20. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal
Tony śmiał się cicho, podając mamie kolejne składniki, a Mel podjadała kawałki czekolady, przyglądając się bratu i rodzicielowi. Od powrotu rodziców minęło kilka dni, a co za tym przyszło, nadszedł dzień urodzin Louisa i teraz dzieci pomagały Harry'emu w robieniu ciasta. A raczej pozostało im zrobienie polewy, która wyląduje na ich przygotowanym wcześniej torcie.
Anne z Jay trzymały szatyna na zewnątrz, pod pretekstem małego spaceru wśród tej cudownej scenerii, jaką był śnieg oraz urok rancza. Des i Mark w tym czasie szykowali rzeczy w salonie, a prezenty z ich pomocą wylądowały pod dużą choinką, która pięknie błyszczała przy płomieniach pochodzących od kominka.
- Chyba się zasłodziłam - Melanie odsunęła od siebie opakowanie od czekolady, gdzie został jeden pasek - Caleb dostałby zawału, widząc ile słodkiego dziś zjadłam. Próbuje być tym odpowiedzialnym alfą, który pilnuje mojej diety - skomentowała nastolatka - A ja po prostu czasem chcę czekolady.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal - Harry sam z chęcią zabrał ostatni pasek czekolady - Co macie na taty urodziny, szczeniaki?
- Caleb się dołożył do mnie i Tony'ego, kupiliśmy tacie tą elektryczną golarkę co mu się podobała, do ogarniania zarostu - odpowiedziała dziewczyna - Pożyteczne i praktyczne.
- Chyba będę musiał mu to schować - zaśmiał się lekko - Wasz tata bez zarostu wygląda jak malutkie szczenię.
- To jest też do podcinania mamo - wtrącił się Tony - Caleb mi tłumaczył, a tata mówił że potrzebuje takiej.
- Szczerze, ulżyło mi to słysząc - zaśmiał się w głos, kończąc po chwili swoją pracę i schował tort do lodówki - Jak tata wróci będzie gotowy do zjedzenia.
- A ty co masz dla taty? - spytała Melanie, trzymając dłonie na swoim brzuszku i krzywiąc się co jakiś czas.
- Bilet na jeden z meczy, kiedy zacznie się euro oraz najnowszą bluzę z adidasa - pochwalił się swoim zakupem.
- Tata będzie zachwycony - powiedział Tony - Mówił ostatnio, że poszedłby na mecz. Idealnie trafione.
- Oj, aż za dobrze wiem - zaczął sprzątać po ich pracy - Kochanie, schowasz brudne naczynia do zmywarki? - upewnił się, spoglądając na syna.
- No dobrze - młody alfa nie był tym zachwycony, jednak nie mógł zrzucić tego zadania na swoją siostrę.
Harry poszedł zobaczyć, jak jego rodzice sobie radzą w salonie, przy okazji każąc dzieciom, by te się przyszykowały na dzisiejszy świąteczny obiad. Na szczęście wszystko szło zgodnie z planem, a alfy wykonały wszystko zgodnie z instrukcjami, które Harry wcześniej przekazał.
Kiedy wrócili, wszystko było już gotowe. Harry momentalnie przywitał męża czułym pocałunkiem, a Tony czekał na informację, która powie mu że ma wyjść z tortem.
- Tak skarbie, też tęskniłem - Louis zaśmiał się na czułe przywitanie męża i jeszcze na chwile połączył ich usta.
- Dziś będziesz rozpieszczany jak nikt inny - Harry obiecywał, przyglądając się ich matkom - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, salon jest już gotowy do wielkiej uczty.
- Mam najlepszą rodzinę na świecie - Louis nie mógł powstrzymać tych słów - Do tego jestem pewny że zrobiłeś sam tort, a ja kocham twoje ciasta.
- No i musiałeś zniszczyć niespodziankę - sapnął z oburzeniem - Dalej Tony, tata nie mógł poczekać.
- Nie zniszczyłem jej, przyspieszyłem ją tylko. Ale jestem zachwycony, że miałem rację - niebieskie oczy błyszczały z zadowolenia.
Młody alfa wyszedł z kuchni i z łatwością przedostał się do salonu. Wszyscy momentalnie zaczęli śpiewać piosenkę urodzinową, z całych swoich piersi, lekko fałszując przy tym. Louis oczywiście pomyślał życzenie i zdmuchnął świeczki, które paliły się na torcie. Oczywiście nie chciał nikomu zdradzić swojego marzenia, bo by się nie spełniło.
- Wszystkiego najlepszego tatusiu, to prezent ode mnie, Caleba i Tony'ego - szatynka niemal w podskokach podbiegła do rodzica, kiedy tylko zjedli wspólne tort.
- Dziękuje dzieci - Louis spojrzał do torby - Chyba ktoś dobrze mnie słucha, bo to jest właśnie to czego potrzebowałem - uściskał Melanie - Chodź tu Tony do ojca.
- Ja ci zazdroszczę tato prezentu od mamy - chłopak westchnął, chętnie wpadając w ramiona rodzica - Wszystkiego najlepszego, sto lat tata.
- Prezentu od mamy mówisz, zainteresowałeś mnie tym - spojrzał na męża - Co moje słoneczko wymyśliło dla mnie?
- Wszystko co lubisz - odpowiedział pewien siebie, leży na fotelu - wskazał na miejsce obok siebie - Ale patrz uważnie, bo jest tam duża i mała rzecz.
- Od razu widzę bluzę i to z nowej kolekcji, śledzę zbyt dobrze adidasa - wyciągnął materiał przed siebie - Koperta? - spojrzał jeszcze do torby.
- Otwórz ją, ale bardzo ostrożnie - polecił, z zachwytem w swoich oczach.
- Co my tu mamy... Nie... - niebieskie oczy rozszerzyły się na widok zawartości - Mecz Anglii na Euro... Oszalałeś, przecież ciężko było je zdobyć.
- A jednak, a co lepsze... Mam je dla całej naszej rodziny - był dumny z siebie, czasem człowiek mógł zaszaleć, a widok szczęścia na twarzach ukochanych osób, było czymś niezwykłym.
- Rodzinny wypad - Louis nie mógł być bardziej szczęśliwy, a każdy chyba mógł usłyszeć sapnięcie Tony'ego na tą informacje, co wywołało trochę śmiechu.
- Tak Tony, nie mogłem zapomnieć o innych fanach piłki nożnej w tym domu - Harry przyjął chętnie pojedynczy pocałunek ze strony męża.
- A my trochę nawaliliśmy, bo kupiliśmy dosłownie ten sam model bluzy - Jay skrzywiła się - Kolor tak samo...
- Ja chętnie to przyjmę - Mel poderwała głowę.
- Myślę, że mi to nie przeszkadza - odezwał się Louis - Liczy się gest mamo, a bluz nigdy za wiele. Szczególnie, że Harry lubi je podbierać.
- Zawsze mama - Mel sapnęła w głos, siadając na swoim miejscu.
- Cóż. To mój mąż, kochanie - Harry przypomniał z rozbawieniem.
- Masz swojego chłopaka, czas się zainteresować jego bluzami - zażartował Louis, przyjmując prezent od swoich rodziców i dziękując im.
- Masz rację tato, tylko potem nie marudź - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Chyba wszyscy wiemy, jakim fanatykiem adidasa jesteś - Anne ledwo powstrzymywała śmiech, podając zięciowi pakunek, w którym skrywał się cały komplet dresów ze znajomym logiem.
- Będę miał zapasy na całą zimę, nie narzekam - objął swoich teściów po kolei - Dziękuję wszystkim za najlepsze prezenty. Ten dzień już jest wyjątkowy.
- Przy twoich urodzinach za rok, będzie o dwie małe osóbki więcej - Des przypomniał, po poklepaniu Louisa po plecach.
- To szalone, kolejne urodziny będę miał będąc już dziadkiem - spojrzał na Melanie - I po raz kolejny ojcem - zdecydowanie łagodniej spojrzał na męża.
- Na dziadka wciąż nie wyglądasz - zielonooki przypomniał - A nasi rodzice na pradziadków.
Zaraz usiedli przy stole, gdzie zjedli wspólny posiłek. Reszta prezentów spokojnie leżała pod drzewkiem, aby jutro zostać dobranymi do właścicieli.
🐾🐾🐾🐾
Święta były naprawdę miłym czasem w ich rodzinie. Każdy był zachwycony swoimi prezentami, nawet jeśli one nie były najważniejsze w tym czasie. Jay i Mark mieli zostać z nimi aż do nowego roku. Louis czuł się w takich momentach idealnie, miał wszystkie najważniejsze osoby przy sobie i nic ani nikt inny nie był ważniejszy od nich wszystkich.
Uśmiechał się lekko, widząc jak bransoletka z ametystem zachwyciła jego męża na tyle, że ten co chwilę na nią spoglądał z iskierkami w oczach. Mark i Des wiele pomagali na rancho. Louis również się angażował, ale miał też możliwość dawania zapachu omedze, która potrzebowała go coraz więcej.
- Ja jednak uważam, że nie powinniśmy zwlekać - Harry mruknął, podczas jednej z ich wieczornych rozmów - Powinniśmy znowu powiększyć stado, żeby mieć potem co sprzedać. Damy radę jakoś z porodami.
- Myślisz, że damy radę? - alfa się wahał - Niby wszystko mamy pod nosem, ale sam nie wiem. Chociaż to dałoby nam zysk.
- Myślę, że w ostateczności poprosilibyśmy o pomoc przyszłego zięcia i Liama, odpalając im przy tym coś - sięgnął do dłoni Louisa i zaczął się bawić jego palcami.
- W sumie tak możemy zrobić - skinął w zgodzie - Przyszły zięć, jak to brzmi dziwnie.
- Ale tak jest, dobrze że to on, a nie ktoś z miasta. Mamy pewność, że Mel zostanie na wsi - przymknął na chwilę powieki, przez mocnego kopniaka.
- Tyle dobrego, zostanie na wsi i będziemy mieli blisko wnuczkę - poczuł ściśnięcie na dłoni - Kopniak czy coś się dzieje?
- Kopniak, mała ale silna omega. Tym jest Mati - wypuścił powietrze przez nos.
- Mały łobuziak - położył dłoń na wypukłości młodszego - Daj mamie trochę wytchnienia. Jeszcze chwila i nas zaszczycisz tutaj.
- Może w moje urodziny? Ale wątpię - przysunął się do Louisa tak, że mógł oprzeć głowę na ramieniu alfy - To co, rozmnażamy nasze stado dla zysku?
- Rozmnażamy - zgodził się Louis - Dla naszego dobra i dla naszego szczeniaka i dla Mel. Ogarniemy to.
- Kocham cię, ale nie zapominaj o równie wymagającym Tonym - upomniał rozbawiony męża.
- Tato, mamo... Mogę wejść? - usłyszeli głos wymienionego szczeniaka.
- Śmiało Tony, co tam? - Louis poprawił lekko swoją pozycję i patrzył prosto na szczeniaka.
- Źle się czuję, cały brzuch mnie boli - powiedział, a kiedy wszedł rodzice mogli zauważyć jak ten blady jest - Mogę z wami spać? Boję się...
- Tylko brzuch, czy jest coś jeszcze? - Louis musiał się upewnić - Podejdź jeszcze tu do mnie, masz temperaturę?
- Tylko brzuch - potwierdził, zgodnie z słowami ojca podchodząc do niego.
- Jesteś okropnie blady - z bliska Louis to widział jeszcze mocniej - Możesz się położyć, ale od mojej strony.
- Dziękuję - uśmiechnął się minimalnie i zaraz dostał się do łóżka rodziców - Chyba musiałem coś niedobrego zjeść...
- Jadłeś coś innego niż my? - Louis okrył szczeniaka kawałkiem kołdry.
- Mhm, babcia dała mi swojego soku co robiła na zimę - odpowiedział, przymykając powieki.
Jak to bywało przy dzieciach, kiedy te źle się czuły, zapach rodziców pomagał im czuć się bezpiecznie.
- W porządku Tony, jesteś z nami tutaj, miejmy nadzieję że przejdzie - odparł Louis, a następnie spojrzał na Harry'ego.
- Nie miał powodu do zatrucia, ale to wciąż dziecko - zielonooki przyglądał się z troską miejscu, gdzie leżał trzynastolatek.
- Nie miał, ale kto wie. Co organizm to inaczej reaguje - zastanawiał się mocno alfa.
- Po prostu obserwujemy sytuację, dobrze że nie ma temperatury - sam się położył i przygasił lampkę.
- Byle to nie było nic czym mógłby zarazić ciebie - powiedział zdecydowanie ciszej alfa, martwiąc się o ciężarnego.
- Masz rację - przysunął się do męża, ale z jego pomocą przewrócił się na drugi bok.
Dłonie Louisa stały się dodatkową poduszką omegi na brzuch. Obaj czuli, że ta noc może być długa. Udało im się nawet dość szybko zasnąć, nawet jeśli szatyn był cały czas czujny, mając koło siebie Tony'ego, który wiercił się dość mocno.
Z lekkiej fazy snu wyrwało go to, jak nastolatek dosłownie uciekł z łóżka, a zaraz nieprzyjemny dźwięk doszedł do jego uszu. Dużo delikatniej wyszedł z łóżka, starając się nie obudzić męża i skierował się do łazienki, aby sprawdzić jak ma się szczeniak.
Nastolatek może nie był już aż tak blady na twarzy, jednak brzuch wyraźnie mu nie odpuszczał. Rzadko kiedy ich dzieci chorowały, więc Louis wiedział że jak Tony przyszedł do nich to naprawdę coś się działo.
- Może zrobimy ci gorzkiej herbaty? - zaoferował Louis - Czy wolisz iść z powrotem do łóżka?
- Napiłbym się wody tato - szatyn spuścił wodę i wstał lekko chwiejnje - I spać.
- Przyniosę ci wody, opłucz usta i twarz w umywalce - polecił szczeniakowi - Ja za chwilę wrócę.
Tony pokiwał głową, Louis po upewnieniu się że syn dobrze stoi, wyszedł z łazienki i prędko zszedł na dół, chcąc jak najszybciej wziąć dzbanek wody oraz szklankę. Wrócił dosłownie chwile później i Tony ponownie siedział na łóżku, wyglądając na wymęczonego. Louis podał mu pełną szklankę i pilnował, aby ta mu nie wypadła z osłabienia, to było całkowicie normalne w takim przypadku.
- Jesteś najlepszy tato - młody alfa ze wdzięcznością wypił całą zawartość i zaraz po tym wcisnął się pod kołdrę.
- Mój synek - Louis spojrzał jeszcze na Harry'ego, który na szczęście dalej smacznie spał, co było sukcesem.
Louis po chwili poczuł, jak jego syn się do niego przyczepia i wyraźnie próbuje spać, co tym razem mu wyszło i nie wiercił się aż tak jak wcześniej.
🐾🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro