Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Ty i twoje hormony to szaleństwo...


Był środek nocy, kiedy Harry obudził się przez nacisk na swój pęcherz. To co go mocno zdziwiło, to brak Louisa w łóżku. Spojrzał na godzinę, która wskazywała środek nocy. Alfa rzadko kiedy budził się o takich godzinach.

- Gdzie ten twój tata, szczeniaku - zielonooki ziewnął, trzymając się za brzuch i próbując wstać, co mu nie wychodziło, przez miękkość materaca - Louis - powiedział lekko głośniej, z ogromną nadzieją, czując że nie wstanie, przez, co łzy bezsilności pojawiły się w jego oczach - Louis.

- Harry... - szatyn pojawił się w końcu w sypialni - Czemu nie śpisz skarbie? - podszedł prędko do męża.

- Chce mi się siku, a nie mogę wstać. Mały naciska na pęcherz - powiedział, mając łzy w oczach - Próbuję i ciągle opadam z powrotem na materac.

- Już ci pomagam - zbliżył się i po chwili Harry już siedział na łóżku - Nie potrzebne już łzy, tak? Już siedzisz i możesz iść do łazienki.

- Po prostu nie było cię i nie mogłem wstać, czułem się sam i się przestraszyłem - mówił, próbując złapać oddech.

- W porządku, ale jestem, na każde zawołanie - pocałował czoło męża - Pomóc ci jeszcze wstać?

- Proszę - złapał dłonie starszego - Czuję się taki... Niesamodzielny.

- Nasz szczeniaczek trochę rozrabia, co? Nadrabia za poprzedni czas, kiedy był aż za spokojny - pomógł omedze wstać i złapał, ją aby złapała równowagę porządnie.

- Jest coraz większym chłopcem - przypomniał, uśmiechając się lekko, kiedy w końcu był na swoich nogach i mógł pójść do toalety.

- Poczekam tu na ciebie - obiecał Louis siadając na łóżku i spoglądając na swojego męża z małym uśmiechem.

Zielonooki spojrzał przez chwilę na partnera, nim z dłonią na plecach wszedł do łazienki za potrzebą. Dopiero kiedy mył ręce, przypomniał sobie o tym, że jego partner nie spał z nim w łóżku. Zmarszczył na to czoło i dokończył swoją czynność po czym wyszedł z łazienki, myśląc cały czas gdzie mógł się podziewać Louis.

- Kochanie? - zaczął powoli, kierując się w stronę partnera - Jak się obudziłem, ciebie nie było w łóżku. Gdzie byłeś?

- Nie mogłem spać - alfa uniósł wzrok, mówiąc dość powoli - Jakaś dziwna noc dla mnie.

- Jesteś pewien? - powiedział, siadając obok partnera - Bo coś mi się zdaje, że twój nosek bez powodu się nie zmarszczył.

- Czemu ja nie potrafię kłamać - jęknął, poddając się - Chodź ze mną jeszcze, wiem że usiadłeś, ale to musisz zobaczyć.

- Zaciekawiłeś mnie - bez marudzenia ponownie złapał dłoń alfy i wstał z jego pomocą - Jakiś prezent? Ale do moich urodzin dalej niż do twoich.

- Prezent to za wiele powiedziane - pokręcił głową i wyszli z sypialni, kierując się w bok - Nie chciałem od początku żebyś czuł, że jesteśmy z tyłu z rzeczami dotyczącymi szczeniaka - sięgnął do klamki od pokoju, który wcześniej był gościnnym.

- Czy to jest to co myślę? - serce omegi mocniej zabiło.

Brunet jako pierwszy dostał się do środka, przywitał go widok zielonych ścian oraz ciemnych mebelków, które były właśnie w trakcie składania.

- L-Lou...

- Nie zdążyłem ich skręcić jeszcze do końca i jeszcze nie dotarł fotel do karmienia. Taki jak zawsze chciałeś - wyjaśnił alfa - Pokazywałeś mi go jeszcze przy Mel i przy Tonym też.

- Kocham cię - pociągnął nosem I spojrzał w niebieskie oczy - Jest pięknie... Wziąłeś to wszystko na siebie kochanie, nasz synek będzie miał tu cudowny czas.

- Kocham cię też, nie chciałem żebyś się tym zbyt mocno martwił, starałem się jak najsprawniej to ogarniać, ale to nie takie proste w pojedynkę - przyznał.

- Mogę ci pomóc, chociaż w podawaniu części - zaproponował, podchodząc i chowając się w ramionach męża - Nie mogłem sobie wybrać bardziej kochanego męża. Jestem szczęściarzem.

- Nie trzeba, widzisz i tak co się dzieje, zazwyczaj to robiłem podczas twoich drzemek i właśnie w nocy - przyznał się.

- Chociaż weź pomoc od mojego taty - poprosił - I wróć ze mną do łóżka, ty też potrzebujesz odpowiedniej ilości snu.

- Wrócę, sam już chciałem - zapewnił młodszego - Lubię jak się tak o mnie troszczysz.

- Jesteś moim mężem, oczywiście że będę się o ciebie troszczył - uniósł wzrok i musnął lekko wąskie wargi - Pozostało nam tylko kupić dwie dostawki do łóżka. Dla Mel i dla nas.

- Będzie akurat, rozmawiałem z Liamem i oni mają zamiar kupić wózek - przypomniało mu się - Jakoś te koszty się rozłożą.

- Już tak mało zostało do tych maluchów, święta jeszcze będą bez nich - wypuścił powietrze przez nos.

Louis zgasił światło w pokoiku i zaraz wrócili do sypialni, obaj mimo wszystko dość pełni emocji.

- Pokażą nam się w nowym roku - kierowali się na swoje połówki łóżka - Wtedy będziemy mieli zabawę tutaj.

- Nie mogę się doczekać tego czasu - z jękiem opadł na łóżko, ale zaraz spojrzał na Louisa i poczuł jak robi mu się momentalnie gorąco.

Alfa właśnie w tym momencie zaczął się rozbierać z rzeczy, ukazując tym swoje opalone od ciężkiej pracy w lato, ciało.

- Coś nie tak? - Louis zaczął się oglądać - Nie miałem się dziś czym ubrudzić.

- Nie chce mi się już spać - powiedział, bawiąc się skrawkiem swojej koszuli nocnej.

- Co? Jest środek nocy - zsunął spodenki, zostając przez to w samych bokserkach - Myślałem, że jesteś śpiący.

- Byłem, ale teraz jestem cały mokry - powiedział powoli, finalnie zdejmując z siebie koszule - I to twoja wina.

- Ty i twoje hormony to szaleństwo, ale przecież nie zostawię męża w potrzebie - oblizał usta, na widok przed sobą.

- No mam nadzieję - zielone oczy błysnęły psotą.

Harry mimo zmieniającego się ciała, czuł się naprawdę dobrze i wiedział, po tylu ciążach, że jego mężowi nie przeszkadzają te zmiany. Alfa nie patyczkował się i od razu pozbył się swojej bielizny, dołączając w łóżku do męża i zajmując się nim odpowiednio, jednocześnie będąc wystarczająco delikatnym.

🐾🐾🐾

- Tato, zawołasz Louisa? - Harry spojrzał na zegarek ponownie i zagryzł dolną wargę, czując na sercu coś dziwnego. Obawy, które z każdą chwilą się pogłębiały - Powinien być u kur.

- Jasne, nie ma problemu. Wszystko w porządku? Wyglądasz na spiętego... - obrócił się jeszcze do syna.

- Tony miał wrócić godzinę temu z przejażdżki, martwię się. Moja omega się niepokoi - dłonią przejechał po długości brzucha.

- Idę po Louisa - skinął, rozumiejąc przejęcie Harry'ego, bezpieczeństwo szczeniaków zawsze było ważne.

Brunet wypuścił ciężki oddech i zaczął przechadzać się po całym parterze, cieszył się że Anne i Mel pojechały do kina.

- Jestem - Louis wrócił do domu z koszykiem w którym były jajka - Próbowałeś do niego dzwonić? - alfa najwyraźniej już od teścia wiedział o co chodzi.

- Zostawił telefon w pokoju - przymknął powieki na chwilę - Do tego był wyciszony, gdybym nie poszedł do jego pokoju, dostałbym zawału.

- Wezmę konia i pojadę go poszukać. Znam jego trasy - Louis działał szybko - Znając go gdzieś się zasiedział albo pojechał dalej niż sam myślał.

- Zrobiłbym to sam, ale nie w tym stanie - zielonooki czasem czuł się bezsilny - Jak tylko go znajdziesz, zadzwoń do mnie.

- Mam telefon spokojnie. Wiem, że najchętniej zrobiłbyś to sam, ale ty musisz na siebie uważać - przypomniał.

- Jeszcze kilka miesięcy - ułożył dłoń pod brzuchem.

Des odebrał jajka od Louisa, aby ten mógł już odejść i wyruszyć w poszukiwania ich syna. Alfa sam zaczął czuć niepokój, którego nie chciał okazywać przy mężu. Tony raczej nie spóźniał się aż tak mocno, a do tego raczej brał ze sobą telefon i informował ich na bieżąco. Przyszykowanie konia przyszło mu szybko, lata praktyki wiele go nauczyły. Zwłaszcza, kiedy zwierzęta potrafiły uciekać ze swoich standardowych miejsc.

Sprawnie dosiadł wierzchowca i ruszył do wyjazdu z rancha, który prowadził w ich najczęściej uczęszczane ścieżki. Czuł jak serce uderzało mocno w jego klatce piersiowej. Uważnie obserwował wszystko, z czasem przyspieszając aby nie zwlekać czasowo. Mimo wszystko, ich syn miał tylko trzynaście lat.

Skręcił też przy okazji nad rzekę, gdzie często robili sobie postoje albo pilniki, Tony zawsze lubił to miejsce i to wyjątkowo. Kiedy dojechał do ich ulubionego miejsca, zauważył nastolatka siedzącego na trawie i trzymającego się za stopę, z której leciała krew.

- Tony - odetchnął, zsiadając prędko z konia i przywiązując go w bezpiecznym miejscu, które było do tego przygotowane.

- Tato! Chciałem zamoczyć nogi, ale nadepnąłem na szkło leżące na piasku - w niebieskich oczach wciąż widniały łzy - I-I wtedy zobaczyłem, że nie mam telefonu.

- Mama dzwoniła do ciebie. Zostawiłeś go w domu - odpowiedział - Ważne, że jesteś cały, a to się opatrzy. Podsadzę cię na konia i powoli wrócimy. Najpierw dam znać mamie jeszcze - sięgnął po telefon.

Momentalnie włączył głośnomówiący, aby jego syn wszystko słyszał.

- Louis, Louis co z Tonym? Zaczyna mnie serce boleć od tego wszystkiego - usłyszeli zmartwiony głos.

- Jestem mamo, przepraszam - pociągnął nosem - Skaleczyłem się przez szkoło na piasku.

- Żyje i jest cały, trzeba będzie to opatrzeć, ale nie ma tragedi, więcej strachu - skomentował szatyn.

- W domu przyszykuję apteczkę - Harry obiecał - Wracajcie bezpiecznie, Tony mama cię przytuli i opatrzy.

- Chwile nam zajmie powrót, bo za szybko nie pojedziemy, ale będziemy w kontakcie - odezwał się Louis.

- Kocham cię mamo - rzucił jeszcze na pożegnanie Tony.

- Mama ciebie też kocha synku - Louis po tych słowach rozłączył się i schował urządzenie w bezpieczne miejsce.

- Chodź, pomogę ci wstać, a potem wezmę cię na ręce i wsadzę na konia - Louis wyjaśnił swoje zamiary - Wrócimy stępem do domu.

Nastolatek pokiwał głową i z ogromną pomocą Louisa wstał ze swojego miejsca. Tego dnia było naprawdę zimniej, byli bardzo blisko świąt, ale pogoda potrafiła mieć niezłe wahania nastroju. Kilka minut później udało im się ruszyć w kierunku domu, a szatyn trzymał Tony'ego przed sobą, chcąc mieć go na oku cały czas.

- Synku - Harry dosłownie prawie że wybiegł na korytarz, kiedy tylko usłyszał ich głosy.

- Przepraszam mamo, to niechcący - łzy pojawiły się w oczach nastolatka, jak tylko zobaczył mamę.

- Nie musisz przepraszać, każdemu to mogło się przytrafić - potarł policzki szczeniaka - Usadź Tony'ego na kanapie w salonie kochanie.

- Już, już - Louis trzymał go mocno i kierował się we wskazane miejsce.

- Nie jest ci słabo Tony? - Harry się upewnił, kiedy usiadł obok syna i złapał za apteczkę oraz gaziki.

- Nie jest w porządku, ale boli - krzywił się na każdy ruch zranioną nogą - To było szkło, nie wiem skąd się tam wzięło.

- Pewnie jacyś idioci znaleźli to miejsce - Louis zacisnął szczękę.

- Daj mi swoją stopę na kolano, nie mogę się mocniej schylić skarbie - Harry poklepał się po nodze.

Tony przesunął się odpowiednio i położył nogę we wskazanym miejscu. Starał się nie marudzić, wiedział że jego mama jest najbardziej delikatna jak tylko się dało.

- Na szczęście nie wbiło ci się mocno, bo inaczej byłby potrzebny szpital - Harry zawiązał bandaż - Chodź się przytulić do mamy, dam ci swojego zapachu kochanie.

- Dziękuję - młody alfa chętnie wtulił się w rodzica, przeżył tego dnia naprawdę wiele emocji.

- Dajcie się dołączyć, też się mocno zmartwiłem - Louis się domagał, chcąc dołączyć do uścisku.

- Mam wolne drugie ramię - Harry chętnie je wyciągnął, aby jego mąż mógł również się w niego wtulić.

- Idealnie - szatyn wyszczerzył się, zaraz dostając się do męża i kradnąc z jego warg pocałunek.

- Moja rodzinka - Harry zadowolony wziął głęboki oddech, sam się w końcu uspokoił, mając ich przy sobie.

- Brakuje tylko Mel, ale ona jest z babcią - szatyn sam się rozluźnił przy swojej omedze.

- Mel ma dziś dobry czas, niech się relaksuje. Ona pewnie też by się zmartwiła, a lepiej żeby nie robiła tego - mruknął Harry.

- Ty też kochanie - Louis przypomniał, a jego dłoń wylądowała na brzuchu męża.

Szatyn na pewno nie spodziewał się, że zaraz poczuje mocnego kopniaka ich synka.

- Kopnął! - Louis nie mógł się powstrzymać - Poczułem to, na sto procent. Pamiętam jak to się czuje.

- Nie mylisz się, wcześniej pojedynczo kopał i nie miałeś zaszczytu tego poczuc, ale dziś chyba czuł mój stres - zielonooki uśmiechnął się delikatnie.

- Też mogę - Tony nieśmiało zapytał, będąc tuż obok - Czy już nie kopnie?

- Oczywiście, że możesz. To twój braciszek - Harry sam złapał dłoń syna i nakierował ją w odpowiednie miejsce.

- Woah - trzynastolatek sapnął z zachwytem po chwili - Hej Mati, Matias.

- Matias? - Harry spojrzał zaskoczony na syna i na swój brzuszek - Mati... Chciałbyś żeby twój brat miał tak na imię?

- Jest fajne - spojrzał w oczy mamy - Może być Matias? - był trochę niepewny - Tato?

- To ładne imię, myślę że to mógłby być Matias - uśmiechnął się - Matias Tomlinson. Pasuje.

- Zgadzam się z mamą, ułatwiłeś nam szukanie idealnego imienia Tony - Louis poczochrał lekko włosy szczeniaka, musząc się przy tym trochę wychylić.

- To super. Cześć Matias, jestem twoim bratem - przytulił się do brzuszka mamy, mrucząc to praktycznie pod nosem.

- Będziesz go chronił, tak samo jak córeczkę Mel - Harry zaczął bawić się loczkami synka.

🐾🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro