Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Nasze spokojne życie nam wystarcza


Caleb z rana wyciągnął Mel na całodniowy wypad, aby mogli spędzić razem czas i coś fajnego porobić. Louis się na to zgodził, jednak miał ku temu bardzo ważny powód. A mianowicie, od rana z Liamem i Desmond wyciągali meble z sąsiedniego pokoju, który miał być tym małej Payne. Mieli przy tym niemało roboty, patrząc że wcześniej składowali tam naprawdę sporo rzeczy. Ale udało im się sprawić, że pokój stał się zupełnie pusty.

- Ja załatam dziury, wy pojedźcie po farby - Des spojrzał na dwie alfy - Nie ma co zwlekać, wiecie jak Mel potrafi być podejrzliwa.

- Okej, damy radę coś wybrać, pewnie będę dzwonił do Harry'ego po radę odnośnie koloru - wziął głęboki oddech Louis.

Nie było co dłużej komentować i szatyni zebrali się, schodząc na dół zeszli do kuchni, aby poinformować swoich mężów o wyjściu. Ci cały czas rozmawiali, ale zapewnili że w razie co odbiorą telefony żeby skonsultować co trzeba.

- Jesteś gotów na rolę dziadka? - Louis zagadał Liama, kiedy przechadzali się w sklepie i szukali odpowiednich kolorów farby, ale było ich od groma.

- Brzmi dalej jakbym miał co najmniej pięćdziesiąt lat na karku - wzdrygnął się - Też byliśmy młodzi jak Caleb pojawił się na świecie, ale nie sądziliśmy że zrobi nas młodo dziadkami. A co z tobą?

- Mam trzydzieści sześć lat, nijak pasuje mi rola dziadka. Harry to ma jeszcze gorzej, bo ma trzydzieści trzy na karku - zatrzymał sklepowy wózek, przy interesującej ich gamie kolorystycznej.

- Musimy się z tym pogodzić, nic innego nam nie pozostało - Liam patrzył na regał - Żółty brzmi całkiem nieźle...

- Tylko który żółty? Te nazwy same w sobie są szalone - wzdrygnął się momentalnie - Na przykład te egzotyczne Curry? Co to cholera kurczak jakiś.

- Brzmi jak jedzenie - zaśmiał się Liam - To będzie ciężka decyzja, ale myślę że coś bardziej... Przygaszonego?

- Tak, to racja. Może ten... Niby żółty, ale jednak podchodzi w biel - wskazał na inną puszkę.

- Chyba skonsultujemy to z naszymi mężami, co? Oni będą wiedzieć lepiej. Tak myślę - Payne nie chciał źle wybrać.

- Dzwońmy do twojego, wiesz że Harry teraz wszystko pod hormony bierze - polecił, wiedząc że mogłoby się skończyć płaczem, gdyby nagle kolor mu się nie spodobał kiedy wrócą.

- Dobry pomysł - zgodził się Liam i wybrał wideorozmowę z mężem, który dość sprawnie odebrał telefon.

Po dłuższej rozmowie wyszło, że Louis dobry kolor wyłapał i mogli wziąć dwie puszki. Po rozłączeniu się, ku zdziwieniu Liama, Louis dalej ciągnął przyjaciela po farbach do ścian.

- Przecież mamy farby - zmarszczył czoło - Czego jeszcze szukasz?

- Farby do pokoju mojego synka, zaskoczę Harry'ego - przyglądał się wszystkim mijanym puszkom.

- No tak, zapomniałem że i Harry jest w ciąży - pokręcił głową Payne - Jaki kolor dla waszego synka?

- Zastanawiam się nad jasnym odcieniem zielonego - podzielił się - O takim - wskazał na puszkę, a później drugą - Albo taki.

- Ten drugi bardziej mi się podoba - Liam spojrzał swoim okiem - Nie rzucający się w oczy, ale też nie mdły.

- W takim razie wezmę - sięgnął po kilka puszek, które zaraz wylądowały obok tych do pokoiku córki Mel.

- To jeszcze wałki i taśmy - zastanawiał się Liam - To chyba na dziś wszystko...

- Jeszcze folia, aby rzeczy nie pobrudzić - spojrzał na przyjaciela - A jak ma się Zayn? Wiesz, to może być uderzenie, Melanie, Harry...

- Był na początku mocno zmieszany, teraz już jest dobrze. Caleb dostał od niego mocny wykład, aż się zdziwiłem - przyznał ciemnooki.

- Chodziło mi raczej, wiesz... Harry powiedział mi, że Zayn nie może mieć już dzieci - powiedział bardzo delikatnie.

- Och, tak. Mieliśmy epizod, gdzie chciał powtórzyć badania od początku i postarać się jeszcze o szczeniaka - przyznał Payne - Ale przepracowaliśmy to na razie, może wnuczka mu pomoże to trochę uciszyć... Albo nakręci to.

- Albo kto wie, zaadoptujecie jakieś maleństwo? - przeszli kilka działów i w końcu odnaleźli wałki, których trochę musieli wziąć.

- Mamy wymagany staż, ale boimy się że procedura potrwa długo - wypuścił ciężko powietrze - Będzie co ma być, niech najpierw Melanie urodzi.

- Macie wsparcie bliskich - poklepał lekko ramię drugiego alfy, uśmiechając się delikatnie - O, tutaj jest folia. Sięgniesz?

- Tak nie ma problemu - Liam wziął kilka sztuk i władował do ich wózka - Mimo wszystko wydaje mi się, że Melanie i Caleb mają się dobrze razem. Dawno nie wracał tak często do domu.

- Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się że to on a nie jakiś mieszczuch - powoli dochodził do pewnych wniosków.

- Spokojnie rozumiem, sam wiem jak zareagowałbym, gdyby to dotyczyło Yasmine - machnął ręką Liam - A Caleb przynajmniej wie co to odpowiedzialność i trochę spotulniał.

- Bardzo często odwiedza Mel, mimo że jeszcze nie przeszedł na studia weekendowe - stanęli w kolejce, która niestety była dość spora.

- Jak ma tylko możliwość to przyjeżdża, ostatnio jest to prawie każdy weekend - zauważył Liam - Ale to dobrze Melanie go potrzebuje.

Tomlinson nie mógł temu zaprzeczyć, jego córka była bardziej wesoła i rozluźniona, kiedy młody Payne ją odwiedzał. Udało im się w końcu dotrzeć do kasy i Louis uparł się na pokrycie kosztów materiałów. Zapakowali wszystko do samochodu i wrócili na rancho.

Des zdążył już zająć się wszystkimi dziurami, więc mogli powoli brać się za szykowanie miejsca pod malowanie i we trójkę jakoś im szło.

- Halo, halo. Czy ktoś zamawiał świeżo wyciskany sok i kanapki? - Harry wszedł jako pierwszy do pokoju, a za nim Zayn.

- Cudowne omegi, czas na małą przerwę - Louis odetchnął, widząc tace z przekąskami i szklanki.

- Zapraszamy, wszystkim starczy - Zayn się wyszczerzył, nie odrywając wzroku od swojego męża.

- Idziemy mocno do przodu - skomentował Liam - Sporo pracy jeszcze przed nami, ale wygląda to coraz lepiej.

Louis podszedł do swojej omegi i ucałował ją w wargi, nim poszedł umyć ręce, aby móc zjeść i choć trochę napełnić żołądek. Spędzili chwile na rozmowach oraz omawianiu dalszego planu działania. Zayn też zdążył napisać do Caleba i upewnić się, że nie mają w planach powrotu w najbliższym czasie. Musieli być mimo wszystko uważni, jeśli chcieli żeby niespodzianka udała się najlepiej jak mogli to zrobić.

- Zostały tylko mebelki, ale to na dniach wyjdzie, Harry już zapisał zestaw, który spodobał się Mel - Louis opróżnił do końca szklankę.

- Niczego się nie spodziewa, a szukaliśmy czysto teoretycznie - zielonooki się wyszczerzył.

- Caleb na pewno będzie chciał pomóc jeśli trzeba będzie skręcać - odezwał się Liam - Albo wnosić na górę. Mówił sam o tym, zanim wziął dziś Mel na wycieczkę.

- Jeszcze się umówimy - Harry miał naprawdę dobry kontakt z przyszłym zięciem - Lubię to, jak się wspieramy.

- W końcu możemy w przyszłości być rodziną - zaśmiał się lekko Zayn - Kto wie co młodym i kiedy przyjdzie do głowy, ale musimy się z tym liczyć.

- Oby, niech nie zrywają - Louis zaskoczył wszystkich swoimi słowami - No co, przynajmniej wiem że Caleb się interesuje rzeczami powiązanymi z wsią.

- I interesuje się oraz dba o Mel chciałeś dodać - Harry przewrócił oczami - Nie musisz się tłumaczyć dobrem rancha kochanie.

- Nie rób ze mnie miękkiej kluchy i tak wiedzą o co chodzi - mamrotał, patrząc w dal.

- No tak, twardy pan alfa - wyraźnie droczył się brunet, a jego zielone oczy błyszczały od dobrego humoru.

- Harry - Louis jęknął, wiedząc że mąż się dosłownie z nim bawi w tym momencie.

- Wiedziały gały co brały - Des się zaśmiał w głos - Nie ma zwrotów Louis.

- Nie zwróciłbym go za nic na świecie, nawet jeśli czasami doprowadza mnie do białej gorączki - zbliżył się do męża i pocałował jego policzek.

- No mam nadzieję - brunet ukazał dołeczek na taką czułość.

Zaraz pomieszczenie zostało posprzątane przez alfy, a omegi poszły odpocząć do salonu. Zaraz po ich pracy nie było nawet śladu, co sprawiało że ich plan został wykonany w stu procentach. Mogli być z siebie dumni. Louis był umazany w farbie i potrzebował jak najszybciej oczyścić się, jednak odprowadził jeszcze na dół Liama.

- Pójdę z tobą - zielonooki wyrwał się, widząc że przyjaciele już wyszli - Tęskniłem cały dzień za tobą.

- Mam podobnie, to był intensywny dzień - uśmiechnął się leniwie - Ale mam też satysfakcję, że nam się udało.

- Jeszcze tylko druga część planu - złapał mocno dłoń alfy - Pomogę ci zmyć tę farbę, mój brudasku.

- Byłem naprawdę zaangażowany - zaśmiał się, wiedząc że farba znalazła się na jego rękach, ale i trochę miał jej na twarzy.

- Bardzo nawet, ale to piękne z twojej strony - pociągnął na przód starszego, aby ruszyli do swojej łazienki.

Chwila moment i obaj stali pod przyjemnym strumieniem wody, a omega dokładnie gąbką starała się usunąć lekko zaschniętą farbę, na co Louis krzywił się co raz.

- Mój dzielny mąż, najlepszy alfa - Harry go chwalił, czasem przykładając wargi do zaczerwienionych miejsc na skórze - Ojciec moich dzieci, moja druga część duszy.

- Nawet nie wiesz jak cały czas na mnie działasz kochanie - jęknął Louis na tyle czułości ze strony męża.

- W tym momencie czuję - szepnął do ucha partnera, po odłożeniu gąbki, nim dłonią sięgnął do rosnącej erekcji.

- Cóż, takich rzeczy się jednak nie ukryje - uniósł kącik ust, ledwo powstrzymując biodra przed wypchnięciem ich mocniej do przodu.

- Zwolnij wodę - polecił, patrząc wprost w niebieskie oczy.

Uklęknął po chwili, nie odrywając wzroku, wiedząc jak to dobrze zadziała na Louisa. Nie przeszkadzały mu nawet kropelki wody, które spadały na jego twarz. Alfa patrzył na niego jak zaczarowany, a jego klatka piersiowa mocno unosiła się i opadała. Harry działał na niego naprawdę mocno i nie było to zależne od wieku bruneta, a ciąża dodawała mu tylko pięknych krągłości.

🐾🐾🐾🐾

- Dajesz Anthony! - Louis krzyknął w głos, kibicując swojemu synowi z całej siły, kiedy całą rodziną przyjechali na ważny mecz dla nastolatka.

- Dasz radę synku - Harry trzymał dłoń na sercu, czując wiele przeróżnych emocji na raz, w tym samym momencie.

Zaraz koło nich byli też Anne oraz Desmond. Melanie także nie chciała opuścić takiego wydarzenia, jednak ona i Caleb usiedli w miejscu, gdzie było więcej przestrzeni, ponieważ nastolatka jej dziś potrzebowała.

- Zdążyliśmy - usłyszeli znajomy głos, jak się okazało zziajana Jay przyjechała z Markiem, chcąc wspierać wnuczka.

- Mamo! Tato! - Louis zawołał wesoło - Zaczęli dosłownie chwilę temu, nie przegapiliście za wiele.

- To nas cieszy - omega podeszła za mężem, aby przywitać teściów.

Jay nawet pokusiła się, aby potrzeć jego spory, ciążowy brzuszek. Nie odpuściła też komplementu w kierunku Harry'ego, ale przy każdej ciąży powtarzała mu, że ten stan mu szczególnie służy. To tylko poszerzyło uśmiech bruneta.

- Mój wnuk jest dobrym piłkarzem - Mark z błyskiem obserwował boisko.

- Idzie mu naprawdę świetnie, widać że kocha to - potwierdził Louis - Niech się chłopak rozwija, to dla niego na korzyść.

- Może w przyszłości będzie grał w naszej kadrze - kontynuował, z myślą o przyszłości wnuka.

- Kto wie czego będzie chciał - Louis nie chciał narzucać na nastolatka presji - Niech próbuje dopóki jest na to czas.

Wszyscy z zaangażowaniem oglądali mecz, który się rozgrywał. Mimo, że to byli nastolatkowie, to widać było w niektórych wilkach ogromny potencjał. W takich miejscach też wiele klubów i szkół sportowych łowiło talenty, które wystarczyło tylko dobrze oszlifować. Louis i Harry byli szczęśliwi, dopóki Tony miał przyjemność z tego co robi.

- Brawo synku - zielonooki zaczął klaskać w dłonie, kiedy ten strzelił gola.

- Trzymaj tak dalej! - Louis krzyknął ile miał sił w płucach, zwracając przy tym uwagę nastolatka, któremu akurat gratulowali koledzy, uniósł w stronę rodziców kciuk do góry.

- Ma po tobie talent, kto wie, gdyby nie ta kontuzja... - Harry wczepił się w ciało męża i wziął głęboki oddech.

- To było fajne hobby, ale chyba nie dałbym radę żyć z tego - trzymał młodszego - Ciągłe podróżowanie, strach o większe kontuzje. Lubię swoją stabilność.

- Nasze spokojne życie nam wystarcza - przymknął na chwilę powieki, aby wyczuć intensywniej zapach starszego.

Mecz zakończył się wygraną drużyny Tony'ego, co wszystkich mocno cieszyło. Musieli poczekać z gratulacjami dla nastolatka, ponieważ ten został ściągnięty do szatni przez trenera razem z całą drużyną.

- Jesteście chętni na świętowanie w restauracji? - Harry zwrócił się do rodziny, kiedy czekali na zewnątrz na Anthony'ego.

- Oczywiście, trzeba dobrze pogratulować naszemu wnukowi za tak dobrą robotę - Jay od razu odezwała się za siebie i męża.

- Mel, Caleb? - zielonooki spojrzał na córkę oraz jej chłopaka - To ważne dla Tony'ego.

- Tak, tak, jestem w zasadzie głodna - przyznała nastolatka spoglądając na swojego chłopaka, który tylko jej przytaknął.

- Babcia Jay, dziadek Mark - Tony podbiegł wesoło do dziadków, których mocno uściskał - Przyjechaliście. Kocham was.

- Oczywiście kolego, nie mogliśmy tego odpuścić - Mark odezwał się do wnuka - Jesteśmy bardzo z ciebie dumni. Kawał dobrej roboty.

- Dziękuję - odsunął się od nich i podszedł do rodziców - Wracamy do domu? Wy też przyjedziecie na trochę?

- Idziemy na coś dobrego do jedzenia najpierw. Coś niezdrowego po takim wysiłku - powiedział Louis, wiedząc że mogą sobie raz na jakiś czas na takie rzeczy pozwolić.

- Naprawdę? Wszyscy? Całą rodziną? - szukał u każdego potwierdzenia.

- Wszyscy, wszyscy - potwierdził Harry, czując ciepło w klatce piersiowej na szczęście Tony'ego - Mamy w końcu co świętować. Wspaniały debiut mojego szczeniaczka.

Tego dnia, każdy mógł zapomnieć o troskach dnia codziennego, wiele śmiali się i rozmawiali na przeróżne tematy. Było prawdziwie szczęśliwie.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro