Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Szybko skręciłam w boczną uliczkę, chcąc zgubić tamtą postać. W jednej chwili poczułam mocny ból...

Upadłam na ziemię. Bolała mnie głowa, którą w coś uderzyłam. Uniosłam wzrok, aby zobaczyć co się stało. Przede mną stał wysoki chłopak. Prawdopodobnie w niego wbiegłam.

- Nic Ci nie jest? - usłyszałam znajomy, zatroskany głos.

- Nie, nic. Ale co Ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona, a chłopak podał mi dłoń i pomógł się podnieść.

- Yoongi wysłał mnie i Jimina, żebyśmy ubezpieczali Ciebie oraz Tae - odpowiedział wychylając się zza budynku i rozglądając po ulicy.

- Ale po co? - kompletnie nie rozumiałam o czym on mówi.

- Amanda uciekła. Ma zamiar się zemścić - wytłumaczył, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Żartujesz - prychnęłam niedowierzając.

Czy ja nie mogę mieć chociaż chwili spokoju? Nie mogę być wreszcie szczęśliwa?! Naprawdę muszę cały czas się martwić o życie swoje i bliskich? Złapałam się za głowę i najzwyczajniej w świecie zaczęłam płakać.

- Chciałbym, żeby to był tylko żart - westchnął smutno, opierając się o ścianę.

- A gdzie Park? - martwiłam się tak bardzo, że aż cała się trzęsłam.

- Pobiegł za Amandą, bo przed chwilą Cię śledziła - kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Mam nadzieję, że ją złapie.

- Jungkook, czemu ja nie mogę wreszcie żyć normalnie? - zaszlochałam z wyrzutem, kopiąc z wściekłością leżącą na ziemi puszkę.

- Nie wiem, ale zawsze możesz liczyć na mnie i chłopaków. Jesteś moją kochaną siostrzyczką - starał się mnie pocieszyć i rozłożył szeroko ramiona. Bez namysłu wtuliłam się w niego, mocząc mu przy okazji koszulkę.

- Dziękuję. Jesteście wspaniali, ale może chodźmy do szpitala. Mam złe przeczucia - odsunęłam się od niego na długość ramion, by móc spojrzeć mu błagalnie prosto w oczy. Zacisnęłam dłonie na jego bluzce, widząc jak się zastanawia. Ja musiałam tam iść. Nie mogłam stracić Taehyunga. Nie teraz.

- No dobrze. Chodźmy - odetchnęłam na te słowa i puściłam jego ubranie. Nie czekając na nic biegiem rzuciłam się w stronę, z której przyszłam.

Niedługo będę kochanie.

~*~

Ja i Kookie przez całą drogę do szpitala biegliśmy, gdy dotarliśmy na miejsce czułam się tak jakbym miała zaraz wypluć swoje płuca. W dodatku moje nogi trząsły się jak galareta. Przystanęłam na moment aby złapać głębszy oddech.

- Jimin? Co Ty tu robisz? - usłyszałam zaskoczony głos mojego braciszka. Szybko się wyprostowalam i podeszłam do przyjaciół.

- Biegłem za nią aż dotąd, ale straciłem ją z oczu. Naprawdę mega szybko biega - wydyszał na resztkach sił rudowłosy.

- A jeśli ona jest w środku? - spojrzeliśmy z chłopakami po sobie wystraszeni i rzuciliśmy się pędem do wejścia.

Chyba ktoś nad nami czuwał albo mieliśmy zwykłego farta, bo nikogo w budynku nie zastaliśmy, więc obyło się bez zbędnych problemów i pytań o to co tutaj robimy. Pospiesznie weszliśmy do windy w celu wjechsnia na drugie piętro. Jazda strasznie mi się dłużyła. Powoli zaczynałam się niecierpliwić, że może stać się coś złego. W końcu drzwi otworzyły się na odpowiednim piętrze, a ja niczym strzała pognałam do sali mojego ukochanego. Kiedy otworzyłam drzwi momentalnie zastygłam w bezruchu. To co zobaczyłam było przerażające. Amanda stała nad łóżkiem z poduszką w rękach i przyciskała ją do twarzy Tae dusząc go. Chłopak leżał bezwladnie, nawet nie próbował się bronić.

- Skoro ja nie mogę Cię mieć to nikt nie będzie Cię miał - syknęła w jego stronę, a kiedy wyczuła moją obecność uśmiechnęła się przebiegle i w pośpiechu opuściła salę.

- Stój! - usłyszałam donośny krzyk Jimina z korytarza, a zaraz po tym stukanie kilku par stóp o podłogę. Oby ją złapali.

Nie mogłam jej powstrzymać teraz liczyło się dla mnie to, żeby V przeżył. Łzy napłynęły do moich oczu. On się nie ruszał. Został w tej samej pozycji z poduszką na twarzy. Rozpłakałam się.

- Pomocy! Lekarza! - wydarłam się na cały głos, a obok mnie pojawili się zawiedzeni chłopcy i pokiwali przecząco głowami.

Nie złapali jej...

**Tae pov**

Było już grubo po północy, a ja wciąż nie zmrużyłem oka. Udało mi się zasnąć na jakąś godzinę, ale nękały mnie koszmary, więc odpuściłem sobie sen. Postanowiłem wyjść na krótki spacer po budynku przychodni. Nogi same poniosły mnie pod salę poporodową. Od zawsze uwielbiałem dzieci, więc gdy je zobaczyłem nie mogłem się powstrzymać od wejścia do pomieszczenia. W środku zauważyłem, iż jeden chłopczyk wierci się i płacze.

- Cześć malutki. Ty też nie możesz spać? - wyszeptałem z uśmiechem, biorąc malucha na ręce. - No cichutko. Nie płacz już. Wujek Tae jest przy tobie - zaśmiałem się. Dziecko spojrzało na mnie swoimi dużymi niebieskimi oczyma i nagle przestało płakać. Chyba mnie polubił. - Też kiedyś będę miał bobaska takiego jak Ty - połaskotałem go po brzuszku na co zaśmiał się uroczo i potarł maciupkimi rączkami zaspane oczka. - Ktoś tu chyba jest śpiący - pogłaskałem go po łysawej główce, po czym usiadłem na podłodze, kołysając go w ramionach do snu.

Oczka już mu się zamykały, gdy nagle otworzył je szeroko i spojrzał w stronę korytarza. Tak jakby coś go zaniepokoiło. Również podążyłem wzrokiem w tamtym kierunku, chcąc sprawdzić o co chodzi, ale nie zobaczyłem niczego niepokojącego, dlatego nie przejąłem się tym. Zanuciłem noworodkowi kołysankę, a gdy już usnął odłożyłem go do inkubatora i ruszyłem z powrotem do swojej sali. Teraz nie leżałem już razem z Janem, bo przenieśli mnie na obserwację, a on został sam. Jednak przed samymi drzwiami rozmyśliłem się. Hm, a może by tak zajrzeć do tego staruszka? Dzisiaj już chyba i tak nie zasnę. Zawróciłem chcąc odwiedzić osiemdziesięciopięciolatka. Drzwi od jego "pokoju" były uchylone i dobiegały zza nich stłumione głosy. Dziwne. Pielęgniarki zawsze dokładnie pilnowały tego, żeby wszystkie pomieszczenia na noc były zamknięte. Ale kto może być tutaj o tej porze? Już dawno po godzinach odwiedzin. Pchnąłem drewno, ale to co zobaczyłem było przerażające. Mężczyzna leżał drętwy na swoim łóżku, a lekarze próbowali go reanimować. Pod ścianą stali Jimin i Jungkook, do którego przytulała się moja dziewczyna, płacząc gorzko. Wszyscy z przerażeniem obserwowali zaistniałą sytuację. Stanąłem w progu jak sparaliżowany również przyglądając się poczynaniom medyków. Nie rozumiem co się stało, przecież jeszcze niedawno rozmawiałem z tym człowiekiem i wszystko było w porządku, a teraz walczą o jego życie.

- O Boże, Taehung! Jak dobrze, że nic ci nie jest! - Soo rzuciła mi się na szyję, gdy spostrzegła moją osobę.

- A co miałoby mi się stać? - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc jej wypowiedzi.

- Amanda tu była - weszeptała cichutko i opuściła głowę.

- Jak to? A co z Janem? - kompletnie nic już nie rozumiałem.

- Ta wariatka śledziła mnie, kiedy wracałam do domu, ale Suga dowiedział się, iż ona coś knuje, dlatego wysłał do nas Jeona i Jimina. Park gonił ją aż pod sam szpital, ale zwiała mu. Przyszła tutaj i udusiła go poduszką, myśląc, że to ty - to wyjaśnienie z trudem przeszło jej przez gardło, bo cały czas łkała.

- Przykro mi, ale nie mogliśmy już nic zrobić - westchnął lekarz odchodząc od łóżka zmarłego. Zatrzymał się przy mnie na chwilę i położył dłoń na moim ramieniu. Posłał mi współczujące spojrzenie, po czym spuścił głowę i wyszedł.

Zamurowało mnie. Stałem jak słup, wykonując tylko jeden ruch, którym było gładzenie jej brązowych włosów. On nie żyje. Nie żyje przeze mnie. To ja powinienem być teraz na jego miejscu. Ja miałem umrzeć, nie on. Może gdybym... gdybym przyszedł tutaj wcześniej powstrzymał bym ją. To wszystko powoli zaczyna mnie przerastać. Naprawdę nie może być w końcu dobrze?

- Czemu my zawsze mamy pod górkę? Przez nas zginął Bogu ducha winny człowiek. Pomógł nam, a tak marnie skończył. Może nie jest nam pisane być razem? Nie chcę, żeby przez nas ktoś znowu ucierpiał - jej głos przy każdym słowie załamywał się coraz bardziej, a jej smukłe dłonie zaciskały się na mojej koszuli coraz mocniej. Zabolało...

- Spójrz na mnie - nakazałem, a ona niepewnie podniosła na mnie wzrok. - Nawet nie waż się tak mówić. To nie nasza wina, iż ta dziewczyna jest chora psychicznie i obrała sobie za cel rozdzielenie nas. Nawet jeśli byśmy się rozstali to ona nadal jest na wolności i może chcieć nam coś zrobić. Ty i ja możemy sobie nie poradzić, ale my razem, jako jedność mamy ogromne szanse. Miłość jest naszą siłą, dlatego proszę nie niszcz tego - po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie miałem zamiaru kończyć tego związku. Musiałem czekać na tą dziewczynę ponad dwa lata, a ona chce to teraz zakończyć? Nie zgadzam się na to. - Przez dwa długie lata czekałem na twój cholerny powrót, a miłość do Ciebie każdego dnia rozrywała mnie od środka. To uczucie nie miało ujścia, bo nie mogłem Cię przytulić, czy choćby powiedzieć "kocham Cię". Po tym co przeszedłem nie mów mi teraz, że lepiej to zakończyć, bo to nieprawda. Nic nie będzie lepiej, jeśli oboje będziemy każdego dnia powoli umierać z tęsknoty - dziewczyna mocniej wtuliła się we mnie. Oboje plakaliśmy. Może i jestem mężczyzną, ale nie wstydzę się swoich łez. Po co ukrywać coś co ludzkie?

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

No taki trochę angst mi wyszedł, ale jestem dumna z tego co stworzyłam. Kochajcie ten rozdział równie mocno, co ja ❤

A teraz pora na reklamy!!
Ostatnio na moim profilu pojawiły się zodiaki, także zapraszam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro