19. Wystarczy nasza miłość
- Ale będziecie na siebie uważać? Ty mamo szczególnie - Melanie spoglądała na zapakowane walizki i wydawała się lekko zaniepokojona.
- Oczywiście skarbie, mam zieloną flagę od lekarki - przypomniał, uśmiechając się ciepło i przyjmując kolejny mocny uścisk od swoich dzieci.
- Ale i tak się martwię, tak po prostu. Dajcie znać jak będziecie na miejscu - poprosiła, nie odsuwając się od mamy.
- Będziemy się często odzywać. A wy pomagajcie dziadkom, dobrze? - zielonooki poprosił, całując w czoło Mel.
- Oczywiście, Caleb też będzie na miejscu - spojrzała przez ramię na swojego chłopaka - Odpocznijcie porządnie.
- Oczywiście, że pomogę ile będzie trzeba, tak samo zajmę się Mel - podszedł bliżej i objął dziewczynę, odciągając ją lekko od rodziców.
- Kupicie nam prezenty, prawda? - Tony miał ogromną nadzieję co do tego, wcześniej był smutny że rodzice ich nie zabierają na wakacje.
- Coś pomyślimy, o ile dziadkowie nam potwierdzą, że byliście grzeczni i wypełnialiście swoje obowiązki - powiedział Louis, znając trochę Tony'ego.
- Więc pamiętajcie o tym - Harry pogroził dzieciom palcem - A my już musimy uciekać, będziemy tęsknić za wami.
Na szczęście Desmond zgodził się odwieźć ich na lotnisko, co było bardzo pomocne w tamtym momencie. Harry od razu wpakował się do samochodu, kiedy alfy zapakowały bagaże. Małżeństwo było mocno podekscytowane wycieczką, która na nich czekała. Hawaje, wielkie marzenie Louisa i możliwe że małe Harry'ego, po tych wszystkich zdjęciach, które zdążył przejrzeć. Droga na lotnisko na szczęście minęła im sprawnie i bez opóźnień dostali się na miejsce. Des jeszcze z bagażami odprowadził ich do środka, a potem życzył powodzenia i lekko niechętnie opuścił ich. Przez odprawę przeszli sprawnie i Harry dosłownie jęknął z ulgą, kiedy mogli usiąść w prywatnej strefie, gdy mogli czekać na swój lot.
- Chyba polubię latanie w pierwszej klasie - omega przymknęła powieki, układając dłonie na dużym brzuchu.
- To spora wygoda jakby nie patrzeć, a jeszcze ze względu na twój stan to już w ogóle. Jesteśmy bezpieczniejsi - podsumował alfa.
- Mhm. I może więcej zapłaciliśmy, ale nie chciałem tak długo lecieć ekonomicznym - wzdrygnął się dość mocno.
- To nie jest krótka podróż, znamy już temat - zgodził się - Raz na te kilka lat możemy sobie pozwolić na takie wygody.
- Właśnie tak, może kiedyś dzieciaki zabierzemy gdzieś ze sobą dalej w świat - zaproponował cicho - Nigdy nie byliśmy razem gdzieś dalej za granicą.
- Jeśli rancho będzie dalej dobrze prosperowało to czemu nie? Większe rodzinne wakacje, byłyby czymś fajnym. Może niekoniecznie aż tak daleko, ale Włochy lub Hiszpania też brzmią nieźle - zastanowił się Louis, wyobrażając to sobie.
- W końcu będą jeszcze dwa maluchy do ogarnięcia w tym wszystkim - jego brzuch lekko zaburczał, na co się zarumienił. Było już w końcu dość późno.
- Zaraz załatwię nam coś do jedzenia - zrozumiał od razu o co chodzi - Sam już czuję głód, mam nadzieję, że złapię coś pożywnego.
- Jest po dwudziestej, a my obaj głodni - pokręcił na nich głową - Liczę na ciebie, bo mi się nie chce wstawać z tego wygodnego miejsca.
- Daj mi kilka minut, w razie co miej telefon na widoku - poprosił i pocałował jego czoło przed odejściem do strefy gastronomicznej.
Louis przez chwilę miał problem z wyborem dla nich idealnego posiłku, przez różnorodność pozycji.
Jedyne czego się nie spodziewał, że zaraz sprzedawczyni wyraźnie zacznie go podrywać, kiedyś to było dla niego znajome, kiedy mieszkali w mieście, jednak teraz odzwyczaił się i próbował ruchami wskazać, że ma obrączkę.
- Naprawdę muszę iść i mieć to jedzenie na wynos. Mąż na mnie czeka, jest w ciąży i głodny, to nie jest dobre połączenie - powiedział w końcu bezpośrednio.
- Och, um. Tak. Pańskie zamówienie - kobieta zarumieniła się intensywnie, przekazując jedzenie Tomlinsonowi.
- Dziękuję bardzo - odetchnął w końcu, wystarczająco czasu zmarnował przy załatwianiu jedzenia dla nich.
Z ogromną ulgą, kierował się po znakach, które prowadziły na ich miejsce, które właśnie zajmowali i gdzie na pewno czekał mocno głodny mąż. Nie spodziewał się jednak, że nie siedzi on sam, a ktoś go zagaduje. Zdecydowanie nie było go zbyt długo.
- Wróciłem kochanie - od razu powiedział głośno, kiedy był odpowiednio blisko.
- Lou - zielonooki od razu spojrzał na niego - W końcu wróciłeś, jesteśmy głodni ze szczeniakiem - kompletnie zbył rozmówcę.
- Ja też, miałem małe komplikacje, ale jestem tutaj, żeby nakarmić moją rodzinkę - wskazał na pojemniki w dłoni.
- Co takiego masz? - usiadł poprawniej, wzdychając przy tym pod nosem.
- A więc to Pan jest tym szczęściarzem. Harry dużo o Panu opowiadał - niechciany mężczyzna zajął głos.
- Dobrze to słyszeć - skomentował tylko alfa - Mam makaron z różnymi dodatkami, wybrałem takie jakie lubisz najbardziej.
Zielonooki zaraz z chęcią zabrał się za jedzenie, zagadując przy tym Louisa na każdy możliwy temat. Na szczęście intruz odpuścił sobie i odszedł od nich, dając im spokój na czas jedzenia, dzięki czemu Louis poczuł się spokojniejszy.
- Czyli obaj chyba się nie starzejemy, skoro mieliśmy natrętów - Harry się lekko zaśmiał, słysząc opowieść partnera.
- Nie spodziewałem się, że obrączka to będzie zbyt mało, żeby od razu się odczepiła - przewrócił oczami - Ale żeby omegę w zaawansowanej ciąży zaczepiać?
- To szalone, prawda? - spojrzał na swój brzuch - Czy oni myślą, że dzieci biorą się znikąd? Przecież mógłbyś się na niego rzucić...
- Gdyby nie odpuścił tak łatwo to byłbym skłonny to zrobić - nie wahał się, aby to powiedzieć - Ale nie chciałem też wszczynać awantury na lotnisku.
🐾🐾 wspomnienie 🐾🐾
Harry był w swojej pierwszej ciąży, świeżo po ślubie z Louisem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ten przystojny alfa go zechciał i byli razem w tak zaawansowanym związku. Des pomagał w przeprowadzce, przez co omega szybko zamieszkała w mieszkaniu alfy, a budzenie się w silnych ramionach męża było czymś naprawdę cudownym.
Louis do tego był bardzo zaborczy względem bruneta, potrafił warczeć na każdego alfę, który miałby chociaż się spojrzeć na jego partnera.
- Skarbie - Harry złapał w dłonie policzki partnera, a jego kciuki delikatnie masowały jego nieogoloną skórę - Możesz się uspokoić, to mój nauczyciel tak? Obaj stwierdziliśmy, że w moim stanie jest lepsze nauczanie indywidualne...
- Ja wiem, ale on pochyla się zbyt mocno w twoim kierunku, to nie było potrzebne. Śmierdzisz nim - dodał do tego.
- W takim razie powinieneś sprawić, abym pachniał tobą - powiedział miękko, kompletnie zadurzony w szatynie.
- Zmieniasz temat, ale oczywiście że chcę to zrobić. Chcę sprawić, żebyś cały mną pachniał. I najpierw ubiorę cię w swoją koszulkę - postanowił.
Harry mimo krótkiego okresu czasu, w jakim byli razem doskonale poznawał sposoby, na wpływanie na swojego męża. A Louis najzwyczajniej w świecie to połykał.
Jak akcja z nauczycielem jeszcze przeszła, tak sytuacja z ich wycieczki w parku była kompletnie niespodziewana.
- I myślisz, że co? Omega ze świeżym znakiem poleci na ciebie za głupie zaczepki? - Louis trzymał drugiego alfa za kołnierzyk.
- Oczywiście, że tak. Myślisz, że jesteś niezastąpiony? - jawnie kpił z szatyna - Omegom tylko chodzi o dobrego knota, a jeden w życiu przynudzić może.
- Skurwiel - Louis pchnął go tak, że ten poleciał plecami na chodnik za sobą - To mój mąż i nosi mojego szczeniaka pod sercem.
- Louis - Harry jakby oprzytomniał i złapał mocno rękę partnera - Nie warto, twoje nerwy są naszymi. Chodźmy stąd - prosił, doskonale widziąc że jego rówieśnik się nie poddał, był gotowy do kolejnego ataku na Louisa. Winą tu mogły być młodociane hormony.
- Ma szczęście, że nie chcę ciebie denerwować mocniej - prychnął Tomlinson i odpuścił, czując bliskość partnera.
Zielonooki momentalnie wykorzystał sytuację i pociągnął starszego przed siebie. Mieli dziś pójść na zakupy, co kupić dla ich córeczki przyszłościowo. Louis w środku mimo wszystko kipiał i oglądał się za siebie. Jego wilk szalał nawet jeśli oddalili się już na bezpieczną odległość.
- Jakie piękne łóżeczko - Harry dotknął drewnianego przedmiotu - Myślisz, że kiedyś będzie nas na nie stać? - spojrzał z nadzieją na Louisa.
- Mam taką nadzieję - spojrzał na mebel, a następnie na Harry'ego, który wyraźnie był rozmarzony o idealnym pokoiku.
- Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy starsi i będzie nas stać na wszystko - zacisnął dłoń na mebelki - Będziemy dużą rodziną, będziemy mieli wymarzoną pracę i środki na spełnianie codziennych zachcianek i marzeń.
- Oby tak było, chciałbym móc dać wam wszystko co sobie wymarzycie - westchnął Louis - Postaram się zrobić wszystko, żeby tak było.
- Obaj się postaramy - powiedział pewnym siebie tonem głosu - Teraz nam wystarczy nasza miłość i tanie zamienniki, z czasem wszystko kupimy. Nauczymy się, jak wartościowe są pieniądze - Nie łamał się nad brakiem zakupu wymarzonego mebelka.
- Kiedyś będziemy mogli zrobić wyprawkę naszych marzeń, nie martwiąc się cenami - objął męża - Może nie dla pierwszego szczeniaka, ale kolejny kto wie.
- Wystarczy nasza miłość - był tego pewien, jak niczego innego - Ale może coś kupimy dla Mel? Jakieś chociaż jedno ubranko?
- Myślę, że możemy sobie na to pozwolić - zgodził się Louis - Znajdziemy coś ładnego dla niej.
- Słyszysz Mel? Mamy zgodę od taty - powiedział szczęśliwie, lekko pocierając napiętą skórę.
- Czasem można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, a to i tak będzie nam potrzebne - skinął - Ale czujesz się w porządku?
- Nawet bardzo - zabrał dłoń i przycisnął się w bok szatyna.
Zaraz przeszli do innego działu, gdzie były przeróżne urocze ubranka, czapeczki, pajacyki i buciki. To był raj dla oczu omegi. Harry wiedział, że nie mogą szaleć, a ich wybór musi być rozsądny i użyteczny, jednak nie mógł przestać komentować i zachwycać się rzeczami.
- Mel jest naszym dość szybkim szczeniaczkiem - Harry finalnie sięgnął po jedne z body - Są na przecenie i ładne, co powiesz o nich?
- Są ładne i niedrogie - zgodził się - Będą pasować do dziewczynki. Możemy wziąć.
- Pierwsze ubranko Melanie - przyłożył materiał do brzucha - Momentalnie mam lepszy humor.
🐾🐾 Koniec wspomnienia 🐾🐾
Hawaje okazały się strzałem w dziesiątkę, zarówno pod względem pogody, jak i miejsca ich pobytu. To były naprawdę ich wymarzone wakacje i gdyby nie to, że Harry już był w ciąży, mogliby wrócić do domu ze szczeniakiem. Obaj mieli ogromne libido, które z chęcią wykorzystywali kiedy tylko mogli w najlepszych możliwych miejscach. Brunet na to nie narzekał, nawet jeśli mieli mniej czasu na snu, ponieważ im obu zależało na zwiedzaniu jak największej części wyspy.
- Możemy sprowadzić tu bliskich i zostać na zawsze? - spytał Louis, kiedy siedzieli w restauracji kończąc swój posiłek.
- Jeśli stać nas na kupno czegokolwiek tutaj - zaśmiał się lekko, lubiąc tą myśl - Ale wątpię, abyśmy mieli aż takie środki.
- Nie stać nas - skrzywił się - Nie wiedzie nam się źle, ale też nie ma aż tak dobrze. Nie chce mi się wierzyć, że jutro musimy wrócić.
- Ale całe pięć dni spędziliśmy tutaj w jak najlepszy możliwy sposób - splątał ich nogi pod stołem - Ale... Możemy tu wrócić jeszcze wiele razy.
- Koniecznie musimy, tak samo jak odwiedzić inne miejsca - sięgnął po szklankę z lemoniadą - Tęsknie za rodziną, nie mógłbym wynieść się bez nich.
- Problem rodzinnych osób - potwierdził, pocierając z miłością swój brzuch - Pójdziemy jeszcze dziś na plażę?
- Plaża dziś obowiązkowo - skinął - A teraz jeszcze spacer po jedzeniu? Czy nie masz zbytnio siły?
- Mam ogrom siły - uniósł dłoń, wskazując tym kelnerowi aby przyniósł im paragon.
- W takim razie świetnie, zobaczymy po drodze jeszcze może coś ciekawego albo jakiś widok - zastanawiał się - Dziś ja płacę - od razu zaznaczył.
- Dobrze kochanie, to nie tak że mamy ten sam rachunek - roześmiał się lekko - Ale możemy troszkę poudawać, jakbyśmy nie byli małżeństwem.
- Cholera, zapomniałem - zakrył dłonią twarz - Czuje się tu jak na miesiącu miodowym, a nie jak małżeństwo z kilkunastoletnim stażem.
- Miesiąc miodowy, nigdy go nie mieliśmy ale kiedyś może nadrobimy... - uśmiechnął się w stronę kelnerki i Louis zaraz zapłacił za ich przyjemność.
- Może nam się uda - od razu po uregulowaniu rachunku, zebrali się i wyszli z ogródka restauracyjnego, trzymając swoje dłonie.
Z jednej strony obaj chcieli zostać na dłużej na Hawajach, pozostając tu w swojej małej bańce. Druga strona, ta bardziej domowa, kazała im wracać do Anglii. Do ich rancza i dzieci, rodziny. Ich spacer był spokojny, po prostu cieszyli się swoją obecnością i tym co się rozpościerało wokół nich. Dużo przyrody i brak pośpiechu, który czasem w Anglii był mocno widoczny.
🐾🐾🐾
Kola💚💙💚💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro