Rozdział 3
Szatynka ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła pocałunek, a nawet pogłębiła go. Ułożyłem dłonie na jej biodrach, a ona swoje ręce zarzuciła na moją szyję. Boże, kiedy ja ostatni raz smakowałem tych słodkich usteczek? Z sekundy na sekundę nasze wargi muskały się coraz brutalniej i śmielej. Dziewczyna oderwała się ode mnie wywołując u mnie tym samym niemały zawód, a mój uśmiech zamienił się w grymas.
- Nie zapędzaj się tak – wydyszała szeptem wprost w moje usta i delikatnie zagryzła moją wargę. – Wolałam Cię w brązie – przekrzywiła głowę bawiąc się kosmykiem moich jasnych włosów.
Aish, ta kobieta doprowadza mnie do obłędu. Co ona ze mną robi? Pod wpływem jej kuszącego zachowania czuję się jak marionetka sterowana czyjąś ręką. Ach, gdybym tak mógł wreszcie przestudiować całe jej ciało. Znać każdy jej szczegół. Nawet ten najmniejszy. Mieć wyryty w pamięci każdy milimetr jej oblicza. Ach, byłbym taki szczęśliwy. Najszczęśliwszy na Ziemi. Chciałbym dawać jej radość i rozkosz każdego dnia aż do kresu moich dni, ale nie mogę. Po prostu nie mogę. Westchnąłem przeciągle przez te przygnębiające myśli.
- Czyli nie podobam Ci się w blondzie? – zapytałem smutno wydymając dolną wargę.
- Podobasz mi się w każdym kolorze. Rzecz w tym, że jako szatyn byłeś bardziej seksowny. W dodatku ten brąz był taki sentymentalny, bo wszystko co najlepsze i związane z tobą zdarzyło się, gdy twoje włosy były właśnie w kolorze mlecznej czekolady – przygryzła swoją wargę i opuszkiem palca przejechała wzdłuż linii mojego mostka wywołując tym u mnie delikatny dreszcz.
- W takim razie chyba muszę rozważyć zmianę koloru – powiedziałem zadziornie zawisając nad nią.
Skradłem jej jeszcze szybkiego całusa i położyłem się obok niej okrywając nas kołdrą.
- Słodkich snów - szepnęła mi do ucha przygryzając jego płatek.
- Dobranoc – mruknąłem obejmując ją w pasie i próbując okiełznać swoje rządze.
Ułożyłem się wygodnie na łóżku przymykając oczy i myśląc o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Nie mogę hamować swojej radości. Tak bardzo się cieszę, że Soo wróciła. Dziewczyna się zmieniła. Teraz zachowuje się bardzo śmiało wobec mnie. Zaczyna mnie kusić. Nie mam zielonego pojęcia co powinienem myśleć o tej zmianie. Przed wyjazdem była w stosunku do mnie bardzo nieśmiała, a teraz zaczyna pokazywać pazurki. Nie żeby mi się to nie podobało. Właściwie to jest bardzo podniecające. Chyba dostałem drugą szansę, żeby rozkochać ją w sobie. Chociaż, kto wie może to już się stało?
**Sophie pov**
Rano ubrudziłam się w mieszanym nastroju. Przytłacza mnie fakt, iż już dzisiaj muszę ostatecznie pożegnać się z mamą i spełnić jej życzenie odnośnie prochów. Dopiero teraz przekonałam się jak okrutny potrafi być los nie oszczędzając niczyjego życia. Zanim wyjdę muszę jednak porozmawiać z Tae i zapytać, czy zna jakieś malownicze miejsce nad wodą. Wzięłam ostatni kęs mojej kanapki, dopiłam sok i szybciutko pobiegłam do pokoju śpiącego jeszcze blondyna. Usiadłam na brzegu łóżka szturchając chłopaka, ale ten tylko marudził coś pod nosem i odwrócił się do mnie plecami. Podeszłam do niego z drugiej strony.
- Taehyung oppa, czas wstawać – powiedziałam łagodnym głosem pochylając się nad nim i ponownie zaczynając go styrmać.
On tylko spojrzał na mnie uchylając jedno oko i pociągnął mnie za rękę przez co wylądowałam centralnie na nim. Kim wyszczerzył się zawadiacko w ten swój niepowtarzalny, słodki sposób i potarł swoim nosem o mój. Zachichotałam na ten uroczy gest, ale gdy dotarło do mnie w jakiej sytuacji się znajduję moje policzki oblały się gorącym, krwistym rumieńcem. Lekko speszona chciałam wstać z chłopaka, lecz uniemożliwiły mi to jego dłonie oplatające mnie w pasie.
- Um... znasz jakieś ładne miejsca nad wodą? – spytałam onieśmielona nie patrząc na swojego rozmówcę.
- Jest takie jedno. Na końcu tego opuszczonego parku niedaleko naszego domu znajduje się staw otoczony mnóstwem płaczących wierzb i drzew wiśniowych, które o tej porze roku zaczynają kwitnąć dzięki czemu wygląda to naprawdę ślicznie – opisał bawiąc się moimi włosami.
- Pójdziesz tam ze mną? – zapytałam cichutko.
- Nie mogę. Mam coś do załatwienia – westchnął z uśmiechem patrząc prosto w moje oczy.
- W takim razie pójdę sama. Na razie – pożegnałam się z blondynem ściągając z siebie jego ręce po czym dałam mu buzi w polik i wyszłam z pokoju.
Wzięłam ze swojego fioletowego królestwa urnę. Wyszłam z domu chcąc dotrzeć do miejsca wskazanego przez V. Po dotarciu tam dostałam szoku, ponieważ było tam jeszcze piękniej niż mówił mi Tae. Rozejrzałam się w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na oddanie prochów w ręce natury. Na środku stawu dostrzegłam mały, drewniany mostek.
- Idealny – szepnęłam sama do siebie stając na nim niepewnie. – Mamo nie chcę się z tobą żegnać. To dla mnie za wcześnie, ale i tak nie mogę już nic zrobić. Nie przywrócę ci w cudowny sposób życia – rozpoczęłam swój monolog ze łzami w oczach unosząc pokrywę naczynia. – Mogłaś jeszcze przeżyć tyle lat... ze mną. Na moje nieszczęście Bóg zapragnął mieć Cię przy sobie. Chyba chciał, żeby jego anioł wrócił do domu – uśmiechnęłam się delikatnie pochlipując i wspominając to jaką wspaniałą osobą była Elena. – Mimo, iż w takich sytuacjach ciężko mówić o Bogu i wierzyć w Jego istnienie to ja czuję, że jest Ci dobrze tam gdzie teraz jesteś. Straciłam już drugą matkę, chociaż tej pierwszej nawet nie było dane mi poznać. Pomimo tego, iż to nie Ty dałaś mi życie kocham Cię całym sercem tak jakbyś to właśnie ty mnie urodziła. Aj, mamusiu. Tak wiele dla mnie zrobiłaś. Dlatego ja teraz zrobię wszystko, aby życzenia z twojej listy zostały spełnione. W dodatku chciałam Ci powiedzieć, że wszystko sobie przemyślałam i zrozumiałam, że odebrałaś sobie życie nie tylko dla mnie, ale też dla Ciebie. Teraz wiem, że już nie mogłaś znieść tego bólu przy każdym nawet najmniejszym ruchu. Po prostu skróciłaś swoje cierpienia. Dlatego wiedz, że zgodnie z twoją wolą nie obwiniam się za twoją śmierć, ale nigdy cię nie zapomnę – zakończyłam i pociągnęłam nosem.
Wzięłam garść prochów pozostałych po ciele kobiety i z wielkim bólem serca otworzyłam dłoń pozwalając chłodnemu podmuchowi wiatru zabrać je ze sobą. Powtórzyłam czynność kilkakrotnie po czym puste naczynie wrzuciłam do wody.
- Żegnaj – szepnęłam na odchodne ścierając rękawem łzy.
**Tae pov**
Siedzę właśnie u fryzjera. Tak, poszedłem zmienić kolor. Chcę znów wrócić do brązu tak jak zażyczyła sobie moja księżniczka. Dla niej bez wahania wskoczyłbym nawet w ogień byleby wywołać uśmiech na jej ślicznej twarzy. Mam nadzieję, iż jako szatyn będę jej się bardziej podobał. W sumie sam uważam, że ten blond to była jakaś pomyłka, ale gdy Sophie wyjechała poczułem taką nagłą chęć zmiany no i tak jakoś padło na włosy.
- Gotowe – oznajmił mężczyzna ściągając z moich ramion czarną narzutę.
Uśmiechnąłem się do niego promiennie po czym dokładnie obejrzałem swoją nową fryzurę w lustrze. Doszedłem do wniosku, że brąz to jednak mój kolor i krótko mówiąc wyglądam dobrze. Jednak jasne kolory do mnie nie pasują. Wstałem z fotela i podszedłem do lady płacąc za wykonane usługi. Wracając do domu wybrałem drogę przez park chcąc chwilę w nim posiedzieć i odetchnąć od zgiełku miasta. Przemierzałem kolejne alejki aż tu nagle dostrzegłem siedzącą na ławce Soo. Dziewczyna mnie nie zauważyła, ponieważ miała przymknięte oczy i odchyloną do tyłu głowę.
- Hej. Co Ty tu robisz? – zapytałem ciekaw siadając na ławce obok niej.
- Byłam nad stawem – przeniosła na mnie wzrok z delikatnym uśmiechem. Na jej policzkach ujrzałem lekkie zaczerwienienia, a jej oczy były zamglone i podpuchnięte. Płakała... – Och, przefarbowałeś się – dostrzegła zmianę i zagryzła wargę.
- No tak. Dla Ciebie to zrobiłem – puściłem jej oczko. – Ale po co Ty tak w ogóle tam poszłaś? I dlaczego płakałaś? – dopytałem nie rozumiejąc nic z tego co się dzieje.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko wstała i pobiegła przed siebie. Byłem bardzo zaskoczony jej zachowaniem, ale zerwałem się z miejsca podążając za nią. Zaczynało zmierzchać, a ja nie chciałem, żeby stała jej się jakakolwiek krzywda. Dobiegłem za nią w to samo miejsce, o którym opowiadałem jej rano. Odszukałem wzrokiem jej sylwetkę. Siedziała na mostku wpatrując się w wodę. Idąc do niej do moich uszu dobiegł jej cichy szloch.
- Dlaczego płaczesz? – zapytałem zmartwiony całą tą sytuacją.
- Bboo... tęsknię...z...za mamą. D...dzisiaj spełniłam jedną z rzeczy znajdujących się na jej liście. Rozsypałam jej skremowane ciało. Tutaj. Nad wodą. Tak jak chciała – wyjaśniła drżącym głosem patrząc w ciemne już niebo.
- Nie płacz już. To i tak nic nie da. Nienawidzę patrzeć jak wylewasz łzy. Ten widok jest dla mnie niczym szpila, która wbija się w serce. Nie lubię, gdy jesteś smutna. Mam ochotę wtedy przewrócić cały świat do góry nogami byleby na twoich ustach zagościł ten śliczny, szeroki uśmiech – złapałem jej podbródek delikatnie ocierając jej aksamitne policzki z łez. – Nie płacz już. Twoja mama jest teraz w lepszym miejscu – nie jestem dobry w pocieszaniu. Na moje słowa szatynka skinęła głową.
- Wiem Tae. Wiem – westchnęła i zadrżała pod wpływem zimnego powietrza owiewającego nasze ciała.
Niestety nie miałem przy sobie żadnej bluzy ani niczego innego czym mógłbym ją okryć. Dlatego usiadłem za nią obejmując jej ramiona swoimi. Oparłem brodę w zagłębieniu jej szyi, a ona wtuliła się w moje ręce wpatrując się w gwiazdy.
- Spójrz. Spadająca gwiazda – wskazałem ręką punkt na granatowym sklepieniu. – Pomyśl życzenie kochanie – szepnąłem jej wprost do ucha muskając ustami jej szyję.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Przepraszam, że tak długo nie pojawiał się rozdział, ale miałam strasznie dużo nauki. 😥 Jutro pojawi się pierwsza część "Mute" o Kookim.
Jeśli rozdział Ci się spodobał zostaw 💬 i 🌟.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro