Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Tylko mi nie mdlej


Przyszedł czas mebli, które zamówili do pokoju swojej wnuczki. Skończyło się na tym, że Louis i Caleb we dwoje składali je, kiedy Liam zawiózł wszystkie omegi do miasta na potrzebne zakupy. To był jak zwykle pretekst, który na szczęście nie wzbudzał podejrzeń Mel. Wręcz przeciwnie, bardzo chętnie wyszła z domu, aby spędzić czas z innymi.

Louis wziął się z szafki i komodę, kiedy Caleb siłował się z łóżeczkiem, co nie szło mu najgorzej. Mężczyzna wyglądał na skupionego i chciał zrobić tego dnia jak najwięcej. Nie odzywali się do siebie za wiele przez pierwszą godzinę składania. Każdy siedział przy swojej rzeczy, rzucając sobie tylko raz na jakiś czas krótkie spojrzenie. Pierwszy raz byli tak naprawdę w sytuacji sam na sam i dla nich obu było to w pewnym sensie dziwne.

- Jakie są twoje zamiary co do mojej córki? - Louis spytał, kiedy skończyli przekładać meble, tak aby wszystko miało ręce i nogi.

- Chce żeby Mel i mała miały wszystko co potrzebne, do tego moje wsparcie. Są obie dla mnie naprawdę ważne - nie wahał się mówiąc to - Z Melanie wszystko budujemy, to jasne że nie możemy mówić o wielkiej miłości, ale nie jestem bez uczuć.

- Czyli nie zostawisz mojej córki? - upewniał się, łapiąc po przygotowaną ściereczkę i płyn do czyszczenia mebli - Bo wiesz, jestem jej ojcem. Może wcześniej cię nie uderzyłem... Ale nic nie mówiłem, że nie zrobię tego jeśli ją skrzywdzisz.

- Nie mam zamiaru tego zrobić - pokręcił głową - Tak, ta ciąża nie była planowana. Oboje jesteśmy świadomi co się stało i bierzemy za to odpowiedzialność razem. Właśnie po to ogarniam wszystko w życiu studenckim, żeby być jak najbliżej Melanie i małej po porodzie. Wiem, że będzie mnie potrzebowała.

Tomlinson wypuścił oddech przez nos, jednak wyglądał na dość zadowolonego ze słów oraz deklaracji drugiego alfy, który chcąc nie chcąc przez długi czas będzie sporą częścią życia jego rodziny.

- Całkiem nieźle nam to wyszło - Caleb starał się cokolwiek zagadać luźniej - Zdążyliśmy praktycznie, zostały ostatnie wykończeniowe rzeczy.

- Mel będzie zachwycona, albo wściekła. Nie wiem co bardziej, przy jej hormonach - zaśmiał się lekko szatyn, kiwając głową na słowa młodego mężczyzny.

- Wydaje mi się, że będzie szczęśliwa, ale się popłacze. Ostatnio jest płaczliwa - zastanowił się.

- Ostatnio mnie skrzyczała, bo zamiast jej ulubionych żelków kupiłem innej firmy - wspomniał, nagle mając to w głowie - Chociaż Harry mnie w tym wszystkim oszczędza.

- Ostatnio miałem tak z napojem, wziąłem jej nie ten smak co chciała - wzdrygnął się - Wypiła ten co kupiłem, ale godzinę się do mnie nie odzywała.

- To pierwsza ciąża, może tutaj wszystko leży - po ostatnim spojrzeniu na pokój, wyszli z pokoju - Powinni wrócić do godziny.

- To ja nie będę chyba przeszkadzał - skierowali się do schodów prowadzących na dół - Poczekam po prostu w domu albo przejdę się.

Louis skinął, czując że i tak na dziś weszli na następny poziom znajomości, ale i tak był już zmęczony. Chłopak zniknął z jego pola widzenia, żegnając się krótko, a on postanowił obejść rancho i sprawdzić zwierzęta. Clifford zawsze chętnie mu przy tym towarzyszył.

- Co mój uciekinierze, spotulniałeś od ostatniego wybryku - spoglądał ze spokojem w oczach na idącego przy jego nodze psa, mimo że nie miał ten na sobie smyczy.

Psiak najwyraźniej po poprzednich przeżyciach, wiedział gdzie tak naprawdę jest mu najlepiej. Gdzie ma pełną miskę, zawsze świeżą wodę i mnóstwo miziania oraz drapania.

Dźwięk opon, uświadomił go że sporo czasu minęło i jego rodzina właśnie wróciła. Wytarł dłonie o spodnie i ruszył w stronę domu z podążającym za nim czterołapem.

🐾🐾🐾🐾

- No już, nie płacz kochanie - Harry tulił mocno do swojej piersi córkę, kiedy ta w dniu swoich urodzin otworzyła pierwszy raz drzwi od pokoiku swojej córeczki - To prezent od nas wszystkich, całej rodziny. Nawet Caleb wiele pomagał.

- T-To są te mebelki, k-które tak mi się p-podobały - pociągała nosem, nie będąc w stanie opanować płaczu - D-Dziękuję - drżała z emocji.

- Wszystko co najlepsze dla naszej córeczki - Louis kciukiem delikatnie przejeżdżał po wierzchu dłoni Mel.

- Kocham was, najbardziej na świecie. Wiem, że nie jestem idealną córką - musiała zamrugać parę razy, aby pozbyć się łez - Nie mogłabym mieć lepszych rodziców.

- Nikt nie jest idealny - Harry ucałował czoło swojej córki, kątem oka zauważył przybycie Caleba - Spójrz, kto przyszedł świętować twoje urodziny - szepnął do ucha Melanie.

- Cal - niebieskie oczy dziewczyny zabłyszczały na widok chłopaka i zaraz to w jego ciało się wtulała - Dziękuję, rodzice mówili że to też twoja sprawka.

- Trochę maczałem w tym palce - potwierdził, ucieszony - Wszystkiego najlepszego - dodał, wyciągając zza pleców tulipany.

- Chcecie mnie wszyscy dziś doprowadzić do potężnego płaczu - przyjęła kwiat - Dziękuję.

- Zostawimy was samych, na dole czeka na ciebie kawałek tortu Caleb - Harry uśmiechnął się, łapiąc dłoń męża.

- Zejdziemy razem za chwilę - dalej trzymał nastolatkę w swoich ramionach, a na jego ustach pozostawał uśmiech, który był tym czułym.

Na dole już szwędała się Anne, Desa nie było, ponieważ zawiózł on Tony'ego na dodatkowy trening, który wyszedł za sprawką sezonu meczy.

- Zadowolona? - kobieta od razu spytała małżeństwo ciekawa reakcji wnuczki.

- Dużo łez, ale ze szczęścia - od razu zaznaczył Louis - Ale to chyba najlepszy prezent jaki mogliśmy jej zrobić.

- Też tak myślę, na pewno się martwiła o wyprawkę, nie chcąc was obciążać materialnie - odłożyła dzban pełen wody, aby woda mogła się przefiltrować - A tak to, każdy z nas dał małą cegiełkę do tego.

- Tak, Mel jeszcze do końca nie sprawdziła szafek, że są tam dodatkowe ciuszki, pieluszki i akcesoria - dodał Harry - To na pewno da jej większy spokój. .

- Teraz jeszcze tylko wy musicie zrobić miejsce dla swojego synka - Anne położyła dłoń na brzuszku Harry'ego - Jesteś pewien, że masz tam jedno maleństwo? Ostatnio bardzo szybko rośniesz kochanie.

- Tak mamo, przecież pani doktor mnie badała i sprawdziła nawet płeć - przypomniał Harry - Szczeniak był wcześniej nieśmiały, ale najwyraźniej teraz zrobił się odważny.

- No dobrze, dobrze. I tak ślicznie wyglądasz - uśmiechnęła się ciepło - Dobrze dbasz o swoją rodzinę Louis.

- Staram się najbardziej jak mogę - spojrzał na męża - Harry zawsze w ciąży wygląda naprawdę dobrze, lata minęły, ale to się nie zmieniło.

- Przestańcie sprawiać, że jestem cały czerwony - zbeształ ich, zaraz klepiąc dłońmi o swoje policzki - Jesteście niemożliwi.

- Uwielbiam jak się tak peszysz, uroczy - droczył się dalej, po czym zbliżył się i pocałował rumiany policzek młodszego.

Melanie zeszła zaraz z Calebem do kuchni i podziękowała ponownie wszystkim za prezent, obiecując że później zadzwoni też do babci Jay i dziadka Dana.

- Dziadkowie przyjadą też dzisiaj, ale po piętnastej - Louis powstrzymał działanie córki - Sprawdzałaś może szafki w pokoiku?

- Tak, Caleb mnie pokierował, bo mam dalej dużo emocji - spojrzała na sekundę na chłopaka - Jesteśmy prawie gotowi na jej przyjście na świat - położyła dłonie na odstającym brzuszku.

- My z tatą jeszcze jesteśmy mocno do tyłu - Harry spojrzał z urażeniem na partnera - Ale zaraz to naprawimy.

- Naprawimy - skinął Louis - Mamy jeszcze chwilę czasu, ale nie chcemy być zaskoczeni oczywiście.

Zielonooki zaraz nałożył kawałek ciasta Calebowi, ale widząc jak Mel się ślini ponownie na widok wypieku, nałożył też i jej kolejny kawałek.

- Mam słabość do słodkie... Oh... - łyżeczka upadła jej na blat stołu, przy którym zdążyła usiąść i złapała się za brzuch.

- Mel? - Louis od razu podbiegł do córki, a za nim podniósł się z krzesła Caleb - Coś się dzieje?

- Coś z naszą córką? Trzeba jechać do szpitala? - Payne kontynuował, wpisując się idealnie w słowa Tomlinsona.

- Zero paniki, stop - uniosła dłoń dziewczyna - To kopniak, pierwszy prawdziwy. Wcześniej tylko łaskotała. Po prostu nie spodziewałam się.

- Kopnęła? - Caleb wyraźnie pobladł i opadł tyłkiem na krzesło - Moja córka już kopie...

- Tylko mi nie mdlej - Melanie spojrzała na swojego chłopaka - To dopiero kopniak, nie rodzę jeszcze.

- Masz się napij, Louis mi prawie padł przy pierwszym kopnięciu Mel, jakie poczuł sam na swojej skórze - rozczulony Harry położył przed ciemnookim szklankę pełną wody.

- Dziękuję - spojrzał wdzięcznie na Harry'ego i upił trzy porządne łyki - Kopie jeszcze? Mogę to poczuć?

- Na razie cisza - przykładała dłonie do brzucha z różnych strony - To był jeden kopniak, ale dziwnie to czuć.

- Jesteś na wcześniejszym etapie niż ja, musi być już spora że cię kopnęła - brunet przeczesał włosy córki - Ale pierwsze kopniaki zawsze są pojedyncze i ze sporą różnicą czasową - podzielił się swoją wiedzą.

- Wcale sobie nie przypominam, abym prawie padł - Louis otrząsnął się i spojrzał uparcie na męża - Mamo, twój syn chyba dorobił się sklerozy w młodym wieku.

- Ja mam sklerozę? - Harry spojrzał na męża z pełną powagą - Urodziny twojej siostry, jak staliśmy na ogrodzie, a ty objąłeś mnie od tyłu i trzymałeś akurat ręce ja moim brzuszku... Nie pamiętasz?

- Harry, spokojnie - Anne pokręciła na nich głową - Louis pewnie nie lubi wspomnienia, jak prawie zemdlał przed wszystkimi.

- Może trochę - szatyn potarł swój kark.

- Tato, jesteś czasem takim głuptasem - Melanie nie omieszkała powiedzieć z pełną buzią.

🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro