Rozdział 18." Ja jedynie, chciałam być szczęśliwa ."
Pov. Katori.
Na moje szczęście ayato, w miarę szybko sobie poszedł.
Niedługo po tym zjawił się kanato. I, po raz kolejny zabrał mnie do swojego pokoju. Przy kanato, było mi dobrze, czułam bezpieczeństwo. Nigdy, nie miałam kto dał mi poczucie bezpieczeństwa. Zawsze, czułam się odrzuczona.
- mam pomysł! - powiedział kanato.
Byłam zaciekawiona co wampirowi chodzi po głowie.
Kanato po chwili zniknął a ja siedziałam dalej na jego łóżku. Patrząc po pomieszczeniu. Było tu przyjemnie, i na ścianie wisiał obraz fioletowej włosy kobiety. Chyba jego matka.
O której mi mówiła, że była dla niego okrutna, i jego braci. Na obrazie, nie wykazywała żadnej mojej sympatii, choć była bardzo ładna.
Po nie długiej, chwili fioletowo- włosy. Że stosem słodyczy.
Mówiąc :"jestem, jedynym na którego powinasz patrzeć! Nie wolno ci się wgapiać w ten obraz, nie wiesz co może się stać! Choć ona podobno nie żyje! Jest zniszczona, może wrócić. Może znaleźć okrutny sposób! Mogła by mi ciebie zabrać... Dlatego nie wpatruje się w jej obraz może stać się okrutna rzecz.Mogłaby zrobić ci krzywdę!! "
- Rozumiem. - Odpowiedziała, czułam jakbym ten obraz się we mnie patrzył jakby żył. Zignorowałam to.
Wampir się u śmiechnął. Następnie na łóżku położył stos słodyczy. Po czym powiedział.
- " Nie chciałbym cię stracić. "- Spojrzał na mnie.
Przysunał mnie do siebie.
-Zrobimy, piknik na łóżku. Zresztą jest chyba za ciemno, żeby iść do lasu albo na polane. I, ludzie za dobrze nie widzą w ciemności prawda? - spojrzał na mnie swoimi fioletowymi, oczami.
Piknik na łóżku? Trochę było to dziwne ale czemu by nie spróbować? Miał rację, w ciemności trudno jest widzieć.
Połowa łamie zgodnie głową, w stronę fioletowo włos ego. Na co ten zareagował, lekkim śmiechem. Nie wydawał mi się, straszny.
Pov. Kanato.
Jedząc słodycze, z katori ona, w pewnym momencie zaczęła zamykać oczy na dłuższy moment.
Pewnie, spać chcę?
przyciągnołem ją.
- Idziesz spać. - Powiedziałem
- Co? Ja nie chcę. - odparła.
To było jakbym powiedział coś, z innej planety.
- Powiedziałem coś. - Rzekłem patrząc na nią.
- Ale, ja mogę. Nie chcę spać.
- odparła.
- Nie, powiedziałem ze to robisz! Chyba nie chcesz mnie zdenerwować prawda? - spojrzałem na nią. Nie chcę bym płakał prawda? Więc to zrobi. Dla mnie.
- Umm.. Dobra. - Odparła.
Jej głos jest czasami trudno usłyszeć jakby miał się rozpaść na kawałki. I, już nigdy nie poskładać.
To tak jak z ludźmi. Zniszczysz ich raz. Nie podkładają się na nowo tak szybko. Czasami,w ogóle nie poskładają. Nie dadzą rady.
" Ludzie są słabi. "
A ja chce chronić tego słabego człowieka.
Spojrzałam na nią. Już spała. Wygląda naprawdę słodko.
Zbliżyłem się do niej, dotknąłem jej twarzy. Taka ciepła.
- Nie oddam cię nikomu. Należysz do mnie. - Powiedziałem.
****
Obudziłem, się obok katori. Znowu koszmary mnie męczą nie ważne co zrobię. Zawsze, będą.
Cieszył mnie jednak, fakt ze katori, jest że mną.
Nie zostawiaj mnie samego dobrze? Nie chcę być sam. Ubrałem się następnie.
Obudziłem, dziewczynę o białych włosach.
- choć, idziemy - chciałem zabrać ją do moich lalek.
- Ale, kanato ja muszę zmienić ubranie - Rzekła.
- Tam masz ubrania - wskazałem na przygotowane przeze mnie rzeczy.
- gdzie ty idziesz?! - krzyknęłem
- do łazienki. - Odparła.
- Przebierasz się przy mnie! - kazałem.
- P-przy t-tobie?!! - jąkała się.
- Nie słyszałaś? Przebierasz się przy mnie! - powtórzyłem. Nie lubię się powtarzać.
- Ale ja nie mogę! To krępujące. - Rzekła.
- POWIEDZIAŁEM COŚ!! - Krzyknołem
- możesz się odwrócić? - spytała z nadzieją.
- Nie, mogę robić co chcę! - Rzekłem.
Trzęsła się trochę. Jednak zrobiła to co chciałem.
Szybko załozyła ubrania które jej dałem.
Jej twarz, była cała w rumiencach.
- Wiesz, słodki się rumienisz?- Oznajmiłem.
- To przez ciebie - opowiedziała odwracając, twarz.
Zaśmiałem się.
- dobra, choć. - Złapałem ją za rękę, łacząć nasze palce.
- kanato - kun, to nie moje ubrania czemu dałeś mi bluzę z uszami? - spytała
- Bo mogę, cię ubierać jak chce - odparłam.
Miała na sobie bluzę z uszami koloru niebieskiego, wycieruchowe spodnie, i czarne buty.
Wyszliśmy, z mojego pokoju. Po paru minutach byliśmy, obok wyjścia z rezydencji.
Wyszliśmy z rezydencji. I udaliśmy się do moich lalek.
Puściłem ją. Może to straszne, że te lalki są z ludzi. Ale, dzięki, temu nikt inny nie będzie ich mieć zawszę będą że mną. Na zawsze.
****
Siedzieliśmy, nadal u moich lalek. A gdyby, z niej zrobić lalkę?
Jednak, nie powinienem. Nie mogę. Nie chce!
Przyciągnołem ją do siebie.
- kanato, co ty robisz? - zapytała.
Ścisnołem jej rękę.
- Po, prostu nie zostawiaj mnie. Dobrze? - Powiedziałem.
Nie odpowiedziała.
- odpowiedź, obiecaj! - kazałem.
- Nie zostawię cię, kanato - kun. - Rzekła po dłuższej chwili ale czy ona, musi mówić tak cicho?
- obiecuję. - dokończyła.
Ucieszyła mnie ta odpowiedź.
Pov. Katori.
Po wszystkim wróciłam do swojego pokoju.
*☆☆☆☆*
-Proszę, przestań! Proszę - krzyczałam gdy on szarpnął moje włosy.
- Nie mam, mowy jesteś bezużyteczna!! - rzekł śmiejąc się.
"Bezużyteczna."
On, zaczął mnie kopać bić.
" - proszę, przestań!! To boli!
Pomóż mi ratunku!! "- wolałam o pomoc, ale był tylko śmiech.. Kolejne, rany, blizny, siniaki.
"Pomóż "
"Ratunku."
Nigdy nie było ratunku, pomocy.
" A ja jedynie, chciałam być szczęśliwa. "
Choć raz. W życiu.
。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆
Rozdział ma 797 słów. Wiem trochę mało.
Jak podoba się rozdział?
~~ Do następnego.~~
Nosakaya.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro