Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Czy my przechodzimy jedną ciążę?


Harry z ziewnięciem wyłączył budzik i zaczął się po cichu zbierać, tego dnia była jego kolej na poranny obchód, nie chciał się nawet od tego wymigiwać, wiedząc że mały spacerek i trochę pracy mu dobrze zrobi.

Louis był przyciśnięty do poduszki i dalej spokojnie spał, a jego plecy były w całości odsłonięte dla oczu młodszego. Omega nie narzekała na takie widoki. Miał bardzo przystojnego partnera i pamiętał, jeszcze jak kilka lat temu, kiedy mieszkali w mieście, potrafił być mocno zazdrosny, kiedy jakieś omegi bez zastanowienia podrywały Louisa, mimo że ten miał obrączkę na palcu i dzieci.

Niektóre omegi nie potrafiły trzymać rąk przy sobie i nie miały sumienia. Jednak Harry miał to szczęście i Louis był tym lojalnym alfą, który był w niego zapatrzony oraz zakochany po uszy, oczywiście z wzajemnością. Ucałował środek pleców męża, nim zaczął się przebierać w wygodne rzeczy, żeby było mu ciepło, jak i nic nie ocierało się o jego delikatną skórę.

Nie minęła chwila, jak alfa zaczął się wiercić, a jego dłoń znalazła się po stronie omegi, szukając uparcie jej ciała, tam gdzie dla niego powinno być.

- Śpij Lou, masz jeszcze czas - Harry zapiął polar na swoim ciele, poranki już bywały mocno zdradliwe.

- Gdzie idziesz? Wcześnie - marudził, jednak nie otworzył oczu. 

- Praca Lou, moja kolej z rana - przypomniał lekko, podchodząc na chwilę do męża I całując jego policzek.

- Wstanę ci pomóc - głos szatyna był zachrypnięty - Potrzebuję chwili, małej chwili. Nie chcę żebyś męczył się sam.

- Jeśli masz siłę, to okej. Zawsze mi z tobą raźniej - brunet postanowił się nie sprzeczać, wiedząc że wilk już wpływa na jego męża.

- Zawsze mam siłę, żeby ci pomóc - w końcu otworzył oczy i uśmiechnął się na widok męża przed sobą - Takie pobudki lubię. Ty blisko mnie.

- Masz takie na co dzień od ponad siedemnastu lat - przypomniał, dłonią sięgając do policzka Louisa.

- I nigdy mi się nie znudzi - na dosłownie kilka sekund jeszcze przymknął powieki, po czym postanowił wstać, ponieważ było coraz to później.

Ubrał się w pierwsze lepsze rzeczy, czując na sobie palący wzrok. Te wszystkie spojrzenia, małe gesty, zawsze przypominały mu, jak obaj się mocno i szczerze kochali. Louis wziął na siebie wszelkie obowiązki, które zawierały w sobie jakiekolwiek dźwiganie. Na poważnie brał stan Harry'ego, tym bardziej że to był blisko czwarty miesiąc ciąży. Lubił dbać o męża i szczeniaki.

Obaj mogli być też zadowoleni, że właśnie zakończyli sezon i mieli mniej zwierząt u siebie, z myślą o przyszłym rozmnażaniu. Mieli sporo zabawy, kiedy przyszedł czas na zbieranie jajek od kur, nie wszystkie za dobrze to znosiły. Jedna nawet uderzyła dziobem Louisa w tyłek.

- Tak bardzo jak doceniam świeże jajka, tak mam ochotę czasem wpakować je do gara na rosół - warknął pod nosem alfa, trzymając w dłoni kosz pełen jajek.

- Nie zabijamy naszych kurek - Harry zasłonił jednemu ze zwierząt uszy - Nie słuchaj kochanie, gada głupoty.

- Ma szczęście, że nie miałbym serca ich dotknąć - pokręcił głową - Grunt, że zarabiają na siebie tymi jajkami.

- Nasi sąsiedzi są nam nam wdzięczni - sam złapał za swój koszyk jajek i wstał - Życie na wsi to ogrom plusów.

- Mleko, jajka, własne warzywa, świeże powietrze i przestrzeń - wymieniał po kolei te plusy - A pewnie znajdzie się tego więcej.

- O wiele więcej - wyszli z kurnika, który dobrze zamknęli i zaraz omega złapała większą dłoń w swoją - Co powiesz dzisiaj na jajecznice ze szczypiorkiem? Albo naleśniki...

- Jajecznica brzmi dobrze - oblizał się na myśl o śniadaniu - Napracowałem się, więc mój brzuch upomina się o jedzenie

- A ja czuję, że mam ochotę na wiele rzeczy - jego brzuch momentalnie zaburczał - Dzieci będą na pewno zadowolone, jeśli zrobimy więcej jedzenia.

- Na pewno tak, dodatkowo nie zmarnuje się to jedzenie przy takiej ilości jaka nas jest - zgodził się alfa - Cliff na pewno też coś skubanie - szatyn spojrzał na psiaka, który jakby sprawdzał czy wszystko jest na swoim miejscu.

W kuchni Harry miał wiele pomocy od strony Louisa. Nawet, jeśli ten nie potrafił gotować, to zawsze prostsze rzeczy jakoś dawał radę robić pod czujnym wzrokiem omegi. Brunet mimo wszystko oprócz jajecznicy, nasmażył też naleśników, zwalając wszystko na hormony.

- Cześć - na dół zeszła Melanie, która wstała bez wcześniejszego jej budzenia, dość wcześnie jak na nią.

- Dzień dobry, głodna? - Harry właśnie rozstawiał jej i swoje własne leki.

- Masz tutaj sierść Clifforda - Louis podszedł do szatynki i kciukiem delikatnie dotknął jej brody - Ten sierściuch wszędzie zostawia swoją sierść.

- Spał dziś w moim pokoju - zmarszczyła nos - Głodna jak wilk. Nie wymiotowałam dziś i mam wrażenie, że zjem cokolwiek dostanę. Mam jednocześnie ochotę na słodkie i słone.

- Czy my przechodzimy jedną ciążę? - Harry zaśmiał się w głos i pokazał córce co przygotowali.

- To najlepsze co mogłam dziś zobaczyć z samego rana - zaśmiała się i zajęła swoje miejsce - Tony chyba nie wstał jeszcze, nie słyszałam żeby się krzątał.

- Cliff, chcesz obudzić Tony'ego? Jestem pewien, że chcesz to zrobić, co kolego? - Louis podburzał psa, kiedy poklepał swoje udo i ruszył w stronę sypialni syna.

- Będzie porządna pobudka - zaśmiała się Melanie, sięgając po słabą herbatę, którą Harry robił dla niej już od jakiegoś czasu.

- Oczekujmy krzyku niezadowolenia - brunet nałożył sobie trochę jedzenia na talerz - Czasem twój ojciec jest gorszy niż dziecko.

- Alfy - skomentowała dziewczyna, sięgając w pierwszej kolejności po jajecznicę i dwie kromki chleba do niej.

Zgodnie z ich oczekiwaniami rozszedł się krzyk, co mogło oznaczać, że Clifford dosłownie skacze po Tonym, budząc go całym swoim ciężarem. Dwie omegi uśmiechnęły się do siebie, w jako takiej ciszy jedząc, chcąc napełnić swoje brzuchy, nim harmider dojdzie i do nich na dół.

- Zaraz zejdzie - Louis z Cliffordem przy nodze wrócił na dół - Smacznego - czule spojrzał na męża, a potem na córkę widząc ich apetyty.

- Dziękujemy - brunet mruknął po przełknięciu - Jak bardzo nasz syn jest oburzony ciężką pobudką w postaci Clifforda?

- Powiedział, że kiedyś odegra się za moje głupie pomysły - wzruszył ramionami szatyn - Ale najpierw musiałby wstać wcześniej niż ja.

- A to niemożliwe - Mel znała za dobrze swojego brata - Dziś nauczyciel przyjdzie o dziesiątej, prawda?

- Taki jest plan - Harry potwierdził, będąc w kontakcie ze szkołą jeśli chodziło o uczenie się Mel - Chyba odpowiada ci taka nauka, co?

- Wysypiam się na zajęcia mamo, to najważniejsze - sięgnęła po pierwszego naleśnika - Myślałam, że ludzie przesadzają że w ciąży się je za dwóch.

- Szczeniaki rozwijają się i potrzebują mieć z czego rosnąć - Harry cieszył się, że ktoś doceniał to całe śniadanie - Trzeba też cieszyć się na brak mdłości.

Sam był bardzo wdzięczny losowi, że ominął go ten najgorszy z możliwych objawów, który łączył się z ciążą. Pamiętał to wszystko z ciąży z Tonym i na samą myśl miał dreszcze, malutki alfa dał mu popalić ze wszystkimi możliwymi objawami, jakie tylko można było dostać.

- Dzień dobry - Tony wszedł do kuchni, ubrany niechlujnie i z splątanymi włosami - Tata i Clifford są dla mnie brutalni z rana.

- Przynajmniej porządnie cię obudzili, ale twoje włosy nie widziały szczotki - skomentował Harry - Siadaj do śniadania, zaraz się tym zajmiemy.

- Mhm - usiadł obok swojej siostry, zaraz decydując się na naleśniki - Cieszę się, że nie zapisaliście mnie na dzisiejszą wycieczkę do teatru, fajnie mieć dzień wolny od szkoły.

- Tym razem tak, ale czasem dobrze jest wyjść z rówieśnikami, szczególnie w nowe miejsca - zaznaczył Louis - Nie przyzwyczajaj się do siedzenia w domu.

- W teatrze bym się nudził tato, już ci wolę pomóc w pracy na ranczo - zamrugał kilkakrotnie - A co do znajomych, po treningu w czwartek chcemy iść na pizzę z kolegami, mogę?

- Nie widzę problemu, Harry? - Louis spojrzał na męża, zawsze decyzje podejmowali ostatecznie razem.

- Możesz pójść, ale wiąże się to z tym, że wrócisz do domu autobusem - przypomniał ich małą zasadę.

- Dokładnie tak, co najwyżej wyjdziemy z Cliffordem po ciebie na przystanek - dodał Louis - Z przystanku i tak nie jest tak daleko.

- Mam drobne na bilet, będę się trzymać rozkładu - kiwał głową, zadowolony z uzyskanej zgody.

- W takim razie jesteśmy umówieni, tylko daj nam znać jak będziesz w restauracji i jak będziesz już wracał. Wystarczy wiadomość, żebyśmy się nie martwili - zaznaczył szatyn.

Tony pokiwał głową, uśmiechając się lekko. Po skończonym śniadaniu, Harry pomógł synowi z rozplątaniem loczków, nim puścił go do pracy z ojcem. Sam ogarnął trochę w domu, nie chcąc sytuacji, że nauczyciel przyjdzie do nich, a w środku będzie nieporządek. A mimo wszystko, że nie byli bałaganiarzami, to jednak brud łatwo się roznosił.

Mel w tym czasie poszła ogarnąć swój pokój i też samą siebie. Naprawdę przykładała się do nauki i indywidualnego nauczania, nie chcąc mieć zaległości, które prędzej czy później mogą się pojawić. Chociaż pani nauczycielka, się śmiała że już wyprzedzała swoją klasę z materiałami oraz tematami, jednak nie chciała za wysoko o sobie myśleć, bo na testach mogło wejść różnie.

Harry miał przy tym sporo czasu dla siebie, co było całkiem miłe w pędzie, który mieli na rancho w ostatnim czasie. Mógł usiąść na huśtawce w ogrodzie, która nie była w słońcu i cieszyć się świeżym powietrzem. Nawet, jeśli puchaty koc musiał wylądować na jego kolanach, to nie było niczym złym. Ciąża sprawiała, że czasem potrafiło mu się robić znienacka zimno.

- Harry - spokojny głos Louisa dotarł do niego, jakby zza światów - No już kochanie, zdrzemnąłeś się, a ja się martwię o twoje plecy tu.

- Uch, nawet nie wiem kiedy to się stało - powiedział leniwie, okrywając się mocniej kocem - Dobrze mi tutaj. Ten koc jest miły...

- Spałeś dobrą godzinę, Melanie miała przed chwilą przerwę w zajęciach i dała mi znać, że tutaj jesteś - przeczesał lekko włosy omegi.

- Baw się dalej - szepnął zadowolony na ten ruch ze strony Louisa - Tony dawał radę w pracy?

- Dalej pracuje, zarabia na czwartkową pizzę z kolegami - uśmiechnął się - Sprząta boksy w stajni, konie są na pastwisku.

- Ma zapał chłopak - usiadł powoli i wczepił się w ciało Louisa - Ale to dobrze, kiedyś dzieciaki przejmą te ranczo.

- Dobrze by było jakby przejęły - objął omegę - Dużo na to wszystko pracowaliśmy, ale opłacało się jak widać.

- Bardzo się opłacało - przymknął ponownie powieki i ziewnął w głos - Szczeniaczek sprawia mamę senną.

- Może chcesz się jeszcze położyć, ale nie koniecznie tu? Twój kręgosłup nie da rady.

- Chyba czas pójść do naszej sypialni - potwierdził, zaraz wstając z pomocą partnera.

- Będzie tak lepiej. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Louis chciał się upewnić - Pójdę zobaczyć czy Tony nie oszukuje przy tym sprzątaniu.

- Tylko spokoju i aby ktoś inny zrobił obiad - czuł, że tego dnia nie będzie miał siły na taki wysiłek.

- Z obiadem coś wykombinuje, spokój da się załatwić - szedł ramię w ramię z młodszym, odprowadzając go do sypialni.

- Myślę, że mamy coś w spiżarni i w słoikach od rodziców - wspięcie się po schodach lekko zmęczyło młodszego.

- Poszukam, na szczęście ty i rodzice zawsze podpisujecie te słoiki - zaśmiał się, ale to było naprawdę wygodne w takich sytuacjach.

- Czuję, że nasze mamy narobią nam zapasów, kiedy dowiedzą się że i ja jestem w ciąży - dostał się z zadowoleniem na ich łóżko.

- Zrobią to, jestem pewny, bo inaczej nie wiem co będziemy jeść przy końcówce - alfa był świadomy swoich zdolności kulinarnych, a raczej ich braku.

- Oj tak - uniósł kącik ust, przykrył się kołdrą i spojrzał uważnie na męża - Buzi?

- Zawsze kochanie - nachylił się i połączył ich usta - W razie co jestem pod telefonem, wystarczy że zadzwonisz.

- Będę pamiętać skarbie - ziewnął w głos, zaraz znikając całkowicie pod miękkim materiałem, przez co Louis się uśmiechnął czule.

W alfie całkowicie włączył się tryb rodzicielski dotyczący nowego szczeniaka w ich życiu. Musiał co jakiś czas sprawdzać czy z Harrym jest wszystko w porządku i dopytywać go. Był naprawdę podekscytowany na nadchodzące zmieni i jednocześnie trochę przestraszony.

Bycie młodym dziadkiem też było czymś całkowicie nowym i trochę się obawiał, ponieważ nie widział jeszcze przez długi czas siebie w takiej roli.

- Tato, nie musisz mnie sprawdzać - Tony mruknął, po zauważeniu rodzica - Ale mógłbyś pomóc, jak się tak nudzisz.

- Przyszedłem tylko zobaczyć czy sobie radzisz - zmarszczył czoło - Mimo wszystko czuję się odpowiedzialny za to rancho i za ciebie też.

- Też cię kocham - przerwał na chwilę swoją pracę i przetarł swoje mokre czoło - Mama jest w ciąży, prawda? Dlatego zachowuje się jak Mel?

- Bystry jesteś kolego, mieliśmy ci powiedzieć na dniach, dopiero co się dowiedzieliśmy sami - Louis nie ukrywał tego, nastolatek sam rozwiązał tę sprawę.

- Będę ci pomagać tato ile dam radę, zwłaszcza kiedy wakacje przyjdą - wyprostował się - I jestem bystry po tobie - wyszczerzył się, ukazując dołeczek.

- Podlizujesz się - podszedł i potargał włosy chłopaka - Każda pomoc się przyda, będziemy mieli spore zamieszanie w domu.

- A działa? - niebieskie oczy rozbłysły, widząc że szatyn podwija rękawy z zamiarem pomocy mu.

- Trochę działa, nie zostawię cię samego z taką ilością pracy - sięgnął po widły - Razem uporamy się z tym szybciej.

- Dziękuję - trzynastolatek ponownie złapał w sobie zapał do pracy.

Razem wszystko naprawdę sprawniej szło, a trzynastolatek przy nakładaniu nowego siana, pozwolił sobie na zabawę z rodzicem, wrzucając trochę siana pod koszulkę rodzica. Louis nie był mu dłużny, ze stajni obaj wyszli z sianem wplątanym we włosy oraz spoceni po ciężkiej pracy. Tony od razu postanowił wziąć prysznic, czując jak cały się klei.

- Co wyście robili, że ty tak wyglądasz? - Harry siedział na krańcu łóżka, wyraźnie chciał wstać ale właśnie szatyn wszedł w dziwacznym stanie do ich sypialni.

- Pomogłem Tony'emu ze stajnią i trochę się wygłupialiśmy - wyciągnął z włosów jeden z wielu kawałków słomy.

- Pomogę ci - wstał ze swojego miejsca i rozbawiony przeszedł do partnera - Uroczo wyglądasz.

- Dobrze spędziliśmy czas mimo pracy - przyznał Louis - Ale muszę wziąć prysznic, bo cały się kleję, Tony już poszedł od razu.

- Mogę się dołączyć? - zapytał miękko, wyciągając kolejne kawałki słomy z włosów męża.

- Nigdy nie odmówię takiej propozycji - odpowiedział od razu - Dobrze, że mamy własną łazienkę. To duży plus.

- Wiedzieliśmy od początku co chcemy - złapał mocno dłoń starszego i pociągnął go do sąsiedniego pomieszczenia, wyrzucając po drodze resztki słomy.

- To były dojrzałe decyzje - przyznał zadowolony i posłusznie szedł za mężem do łazienki.

- Nie mogę zaprzeczyć alfo - zatrzymał się na środku pomieszczenia i obrócił się w stronę partnera.

Patrząc wprost w niebieskie oczy, zaczął rozbierać Louisa z rzeczy, a kiedy przyszło na odwet ze strony szatyna, obaj byli mocno zaskoczeni na widok wypukłości, która wydawała się dość spora.

- Kiedy? - alfa nie mógł przestać dotykać brzuszka bruneta - Przysięgam, że wczoraj go nie było... Nie było prawda?

- Na sto procent nie było - Harry potwierdził cicho, samemu spoglądając ze zdumieniem na swoją skórę - Chyba szczeniak miał dość chowania się przy moim kręgosłupie.

- Nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać ciało omeg podczas ciąży - pokręcił głową - Ale w końcu mamy je widoczne, cześć maluchu.

- Jakby nie wizyta, to teraz moje ciało by nam powiedziało prawdę - zielone oczy rozbłysły - Zimno się robi, chodźmy pod ten prysznic.

- Tak w porządku - alfa wszedł pierwszy, ale tylko po to żeby ustawić odpowiednio ciepłą wodę, aby omega nie doznała większego szoku.

Brunet mruknął z zadowoleniem, kiedy w końcu mogli wejść do kabiny, a ciepła woda oraz ramiona męża otuliły jego ciało.

🐾🐾🐾🐾

Kola 💙💚💙💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro