wracam - zgodził się i najpierw skierował się do Anne i Desa.

Rodzice Harry'ego na początku lekko spanikowali, ale widząc spokój Louisa ufali mu i obiecali pilnować wszystkiego na czas ich pobytu w szpitalu. Potem przyszedł czas na Tony'ego, który mając trzynaście lat wciąż w stu procentach nie wiedział co dokładnie oznacza poród, więc dobrze to przyjął i powiedział że "nie może się doczekać braciszka".

Na koniec została Melanie, której Louis nie chciał zestresować zbyt mocno, tym bardziej że dziewczyna sama w zasadzie mogła zacząć rodzić w każdym momencie. Kiedy zapukał i wszedł do pokoju, nastolatka drzemała wtulona w swojego chłopaka, który od razu obrócił głowę do wejścia.

- W takim razie ci powiem - uśmiechnął się lekko, odkąd Caleb zamieszkał z nimi, było znacznie spokojniej jeśli chodziło o humorki nastolatki - Harry rodzi, jedziemy do szpitala.

- W porządku, jak się obudzi jej przekaże najdelikatniej jak się da - obiecał mężczyzna - Powodzenia w takim razie i liczymy na informacje jak będzie po wszystkim.

-  Dzięki - szatyn ostatni raz spojrzał na córkę, nim zostawił ich samych i prędko ruszył po swojego partnera.

Cholera, zaraz znowu zostanie tatą. Zapomniał, jakie to było ekscytujące.

- Możemy ruszać kochanie - Louis wrócił do sypialni, zastając omegę w tym samym miejscu.

- Mati się śpieszy na świat - jęknął zielonooki, wyciągając dłonie w stronę partnera.

- W takim razie i my musimy się spieszyć - prędko podszedł do męża i pomógł mu wstać z piłki.

Przejście do samochodu, jak i sama podróż były dość mocno chaotyczne. Obaj mimo wszystko odczuwali ogromne emocje w tym momencie.

- Mamo - Louis zaśmiał się niedowierzaniem, widząc rodzicielkę, która najwyraźniej miała zmianę w szpitalu.

- Lou... Rodzicie? - sapnęła Jay - Dalej chodźcie, zajmiemy się wami jak najszybciej. Ale trafiliście na moją zmianę.

- Coraz częstsze skurcze - Louis potwierdził, mocno trzymając męża aby ten jakoś dotrzymywał mu kroku.

- Czekajcie, przyprowadzę wózek, bo lepiej nie przeciążać Harry'ego, a widzę że to mocne skurcze - zauważyła łatwo.

- To by bardzo pomogło - zielonooki niemal jęknął, na samą myśl o tym przedmiocie.

- Okej, poczekamy - Louis trzymał mocno omegę przy swoim boku, starając się ją wspierać jak tylko był w stanie - Pamiętasz? Oddychaj głęboko kochanie.

Brunet jedynie mruknął w zgodzie, zbyt mocno skupiając się na swoim zadaniu. W tym samym czasie, usłyszeli jak coś mokrego uderzyło w podłogę. To były wody Harry'ego.

- Idealnie dojechaliśmy do szpitala jak widać - Louis nie siał paniki z tego co się stało - Mama już idzie z wózkiem do nas - zauważył kobietę.

Obaj mimo wszystko czuli się znacznie bezpieczniej, widząc kogoś tak bliskiego dla nich, który właśnie mógł im w jakieś spory sposób pomóc.

- Nie przejmuj się tym Harry, na oddziale to zupełnie normalny widok - Jay zauważyła co się stało - Siadaj, jedziemy na salę, już zapowiedziałam was tam.

- Mati się urodzi pierwszego lutego jak ja, czuję to - brunet powiedział, jakby wciąż w to nie dowierzał, kiedy z pomocą męża dostał się na wózek i złapał się od razu oparć.

- To jest niemal pewne kochany - uśmiechnęła się Jay - Musiałby się bardzo pospieszyć, żeby było inaczej.

- Prezent mamusi - brunet ufał Jay, czując jak ta pcha wózek na przód, żeby jak najszybciej się dostać na porodówkę.

Dostali się do odpowiedniej sali, gdzie Louis pomógł mu przejść na łóżko, a następnie przebrać się w odpowiednie do porodu rzeczy. Po tym Jay pomogła podpiąć go do urządzenia, które badało tętno szczeniaka.

Teraz wszystko zależało od tego, jak bardzo Matiasowi się spieszyło na ten świat.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro