Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Wystarczy nasza miłość


- Ale będziecie na siebie uważać? Ty mamo szczególnie - Melanie spoglądała na zapakowane walizki i wydawała się lekko zaniepokojona.

- Oczywiście skarbie, mam zieloną flagę od lekarki - przypomniał, uśmiechając się ciepło i przyjmując kolejny mocny uścisk od swoich dzieci.

- Ale i tak się martwię, tak po prostu. Dajcie znać jak będziecie na miejscu - poprosiła, nie odsuwając się od mamy.

- Będziemy się często odzywać. A wy pomagajcie dziadkom, dobrze? - zielonooki poprosił, całując w czoło Mel.

- Oczywiście, Caleb też będzie na miejscu - spojrzała przez ramię na swojego chłopaka - Odpocznijcie porządnie.

- Oczywiście, że pomogę ile będzie trzeba, tak samo zajmę się Mel - podszedł bliżej i objął dziewczynę, odciągając ją lekko od rodziców.

- Kupicie nam prezenty, prawda? - Tony miał ogromną nadzieję co do tego, wcześniej był smutny że rodzice ich nie zabierają na wakacje.

- Coś pomyślimy, o ile dziadkowie nam potwierdzą, że byliście grzeczni i wypełnialiście swoje obowiązki - powiedział Louis, znając trochę Tony'ego.

- Więc pamiętajcie o tym - Harry pogroził dzieciom palcem - A my już musimy uciekać, będziemy tęsknić za wami.

Na szczęście Desmond zgodził się odwieźć ich na lotnisko, co było bardzo pomocne w tamtym momencie. Harry od razu wpakował się do samochodu, kiedy alfy zapakowały bagaże. Małżeństwo było mocno podekscytowane wycieczką, która na nich czekała. Hawaje, wielkie marzenie Louisa i możliwe że małe Harry'ego, po tych wszystkich zdjęciach, które zdążył przejrzeć. Droga na lotnisko na szczęście minęła im sprawnie i bez opóźnień dostali się na miejsce. Des jeszcze z bagażami odprowadził ich do środka, a potem życzył powodzenia i lekko niechętnie opuścił ich. Przez odprawę przeszli sprawnie i Harry dosłownie jęknął z ulgą, kiedy mogli usiąść w prywatnej strefie, gdy mogli czekać na swój lot.

- Chyba polubię latanie w pierwszej klasie - omega przymknęła powieki, układając dłonie na dużym brzuchu.

- To spora wygoda jakby nie patrzeć, a jeszcze ze względu na twój stan to już w ogóle. Jesteśmy bezpieczniejsi - podsumował alfa.

- Mhm. I może więcej zapłaciliśmy, ale nie chciałem tak długo lecieć ekonomicznym - wzdrygnął się dość mocno.

- To nie jest krótka podróż, znamy już temat - zgodził się - Raz na te kilka lat możemy sobie pozwolić na takie wygody.

- Właśnie tak, może kiedyś dzieciaki zabierzemy gdzieś ze sobą dalej w świat - zaproponował cicho - Nigdy nie byliśmy razem gdzieś dalej za granicą.

- Jeśli rancho będzie dalej dobrze prosperowało to czemu nie? Większe rodzinne wakacje, byłyby czymś fajnym. Może niekoniecznie aż tak daleko, ale Włochy lub Hiszpania też brzmią nieźle - zastanowił się Louis, wyobrażając to sobie.

- W końcu będą jeszcze dwa maluchy do ogarnięcia w tym wszystkim - jego brzuch lekko zaburczał, na co się zarumienił. Było już w końcu dość późno.

- Zaraz załatwię nam coś do jedzenia - zrozumiał od razu o co chodzi - Sam już czuję głód, mam nadzieję, że złapię coś pożywnego.

- Jest po dwudziestej, a my obaj głodni - pokręcił na nich głową - Liczę na ciebie, bo mi się nie chce wstawać z tego wygodnego miejsca.

- Daj mi kilka minut, w razie co miej telefon na widoku - poprosił i pocałował jego czoło przed odejściem do strefy gastronomicznej.

Louis przez chwilę miał problem z wyborem dla nich idealnego posiłku, przez różnorodność pozycji.

Jedyne czego się nie spodziewał, że zaraz sprzedawczyni wyraźnie zacznie go podrywać, kiedyś to było dla niego znajome, kiedy mieszkali w mieście, jednak teraz odzwyczaił się i próbował ruchami wskazać, że ma obrączkę.

- Naprawdę muszę iść i mieć to jedzenie na wynos. Mąż na mnie czeka, jest w ciąży i głodny, to nie jest dobre połączenie - powiedział w końcu bezpośrednio.

- Och, um. Tak. Pańskie zamówienie - kobieta zarumieniła się intensywnie, przekazując jedzenie Tomlinsonowi.

- Dziękuję bardzo - odetchnął w końcu, wystarczająco czasu zmarnował przy załatwianiu jedzenia dla nich.

Z ogromną ulgą, kierował się po znakach, które prowadziły na ich miejsce, które właśnie zajmowali i gdzie na pewno czekał mocno głodny mąż. Nie spodziewał się jednak, że nie siedzi on sam, a ktoś go zagaduje. Zdecydowanie nie było go zbyt długo.

- Wróciłem kochanie - od razu powiedział głośno, kiedy był odpowiednio blisko.

- Lou - zielonooki od razu spojrzał na niego - W końcu wróciłeś, jesteśmy głodni ze szczeniakiem - kompletnie zbył rozmówcę.

- Ja też, miałem małe komplikacje, ale jestem tutaj, żeby nakarmić moją rodzinkę - wskazał na pojemniki w dłoni.

- Co takiego masz? - usiadł poprawniej, wzdychając przy tym pod nosem.

- A więc to Pan jest tym szczęściarzem. Harry dużo o Panu opowiadał - niechciany mężczyzna zajął głos.

- Dobrze to słyszeć - skomentował tylko alfa - Mam makaron z różnymi dodatkami, wybrałem takie jakie lubisz najbardziej.

Zielonooki zaraz z chęcią zabrał się za jedzenie, zagadując przy tym Louisa na każdy możliwy temat. Na szczęście intruz odpuścił sobie i odszedł od nich, dając im spokój na czas jedzenia, dzięki czemu Louis poczuł się spokojniejszy.

- Czyli obaj chyba się nie starzejemy, skoro mieliśmy natrętów - Harry się lekko zaśmiał, słysząc opowieść partnera.

- Nie spodziewałem się, że obrączka to będzie zbyt mało, żeby od razu się odczepiła - przewrócił oczami - Ale żeby omegę w zaawansowanej ciąży zaczepiać?

- To szalone, prawda? - spojrzał na swój brzuch - Czy oni myślą, że dzieci biorą się znikąd? Przecież mógłbyś się na niego rzucić...

- Gdyby nie odpuścił tak łatwo to byłbym skłonny to zrobić - nie wahał się, aby to powiedzieć - Ale nie chciałem też wszczynać awantury na lotnisku.

🐾🐾 wspomnienie 🐾🐾

Harry był w swojej pierwszej ciąży, świeżo po ślubie z Louisem. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ten przystojny alfa go zechciał i byli razem w tak zaawansowanym związku. Des pomagał w przeprowadzce, przez co omega szybko zamieszkała w mieszkaniu alfy, a budzenie się w silnych ramionach męża było czymś naprawdę cudownym.

Louis do tego był bardzo zaborczy względem bruneta, potrafił warczeć na każdego alfę, który miałby chociaż się spojrzeć na jego partnera.

- Skarbie - Harry złapał w dłonie policzki partnera, a jego kciuki delikatnie masowały jego nieogoloną skórę - Możesz się uspokoić, to mój nauczyciel tak? Obaj stwierdziliśmy, że w moim stanie jest lepsze nauczanie indywidualne...

- Ja wiem, ale on pochyla się zbyt mocno w twoim kierunku, to nie było potrzebne. Śmierdzisz nim - dodał do tego.

- W takim razie powinieneś sprawić, abym pachniał tobą - powiedział miękko, kompletnie zadurzony w szatynie.

- Zmieniasz temat, ale oczywiście że chcę to zrobić. Chcę sprawić, żebyś cały mną pachniał. I najpierw ubiorę cię w swoją koszulkę - postanowił.

Harry mimo krótkiego okresu czasu, w jakim byli razem doskonale poznawał sposoby, na wpływanie na swojego męża. A Louis najzwyczajniej w świecie to połykał.

Jak akcja z nauczycielem jeszcze przeszła, tak sytuacja z ich wycieczki w parku była kompletnie niespodziewana.

- I myślisz, że co? Omega ze świeżym znakiem poleci na ciebie za głupie zaczepki? - Louis trzymał drugiego alfa za kołnierzyk.

- Oczywiście, że tak. Myślisz, że jesteś niezastąpiony? - jawnie kpił z szatyna - Omegom tylko chodzi o dobrego knota, a jeden w życiu przynudzić może.

- Skurwiel - Louis pchnął go tak, że ten poleciał plecami na chodnik za sobą - To mój mąż i nosi mojego szczeniaka pod sercem.

- Louis - Harry jakby oprzytomniał i złapał mocno rękę partnera - Nie warto, twoje nerwy są naszymi. Chodźmy stąd - prosił, doskonale widziąc że jego rówieśnik się nie poddał, był gotowy do kolejnego ataku na Louisa. Winą tu mogły być młodociane hormony.

- Ma szczęście, że nie chcę ciebie denerwować mocniej - prychnął Tomlinson i odpuścił, czując bliskość partnera.

Zielonooki momentalnie wykorzystał sytuację i pociągnął starszego przed siebie. Mieli dziś pójść na zakupy, co kupić dla ich córeczki przyszłościowo. Louis w środku mimo wszystko kipiał i oglądał się za siebie. Jego wilk szalał nawet jeśli oddalili się już na bezpieczną odległość.

- Jakie piękne łóżeczko - Harry dotknął drewnianego przedmiotu - Myślisz, że kiedyś będzie nas na nie stać? - spojrzał z nadzieją na Louisa.

- Mam taką nadzieję - spojrzał na mebel, a następnie na Harry'ego, który wyraźnie był rozmarzony o idealnym pokoiku.

- Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy starsi i będzie nas stać na wszystko - zacisnął dłoń na mebelki - Będziemy dużą rodziną, będziemy mieli wymarzoną pracę i środki na spełnianie codziennych zachcianek i marzeń.

- Oby tak było, chciałbym móc dać wam wszystko co sobie wymarzycie - westchnął Louis - Postaram się zrobić wszystko, żeby tak było.

- Obaj się postaramy - powiedział pewnym siebie tonem głosu - Teraz nam wystarczy nasza miłość i tanie zamienniki, z czasem wszystko kupimy. Nauczymy się, jak wartościowe są pieniądze - Nie łamał się nad brakiem zakupu wymarzonego mebelka.

- Kiedyś będziemy mogli zrobić wyprawkę naszych marzeń, nie martwiąc się cenami - objął męża - Może nie dla pierwszego szczeniaka, ale kolejny kto wie.

- Wystarczy nasza miłość - był tego pewien, jak niczego innego - Ale może coś kupimy dla Mel? Jakieś chociaż jedno ubranko?

- Myślę, że możemy sobie na to pozwolić - zgodził się Louis - Znajdziemy coś ładnego dla niej.

- Słyszysz Mel? Mamy zgodę od taty - powiedział szczęśliwie, lekko pocierając napiętą skórę.

- Czasem można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, a to i tak będzie nam potrzebne - skinął  - Ale czujesz się w porządku?

- Nawet bardzo - zabrał dłoń i przycisnął się w bok szatyna.

Zaraz przeszli do innego działu, gdzie były przeróżne urocze ubranka, czapeczki, pajacyki i buciki. To był raj dla oczu omegi. Harry wiedział, że nie mogą szaleć, a ich wybór musi być rozsądny i użyteczny, jednak nie mógł przestać komentować i zachwycać się rzeczami.

- Mel jest naszym dość szybkim szczeniaczkiem - Harry finalnie sięgnął po jedne z body - Są na przecenie i ładne, co powiesz o nich?

- Są ładne i niedrogie - zgodził się - Będą pasować do dziewczynki. Możemy wziąć.

- Pierwsze ubranko Melanie - przyłożył materiał do brzucha - Momentalnie mam lepszy humor.

🐾🐾 Koniec wspomnienia 🐾🐾

Hawaje okazały się strzałem w dziesiątkę, zarówno pod względem pogody, jak i miejsca ich pobytu. To były naprawdę ich wymarzone wakacje i gdyby nie to, że Harry już był w ciąży, mogliby wrócić do domu ze szczeniakiem. Obaj mieli ogromne libido, które z chęcią wykorzystywali kiedy tylko mogli w najlepszych możliwych miejscach. Brunet na to nie narzekał, nawet jeśli mieli mniej czasu na snu, ponieważ im obu zależało na zwiedzaniu jak największej części wyspy.

- Możemy sprowadzić tu bliskich i zostać na zawsze? - spytał Louis, kiedy siedzieli w restauracji kończąc swój posiłek.

- Jeśli stać nas na kupno czegokolwiek tutaj - zaśmiał się lekko, lubiąc tą myśl - Ale wątpię, abyśmy mieli aż takie środki.

- Nie stać nas - skrzywił się - Nie wiedzie nam się źle, ale też nie ma aż tak dobrze. Nie chce mi się wierzyć, że jutro musimy wrócić.

- Ale całe pięć dni spędziliśmy tutaj w jak najlepszy możliwy sposób - splątał ich nogi pod stołem - Ale... Możemy tu wrócić jeszcze wiele razy.

- Koniecznie musimy, tak samo jak odwiedzić inne miejsca - sięgnął po szklankę z lemoniadą - Tęsknie za rodziną, nie mógłbym wynieść się bez nich.

- Problem rodzinnych osób - potwierdził, pocierając z miłością swój brzuch - Pójdziemy jeszcze dziś na plażę?

- Plaża dziś obowiązkowo - skinął - A teraz jeszcze spacer po jedzeniu? Czy nie masz zbytnio siły?

- Mam ogrom siły - uniósł dłoń, wskazując tym kelnerowi aby przyniósł im paragon.

- W takim razie świetnie, zobaczymy po drodze jeszcze może coś ciekawego albo jakiś widok - zastanawiał się - Dziś ja płacę - od razu zaznaczył.

- Dobrze kochanie, to nie tak że mamy ten sam rachunek - roześmiał się lekko - Ale możemy troszkę poudawać, jakbyśmy nie byli małżeństwem.

- Cholera, zapomniałem - zakrył dłonią twarz - Czuje się tu jak na miesiącu miodowym, a nie jak małżeństwo z kilkunastoletnim stażem.

- Miesiąc miodowy, nigdy go nie mieliśmy ale kiedyś może nadrobimy... - uśmiechnął się w stronę kelnerki i Louis zaraz zapłacił za ich przyjemność.

- Może nam się uda - od razu po uregulowaniu rachunku, zebrali się i wyszli z ogródka restauracyjnego, trzymając swoje dłonie.

Z jednej strony obaj chcieli zostać na dłużej na Hawajach, pozostając tu w swojej małej bańce. Druga strona, ta bardziej domowa, kazała im wracać do Anglii. Do ich rancza i dzieci, rodziny. Ich spacer był spokojny, po prostu cieszyli się swoją obecnością i tym co się rozpościerało wokół nich. Dużo przyrody i brak pośpiechu, który czasem w Anglii był mocno widoczny.

🐾🐾🐾

Kola💚💙💚💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro