13. Co za miła niespodzianka.
- Nie mówię nie, ale mocno mnie zaskoczyliście - Harry wpuścił w głąb domu swoich rodziców - Chcecie pracować zdalnie stąd, nie jesteśmy przygotowani, wasz pokój nie ma czystej pościeli - wyliczał, w środku tak naprawdę czując ogromne ciepło, że ci pomyśleli o pomocy dla nich.
- Przestań Harry, spokojnie sama zmienię pościel, a nam się przyda odskocznia od miasta. Do tego wy potrzebujecie pomocy. Tony jest dzieckiem, a Louis ma dużo pracy na miejscu. Ty i Mel musicie się oszczędzać - wyliczała Anne - Chcemy dla was dobrze.
- Za to was tak bardzo kocham - jego oczy zaszły łzami, kiedy podszedł do rodziców bliżej i ich objął - Bardzo was kocham i cieszę się, że tu jesteście. Naprawdę.
- My też cię kochamy synku - Desmond odezwał się - Ja chętnie pomogę przy farmie na ile będę w stanie.
- Mamo, tato? Co za miła niespodzianka - zaskoczony szatyn wyszedł z kuchni i uśmiechnął się promiennie na widok teściów.
- Zostajemy z wami na trochę do pomocy - oświadczyła radośnie Anne - Ile będzie trzeba tyle zostaniemy, nawet jeśli trzeba będzie to do pojawienia się maluchów.
- Och - zaskoczenie na chwilę wpłynęło na twarz alfy - To bardzo miłe z waszej strony, dziękujemy - podszedł do Anne i pierwszą ją objął.
- Nie ma problemu kochani, sami za wami tęsknimy na dłuższą metę - zaraz zrobiła miejsce Desmondowi do przywitania się z zięciem.
- Dzieci się ucieszą, że będą mieli was bliżej - Harry zaśmiał się, palcem ocierając oczy z łez - Ten mały, nieśmiały omega też.
- Chłopiec i omega? - Desmond uśmiechnął się na wiadomość - Cudownie, do kompletu brakuje wam dziewczynki alfy - zaśmiał się dodając.
- Nie kracz tato, nie kracz mamy jeszcze dużo czasu aby to nadrobić - Louis chrząknął, zaraz łapiąc za jedną z walizek.
- Wnuków nigdy za wiele - Anne machnęła ręka, ciesząc się z każdego szczeniaka tak samo.
- Dobrze to słyszeć, bo jak będziemy zmęczeni to będą okupować dziadków - zaprosił rodziców bardziej w głąb domu.
- Damy radę - zapewnił Des, trzymając kolejny bagaż przy sobie - Dobrze, że nie jesteśmy jedynymi dziadkami - zażartował jeszcze.
Jay z Markiem również uwielbiali zajmować swój swój czas szczeniakami. Alfy zaniosły walizki do pokoju gościnnego, który nieoficjalnie od dawna zajmowali rodzice Harry'ego. Tony pierwszy zauważył wizytę dziadków, czym bardzo się ucieszył i nie potrafił przestać mówić o pierwszym meczu piłki, który miał się niedługo odbyć.
- Przyjdziecie prawda, prawda? - wielkimi oczyma spoglądał na małżeństwo.
- Oczywiście Tony - potwierdził Des - Nie moglibyśmy odpuścić takiego wydarzenia, bardzo ci kibicujemy i nie możemy się doczekać.
- Będę się starać - trzynastolatek mocniej się rozweselił na tę informację.
- Dziadek? - zaspana Melanie stanęła w progu.
- Jest i nasza młoda mamusia - najstarszy alfa zawsze miał słabość do swojej wnuczki - Jak się czujesz? - wyciągnął ramię, aby ta się do niego przytuliła.
- Zaspana - szurając kapciami przeszła do mężczyzny i wcisnęła się w jego bok - Drzemki są miłe.
- Dużo odpoczynku tak jak powinno być - odezwała się Anne - Maluszek wyciąga energię, ale to normalne całkowicie.
- Babcia - dopiero teraz zauważyła, a raczej usłyszała ją - Właściwie, co tutaj robicie? Mama nie mówiła, że przyjeżdżacie.
Kolejny raz małżeństwo z chęcią wyjaśniło swoim wnukom skąd się wzięli, co również wywołało wiele radości i uśmiechów u nastolatków. W ich rodzinie ułożyło się tak, że mieli naprawdę dobry kontakt i nikt nikogo nie denerwował samym widokiem. Jasne, bywały spięcia po jakimś czasie, ale to naturalne w każdej rodzinie.
Anne i Desmond na spokojnie rozpakowali się, a potem zaczęły się przygotowania do obiadu, który Anne bardzo chętnie przygotowała z małą pomocą ciężarnych. Desmond za to z wnukiem i zięciem krążył po ranczu i pomagał w codziennych obowiązkach, wszyscy na szczęście wiedzieli kiedy wrócić na posiłek.
🐾🐾🐾🐾
- Caleb, dzień dobry - Harry otworzył drzwi zaskoczony - Nie miałeś przyjechać dopiero jutro? Mel przynajmniej tak mówiła - spojrzał na chłopaka przed sobą, który miał w dłoni kwiaty oraz dużą czekoladę.
Minęło kilka dobrych dni od przyjazdu rodziców omegi, przez co on i Louis mogli w pewnych kwestiach odsapnąć, przez co zaczął się teraz zastanawiać, czy o czymś nie zapomniał, widząc chłopaka swojej córki.
- Tak miało być, ale czułem że jest jakaś smutna i udało mi się zamienić z kolegą na wcześniejszy autobus, więc jestem już dziś. Chciałem zrobić niespodziankę - spojrzał na upominki.
- To bardzo miłe z twojej strony, wejdź. Mel jest po zajęciach i odrabia właśnie lekcje w swoim pokoju - zrobił miejsce mężczyźnie - Jak idzie sprawa z weekendowymi studiami?
- Uczelnia nie widzi problemu z przeniesieniem mnie od nowego roku - odpowiedział wchodząc - Więc już złożyłem dokumenty, muszę tylko jeszcze zaliczyć wszystkie egzminy.
- W takim razie będę bardzo trzymać kciuki za ciebie. Daj mi prezenty i rozbierz się z wierzchnich rzeczy - wyciągnął dłonie.
- Dziękuje - spojrzał wdzięcznie na omegę i przekazał podarunki - A jak najmłodszy Tomlinson? - spytał od razu zdejmując kurtkę.
- Rozpycha się i sprawia, że jem ciągle dziwne rzeczy, ale Mel tak samo złapało, żeby nie było - zaśmiał się w głos.
- Zapamiętam, żeby się nie dziwić na jej zachcianki - odwiesił rzeczy i odebrał prezenty od Harry'ego - Dziękuję.
- Właściwie, dobrze że jesteś. Planujemy z Lou zrobić prezent Mel na urodziny - przypomniał sobie - Zrobić pokoik dla małej, chcesz się dołączyć może?
- Oczywiście, że tak. Bardzo bym chciał, miałem w sumie zagadać o to, bo niby jeszcze jest czas, ale chwila moment i będziemy w kropce - mówił z dużą odpowiedzialnością.
- Właśnie o to chodzi - odprowadził mężczyznę do schodów - Najlepiej zejdź na dół, jak Mel będzie miała drzemkę to porozmawiamy o tym trochę więcej.
- W porządku, dogadamy się - skinął - Do zobaczenia w takim razie - rzucił i wyraźnie z chęcią wbiegł po schodach.
Harry pokręcił z uśmiechem głową, czuł że to z czasem skończy się ślubem. Cieszył się jednak, że wypadło na syna ich przyjaciół. Usłyszał tylko krótki pisk Melanie, co tylko oznaczało że ucieszyła się na niespodziankę. Za to to zaalarmowało Louisa, który dosłownie znikąd pojawił się w domu.
- Mel? - spojrzał na Harry'ego.
- Caleb przyjechał w odwiedziny do niej, spokojnie - obrócił się w stronę starszego - Jednak dobrze trafiła na alfę.
- Okej, bo aż mi serce mocniej zabiło - odetchnął - Jestem naprawdę przewrażliwiony, co?
- Trochę, ale to dobrze patrząc że jest w ciąży - ścisnął bok starszego - Jak tam sprawa z rynnami, naprawdę przeciekają?
- Niestety tak, na razie zabezpieczyłem, ale są do wymiany całkowicie - skrzywił się - Lepiej teraz niż za późno.
- To prawda, kolejny niemały wydatek się szykuje - zacisnął wargi - Dobrze, że mamy oszczędności.
- Całe szczęście, że się zabezpieczyliśmy przed tym - skinął - Odejdą nam wydatki potem.
- Czasem jednak mamy dobre pomysły z oszczędnością na różne niespodziewane wydatki - przeszedł obok Louisa, żeby zaraz złapać za koc i wyjść na taras.
- Jak widać dobre - potwierdził i kierował się za omegą, aby spędzić z nią trochę czasu.
- Mama bawi się w ogrodzie, wiedząc że ja nie mam siły - narzucił materiał na swoje plecy i skinął w stronę ich sporego ogrodu.
- Cudownie z jej strony, dosłownie i nas nie miałby kto się tym bawić - skinął z odetchnięciem - Uwielbiam nasz ogród.
- Mam tak samo, po kimś odziedziczyłem tę pasję - mruknął zadowolony, na to jak Louis objął go od tyłu - Pamiętasz, jak szukaliśmy idealnego miejsca dla siebie i w końcu trafiliśmy tutaj?
- Pamiętam to jak wczoraj - zachwycał się - To była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie chcieliśmy już innego miejsca.
- Zapożyczyliśmy się u twoich rodziców, aby móc to kupić - przymknął powieki - A później ciężko pracowaliśmy, z dwoma łobuzami obok nas.
- Dobrze, że nam pożyczyli, bo banki zdzierają z ludzi mocno - skrzywił się - A rodzice odpuścili nam część.
- Żeby wam się dobrze żyło - to zdanie aż za dobrze się zapisało w jego głowie.
- To był najlepszy prezent jako mogli nam dać - skinął z rozmyśleniem - Ale twoi rodzice tez nam mocno pomogli.
- Oczywiście, że tak. Mieliśmy ogromne wsparcie z dwóch stron - zacisnął dłoń na tej silniejszej.
🐾🐾 (wspomnienie)🐾🐾
Harry siedział zmęczony w łóżku, trzymając przy sutku Tony'ego. Chłopiec miał prawie rok, ale wciąż uwielbiał sporadycznie jeść z piersi, nieraz wykorzystując to, że omega była nieprzytomna i łatwo mógł się dostać do pokarmu. Był bardzo zaradnym i sprytnym alfiątkiem.
- Tony znowu wykorzystujesz mamę - Louis chciał delikatnie zabrać chłopca od omegi wiedząc że to bardziej wspólny czas niż głód.
- Ma - szczeniak buntowniczo odpowiedział, zaciskając rączkę na piersi omegi.
- Jesteś alfą, ale nie musisz tego pokazywać na każdym kroku - sięgnął do rączki chłopca i chciał być naprawdę delikatny.
To przyniosło mu spory sukces, bo zaraz mógł odebrać syna od męża i ułożyć go na swoim biodrze.
- Dziękuję - zielonooki powiedział, wdzięcznie spoglądając w oczy partnera i zaraz zasłaniając swoje ciało koszulą nocną.
- Nie ma sprawy, widzę że jesteś zmęczony - wyjaśnił trzymając szczeniaka w odpowiedni sposób.
- Mel była taka pełna energii, Tony potrzebował uwagi i czas jakoś tak minął - ziewnął w swoją dłoń - Skarbie?
- Tak? - bujał lekko chłopcem, starając się aby ten zasnął na przynajmniej jakiś czas.
- Chcę się przeprowadzić, to mieszkanie jest na nas za małe - powiedział to, co siedziało mu dawno w głowie - Mel ma swój pokój, ale my mamy Tony'ego w swojej sypialni i nieraz on to wykorzystuje na swoją korzyść. Nie mamy prywatności.
- To prawda nie mamy - przyznał racjęrację - To mimo wszystko typowo studenckie mieszkanko.
- Nie dla rodziny - przesunął się na łóżku i zaraz uderzył kolanem w łóżeczko Anthony'ego, przez co jęknął.
- Ale zostajemy tutaj i szukamy czegoś większego? Czy masz inny pomysł? - spytał, krzywiąc się na ten ruch.
- Nie mamy wyboru, nie chcę siadać na głowę naszym rodzicom - złapał w dłoń delikatnie nóżkę synka.
- Nie ma szans że wejdziemy na głowę rodzicom - pokręcił głową - Nie widzę opcji powrotu do nich, kocham ich, ale nie.
- Wyprowadziłem się mając szesnaście lat, nie wrócę do nich mając prawie dwadzieścia dwa - zmarszczył nos na samą myśl.
- Kredyt? Nie wiem ile dostaniemy za to mieszkanie. Życie jest ciężkie - jęknął, starając się nie przenieść emocji na szczeniaka.
- Stopy procentowe potrafią być szalone, a jakby coś się nagle zaczęło psuć na świecie, to dostalibyśmy po głowie - nie był przekonany do tego pomysłu - Może... Może rodzice nam coś pożyczą?
- Możemy się zapytać, nie zaszkodzi. Oddamy wszystko powoli - zastanawiał się - Ale co chcemy? Szczerze, wolałbym dom...
- Chciałbym swój ogród i przestrzeń - podłapał pomysł starszego - Mógłbym nawet zamieszkać na wsi, tam nieruchomości z ziemią są tańsze niż te w mieście.
- To prawda, mógłbym sam coś zrobić w tym domu - zastanawiał się - Coś tam potrafię. Nie musimy mieć super stanu na początek.
- Cieszę się, że jesteśmy zgodni... - spojrzał na twarzyczkę ich syna - Nasz buntowniczy alfa w końcu usnął po ponownym zmuszaniu mamy do karmienia?
- Tak, trochę się uspokoił w końcu - skinął alfa - To był już czas na jego sen. Dobrze, że Mel śpi spokojnie.
- Niespotykane, jak te dwa szczeniaki się różnią, jak ich natury są inne - puścił w końcu stópkę szczeniaka.
- To prawda klasyczna alfa i omega - zgodził się szatyn - Kocham ich całym sercem. Nie żałuje niczego.
- Ja też nie, nawet jak tak młodo miałem Melanie - przesunął kołderkę na łóżeczku, aby Louis mógł w spokoju położyć ich syna.
- To rozejrzymy się w takim razem za czymś za miastem - podsumował kładąc chłopca do łóżeczka - Najpierw spojrzymy i zobaczymy na jakie kwoty mamy się szykować.
- Zróbmy to. Czas walczyć o nasza przyszłość, nasz dom - powtórzył, będąc o wiele bardziej weselszy.
🐾🐾 (koniec wspomnienia) 🐾🐾
- I jesteśmy tutaj, kochamy to miejsce i będziemy tu do samego końca - zachwycał się Louis - Nie sprzedałbym tego nikomu.
- Ja też, to nasz dom. Nasz azyl, nawet jeśli dzieci są niezadowolone czasem, to wiem że również kochają to miejsce - młodszy nie mógł przyjąć innej informacji do siebie.
- Oni nie wiedzą jak jest w mieście i że pewnie dzieliliby pokój między sobą. Wyobrażasz to sobie? - wzdrygnął się alfa.
- Nie byłoby wtedy może naszej wnuczki - zachichotał pod nosem - Ale inaczej mielibyśmy tragedię, przecież oni już strasznie sobie na nerwy działają.
- Albo i tak by była z kimś mocniej nieodpowiedzialnym - skrzywił się - Mimo wszystko ufam Payne'owi.
- Tak samo - wypuścił oddech przez nos - A pamiętasz, jak powiedzieliśmy o ciąży moim rodzicom? Oprócz tego, że tata cię uderzył, to zaproponował aborcje - nie chciał tej części wspominać swoim dzieciom.
- Pamiętam, ale wolałbym nie - wzdrygnął się - Oburzyłem się wtedy i nie bałem wyrazić swojego zdania.
- A jak się popłakałem, zasłaniając swój brzuch rękoma - Des od razu wtedy zrozumiał, że mocno zranił swojego syna.
- Na szczęście szybko skończyli ten temat, widząc co zrobili nam obu. Dlatego cieszyłem się z reakcji moich rodziców - wspomniał.
- Ja też - potarł kciukiem swoją napiętą skórę - Twoja mama momentalnie zaakceptowała mnie jako swojego kolejnego synka.
- To było urocze z jej strony, ale to cała ona - uśmiechnął się Louis - Ona jest najukochańszą osobą na świecie.
- A ja po niej? - obrócił się w stronę Louisa i oparł swoim brzuszkiem, o ten jego.
- Na równi z nią - nie wahał się w odpowiedzi - Kocham cię i to jak się troszczysz o mnie i o dzieciaki.
- Kocham cię, mój mężu - stanął na palcach i połączył ich usta.
🐾🐾🐾🐾
Kola 💙💚💙💚
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro