Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

**Sophie pov**

Bałam się. Tak strasznie się bałam. Co ja plotę?! Byłam przerażona! Już zaczynałam się zastanawiać co będzie, jeśli już nigdy go nie ujrzę i już nigdy nie powiem mu tych dwóch tak ważnych dla mnie słów. Jego serce momentalnie przestało bić. A co jeśli to przeze mnie?! Zaniosłam się głośnym płaczem.

- Proszę wyjść. Nie może tu Pani zostać - poinformował medyk, ale ja nie miałam zamiaru odchodzić od Taehyunga chociaż by na krok. - Naprawdę, to nie są żarty. Proszę opuścić tę salę - powtórzył prośbę już lekko zirytowany, ale nie przerywał resuscytacji.

- Idź dziecko. Ja tu zostanę i będę go pilnować. Nie martw się - Jan starał się mnie uspokoić. Pogładził mnie po ramieniu i spojrzał na mnie troskliwie.

- Dobrze, ale strzeż go jak oczka w głowie - poprosiłam roztrzęsiona i wyszłam na korytarz nadal płacząc.

Oparłam się plecami o zimną ścianę i zjechałam po niej. Musiałam wyglądać żałośnie. Siedziałam na podłodze z kolanami podciągniętymi pod sam nos i kołysałam się w przód, i w tył. Moim ciałem zawładnął niepokój. Czułam się wyczerpana psychicznie. Przytłaczała mnie myśl, że nie wiem co się z nim dzieje, a on może w tej chwili właśnie umierać. Trzęsącymi się dłońmi złapałam się za głowę kręcąc nią na boki. Tak jakbym chciała odgonić od siebie wszystkie czarne scenariusze. Nie kontrolowałam już nawet wyciekających mi z oczu łez. Istny obraz nędzy i rozpaczy. Kiedy ludzie przechodzili obok mnie rzucając mi oburzone spojrzenia i mówiąc pod nosem "to pewnie jakaś obłąkaba wariatka" całkowicie ich ignorowałam. Niech myślą co chcą. Ale byli też tacy, którzy patrzyli na mnie ze współczuciem i mówili: "ach, żal mi tej dziewczyny" lub "biedne dziecko". Dla mnie i tak liczyło się teraz tylko i wyłącznie życie Taehyunga, o które walczyli aktualnie lekarze.

- Taeś, kochanie proszę, nie zostawiaj mnie - załkałam cichutko, zakrywając twarz dłońmi.

**Tae pov**

Myślałem, że zbliża się pora mojej śmierci, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo się mylę. Poczułem mocne uderzenie w moją klatkę piersiową i jakby rozchodzący się po niej prąd. Wciągnąłem powietrze do płuc i otworzyłem oczy. Nareszcie mi się to udało. Niestety nie byłem jakoś szczególnie zadowolony z widoku, który zastałem. Była to szpitalna sala urządzona w jasne barwy. Przede mną stał lekarz i dwie pielęgniarki.

- Witamy wśród żywych Panie Kim - uśmiechnął się blado. Doskonale było po nim widać, iż jest zmęczony.

- Doktorze, proszę mi powiedzieć co się stało - powiedziałem z nadzieją, że mężczyzna wyjaśni mi co się ze mną działo, bo jedyne co pamiętam to słowa "kocham Cię" wypowiedziane przez Soo. Chociaż to równie dobrze mógł być po prostu sen, ale był tak realistyczny.

- Mówiąc w skrócie musieliśmy wprowadzić Pana w kilkudniową narkozę ze względu na osłabienie organizmu. Dzisiaj pańskie serce na chwilę się zatrzymało. Konieczna była defibrylacja, która jak widać przewróciła akcję serca - wyjaśnił i odetchnął z ulgą ścierając pot z czoła.

- Dziękuję za uratowanie życia - uśmiechnąłem się na tyle miło na ile mogłem. Byłem wdzięczny mężczyźnie za przywrócenie mnie do żywych.

- To mój obowiązek - odwzajemnił gest i opuścił salę.

- Cieszę się chłopcze, że wszystko z tobą w porządku - powiedział uprzejmie starszy pan leżący na łóżku obok. - Twoja przyjaciółka o mało nie wyzionęła ducha, widząc jak przestajesz oddychać. Nie chciała nawet stąd wyjść, tak się o Ciebie martwiła - poinformował staruszek i spuścił wzrok z powrotem na swoją gazetę. Nie zdążyłem nawet nic mu odpowiedzieć, bo do pomieszczenia wpadła Soo i niemał od razu rzuciła mi się na szyję.

- Oppa, tak strasznie się o Ciebie martwiłam. Już myślałam nawet, że mogę Cię stracić. Nie przeżyłabym tego - lamentowała, szlochając i mocząc przy okazji moją szpitalną piżamę.

- Cii, już wszystko dobrze. Nie płacz. Jestem przy tobie i jak na razie nie wybieram się na tamten świat - uspakajałem ją i gładziłem jej plecy lewą dłonią, bo niestey prawą miałem niesprawną.

- Nie strasz mnie tak już nigdy więcej, bo tego nie wytrzymam - poprosiła, odsuwając się ode mnie i ujęła moją twarz w dłonie. - Nigdy - powtórzyła patrząc mi prosto w oczy i cmoknęła mnie w czubek nosa.

- Oj, dzieciaki idealnie do siebie pasujecie. Miłość bije od was na kilometr, a wasze spojrzenia są wręcz przepełnione tym uczuciem i tęsknotą. Tak bardzo przypominacie mnie i moją żonę, gdy byliśmy młodzi. Chciałbym, żeby te czasy wróciły, ale nic z tego, dlatego wy nie marnujcie czasu, bo później będziecie tego żałować - ten sam mężczyzna w podeszłym wieku uśmiechnął się do nas serdecznie, choć w jego oczach migotały łzy.

Jego słowa mną wstrząsnęły. W końcu zrozumiałem, iż nie mogę dalej ukrywać swoich uczuć, bo nawet nie mam pojęcia ile czasu mi zostało, a nie mogę odejść nie wypowiadając jej słów przysięgi "i, że mi opuszczę Cię aż do śmierci". Nie pozwolę na to. Za dużo czasu już przeciekło mi przez palce niczym woda. A życie przecież nie trwa wiecznie. Przytaknąłem staruszkowi głową na znak, że zrozumiałem, a on tylko uniósł delikatnie kąciki ust ku górze. Spojrzeliśmy po sobie razem z Soo. Dziewczyna się speszyła, ale ja wiedziałem już co robić. Pewnie uniosłem jej podbródek spoglądając w jej brązowe, błyszczące tęczówki.

- Kochasz mnie? - spytałem poważnie. Ona uciekła wzrokiem od mojej twarzy. - Spójrz na mnie, proszę - powoli dopadała mnie desperacja. W końcu znowu patrzyła na mnie. - Odpowiesz mi? - przybliżyłem usta do jej skroni, składając na niej drobny pocałunek.

- T-t-tak - wyjąkała, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Uśmiechnąłem się szeroko.

- To dobrze, bo ja też "wciąż Cię kocham" - wyszeptałem jej do ucha, muskając jej skórę moim gorącym oddechem. - Nigdy nie przestałem i nie przestanę - dodałem i złączyłem nasze wargi w jedną całość.

**Następnego dnia**
**Sophie pov**

Tae jeszcze nie wrócił do domu. Musieli zatrzymać go jeszcze na jeden dzień, na obserwacji. Podobno jest z nim już wszystko dobrze,  A jego organizm pracuje prawidłowo. Od wczorajszego zdarzenia chodzę z głową w chmurach i nie wiem co ze sobą zrobić. Mam tyle powodów do szczęścia! Taehyung się obudził, wreszcie wyznaliśmy sobie miłość, a Jan ma bardzo dobre wyniki i niedługo będzie mógł wrócić do domu. Właściwie to wszystko co się wczoraj stało zawdzięczam jemu. On jest jak dobry duch, mój anioł stróż. Postanowiłam, że wypadałoby mu jakoś podziękować za to wszystko, dlatego też znalazłam w Internecie przepis na jakieś polskie danie, które nazywa się pierogi i przygotowałam ję dla niego. Pewnie dawno ich nie jadł. Bardzo opornie szło mi przygotowanie tej potrawy, ale za trzecim razem nareszcie mi się udało i muszę przyznać, że jestem z siebie dumna, bo są przepyszne! Polacy jednak mają wyczucie smaku. (XD) Postawiłam na kuchence kolejną porcję pierogów, żeby się ugotowały i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam czystą kartkę i postanowiłam, że wreszcie nadszedł czas, aby napisać list do mamy.

Kochana mamusiu!

Od twojej śmierci minęło już trochę czasu. Wiedz, że tak jak prosiłaś nie obwiniałam się ani nie rozpaczałam. Jakoś musiałam przyjąć do wiadomości fakt, że to ostatni, gdy widzę Cię tu, na ziemi. Z początku trudno było mi oswoić się z tą myślą, ale już jest dobrze, więc nie musisz się o mnie martwić. Chciałam Ci też powiedzieć, że mam się bardzo dobrze i powolutku wypełniam twoje prośby. Zostały mi do spełnienia już tylko cztery życzenia i jestem pewna, że uda mi się to zrobić. Ostatnio dużo się u mnie dzieje. Ktoś chciał mnie postrzelić, lecz V obronił mnie własnym ciałem przez co wylądował w szpitalu. Jestem na siebie zła za to, że oberwało mu się za mnie. W szpitalu poznałam również wspaniałego człowieka imieniem Jan. Pewnie zastanawiasz się co to za dziwne imię. Widzisz mamo Jan pochodzi z Polski. Dzięki niemu ja i TaeTae odważyliśmy się otwarcie powiedzieć o tym, że się kochamy. Nie wiem co ja bym zrobiła bez tego pomarszonego staruszka!? To naprawdę dobra duszyczka. Mam nadzieję, że kiedyś go poznasz i zaopiekujesz się nim. Wiesz dobrze, że nie potrafię pisać listów, ale wypisując te wszystkie zdania nie umiem powstrzymać łez. Tak bardzo za tobą tęsknię. Mam nadzieję, iż jest Ci dobrze tam, gdzie aktualnie przebywasz. Wiesz też, że nigdy o tobie nie zapomnę. W końcu to Ty mnie przygarnęłaś, wychowałaś, pragnęłaś zawsze mojego szczęścia i wspierałaś, gdy było mi źle. To wszystko wiele dla mnie zanczy. Kocham Cię!

Twoja Sophie♡

Otarłam policzki ze słonej cieczy i wstałam od stołu, składając kartkę w równy kwadracik, który później włożyłam do koperty. Pociągnęłam nosem i zeszłam na dół razem z moimi wypocinami. Odstawiłam na bok gotowe już pierogi i wyszłam na zewnątrz z zapalniczką.

- Zanieś to do Eleny - powiedziałam do podmuchu ciepłego wiatru i podpaliłam zapisany papier, który zamienił się w popiół, po czym odleciał w dal niesiony przez wiatr.

Z kieszeni wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego z nich zaciągając się ostrym dymem. Musiałam zapalić, bo ten list do mamy kompletnie mnie rozbił, a przecież obiecałam jej być szczęśliwa. Nie mogę wylewać wody z oczu. Usiadłam na drewnianych schodkach, spokojnie wypuszcając z ust białe obłoczki, w formie kółek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro