Rozdział 1
**1,5 roku później**
**Sophie pov**
-Sophie, skończyłaś już sprzątać? - do moich uszu doszedł cichy głos Eleny.
- Już prawie - uśmiechnęłam się delikatnie układając rzeczy w szufladzie.
- Ech, gdybym tylko mogła to bym Ci pomogła - westchnęła kobieta odjeżdżając wózkiem kawałek dalej.
Nie odrywałam wzroku od mojego zajęcia. Nagle moją uwagę przykuła niewielka, drewniana szkatułka. Otworzyłam ją, a w środku znalazłam bransoletkę. I to nie byle jaką tylko tą samą, którą dostałam na gwiazdkę od Tae.
- Dostrzegaj to co niewidoczne dla oczu - przeczytałam cicho czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.
Momentalnie uderzyły mnie wszystkie wspomnienia związane z szatynem i towarzyszące im emocje. Przed moimi oczami przewinęły się wszystkie sceny zaczynając od bójki w klubowej toalecie poprzez moment, gdy V wyznał mi uczucia kończąc na obiedzie u jego rodziców. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy bólu i tęsknoty. To wszystko ze zdwojoną siłą zaczęło wywiercać mi bolesną dziurę w sercu. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło! Po tych cholernych dwóch latach! Po ponad roku rozłąki! Dopiero teraz zrozumiałam...
- Czemu płaczesz? - w jej głosie słychać było troskę, a na moim mokrym policzku spoczęła słaba, chuda dłoń.
- Ja... ja go chyba kocham - wydukałam przez szloch omal nie krztusząc się łzami.
- Mówisz o Taehyungu? - zapytała, a ja niedowierzałam własnym uszom.
- Skąd to wiesz? - dopytałam nie wychodząc ze zdziwienia.
- Wywnioskowałam to z twoich opowieści. Zawsze to o nim mówiłaś z taką pasją i błyskiem w oku aż w końcu przestałaś i nie opowiadałaś mi już o żadnym z twoich przyjaciół - zaśmiała się ciepło resztkami sił.
- Wygląda na to, że wszyscy oprócz mnie dostrzegli co do niego czuję - zaśmiałam się bez krzty rozbawienia.
- Skoro go kochasz to jedź do niego! -
- Nie mogę. Nie zostawię Cię - zaprotestowałam i otarłam oczy przywracając się do porządku.
- Jedź. Nie marnuj sobie życia na umierającą kobietę. Wiesz, że długo nie pociągnę, więc im szybciej tym lepiej - mówiła łagodnie, a jej twarz nie wyrażała już żadnych uczuć.
Doskonale widziałam, że Elena zdążyła już pogodzić się ze swoim losem. Teraz nie boi się śmierci. Wręcz przeciwnie. Ona na nią czeka jak na zbawienie, ale ja ją w pełni rozumiem. Sama nie chciałabym żyć w takich katuszach cierpiąc na każdym kroku. Nie miałam już sił się z nią kłócić. Pokiwałam tylko przecząco głową i wyszłam przed dom po drodze zgarniając płaszcz. Wiem, że mamie nie zostało już wiele, ale chcę, żeby te resztki życia spędziła w domu z kimś bliskim, a nie na szpitalnej pryczy. Szłam przed siebie ukrywając się szczelniej czarnym płaszczem. Jest początek wiosny. Dlatego na zewnątrz jest jeszcze zimno. Szczególnie po zmroku. Tak jak teraz. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Już po chwili zapalony papieros znajdował się w moich ustach, a ja delektowałam się ostrym, gorzkim smakiem dymu. Przysiadłam na pobliskiej ławce wciągając do płuc kolejną dawkę nikotyny. Podciągnęłam kolana pod brodę, a tył głowy ułorzyłam na oparciu wpatrując się w gwiazdy. Wypuściłam z ust chmurę szarego dymu. Zaczęłam palić niedługo po powrocie do Ameryki, ponieważ nie dawałam sobie rady z myślą, że Elena może umrzeć w każdej chwili, ale też dlatego, iż było mi ciężko zapomnieć o przyjaciołach pozostawionych w Seulu. O Taehyungu. Już tak dawno z nimi nie rozmawiałam. Na początku oni próbowali się ze mną skontaktować, ale ja zmieniłam numer. Chciałam o nich zapomnieć, żeby nie cierpieć, ale jak widać wspomnienia wróciły. Nie da się od tak wymazać z pamięci tak ważnych dla nas ludzi. Teraz to widzę. Chciałabym wrócić do Korei i to bardzo, ale najzwyczajniej w świecie teraz jest to nie możliwe. Zgasiłam wypaloną fajkę i rzuciłam peta na ziemię. Wyciągnęłam z kieszeni bransoletkę i zaczęłam jej się przyglądać. Teraz już rozumiem co miał na myśli V, gdy kazał wygrawerować na niej ten napis. Chciał mi uświadomić, iż on kocha mnie, a ja jego. Szkoda tylko, że tak późno to do mnie dotarło. Ciekawe jak on teraz wygląda. Czy bardzo się zmienił? Czy kogoś już ma? Co teraz robi? No niestety na żadne z tych pytań na razie nie uzyskam odpowiedzi. W całej tej sytuacji najbardziej śmieszy mnie fakt, że człowiek mimo wszystko nie jest tak inteligentną istotą. To, iż nie jesteśmy ślepi nie oznacza, że widzimy, bo mało kto potrafi dostrzec to co naprawdę ważne. Wstałam z miejsca powolnym krokiem podążając w stronę domu. Lubię wychodzić w nocy. To najlepszy czas, żeby pomyśleć. Weszłam do wnętrza mieszkania i zdjęłam ubrania wierzchnie. Coś mi się nie podobało. Było zbyt cicho. Szybkim krokiem ruszyłam do kuchni, lecz nikogo tam nie zastałam. Zaczęłam się martwić.
- Mamo! - krzyknęłam podenerwowana wchodząc po schodach na górę.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. W pośpiechu zaglądałam do wszystkich pokoi nawołując przy tym kobietę, lecz za każdym razem odpowiadała mi tylko głucha cisza. Została mi już tylko łazienka. Szybko pobiegłam do wspomnianego pomieszczenia, ale to co tam zastałam zmroziło mi krew w żyłach. Ten widok mnie dobił. Padłam na kolana zanosząc się płaczem. Rozhisteryzowana chwyciłam telefon i zadzwoniłam na pogotowie. Dlaczego? Bo na podłodze leżała zakrwawiona Elena. Szybko podłożyłam jej dłoń pod głowę i podałam informacje dyspozytorowi po czym zakończyłam połączenie.
- Czemu to zrobiłaś?! - krzyknęłam z wyrzutem.
- Żebyś nie niszczyła sobie życia. Chcę, żebyś wróciła do Seulu i była z tym chłopakiem. Zostając tu ranisz i siebie i jego. Poza tym jestem dla Ciebie tylko ciężarem i tak już za dużo czasu na mnie straciłaś - mówiła powoli co chwila pokasłując
- Nie mów tak! Jesteś moją mamą! Dla Ciebie zrobiłabym wszystko - płakałam coraz bardziej przytulając do siebie ledwożywą czterdziestodwulatkę.
- Nie mogę stać na drodze do miłości. I tak oboje za wiele już wycierpieliście. Widzę jak się męczysz. W głębi duszy chciałabyś być z nim, a mi zostało już tylko kilka miesięcy bólu. Wolę umrzeć teraz niż przeżywać te udręki. Obiecaj mi, że spełnisz wszystkie życzenia z tej listy. Jeśli naprawdę go kochasz - nakazała i podała mi pozginaną w kostkę kratkę.
- Obiecuję - szepnęłam, a ona uśmiechnęła się słabo, lecz z widocznym zadowoleniem. Zaraz po tym jej ciało stało się bezwładne i jakby lżejsze. Tak jakby dusza ją opuściła. - Nie, nie zostawiaj mnie! - łkałam potrząsając delikatnie drętwym już ciałem. - Kocham Cię - wyznałam szeptem przytulając do siebie wątłe zwłoki.
Zamknęłam jej oczy po czym usiadłam pod ścianą w kącie i postanowiłam odczytać listę, którą przekazała mi mama:
„1. Wróć do Korei.
2. Rozsyp moje prochy w ładnym miejscu. Najlepiej nad wodą.
3. Wyznaj Tae swoje uczucia.
4. Odtwórz z nim wspomnienie, które uważasz za najlepsze.
5. Zrób z nim coś szalonego.
6. Zrób dla niego coś czego nie zrobiłaś jeszcze dla nikogo.
7. Spełniajcie swoje marzenia.
8. Pisz do mnie czasami listy."
Skończyłam czytać, a do pomieszczenia wparowali ratownicy.
Byłam bardzo wzruszona ostatnią wolą mamy. Teraz widzę jak wiele znaczyłam dla tej kobiety.
**Dwa dni później**
Jestem już na miejscu. Chcę spełnić pierwsze życzenie mamy. Bardzo się stresuję przed tym spotkaniem z chłopakami. W końcu zostawiłam ich tak tylko z marnym listem. Mam nadzieję, że nie mają mi tego za złe. Wczoraj byłam w krematorium i mam już prochy Eleny. Teraz pozostało mi już tylko je rozrzucić. Mam zamiar spełnić każde z 9 życzeń znajdujących się na liście. Nawet jeśli, któreś z nich miałoby sprawić mi problem. Nie mogę zawieźć mamy. Wysiadłam z taksówki płacąc kierowcy i podeszłam do drzwi mojego byłego domu ciągnąc za sobą walizki. Niepewnie nacisnęłam dzwonek biorąc głęboki oddech.
- Dzień dobry. Jest Taehyung? - zapytałam Sugę, który otworzył mi drzwi. Prawie się nie zmienił. Teraz ma tylko zielone włosy.
- Tak. Poczekaj zawołam go - oznajmił i zniknął. Nie rozpoznał mnie. Z jednej strony mi ułożyło, ale z drugiej strasznie bolało.
- Tak? - spytał chłopak od niechcenia wychodząc mi na przeciw.
Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Podniosłam głowę. Przede mną stał ten sam Tae co niespełna dwa lata temu. Z tą różnicą, że teraz był bardziej męski, a jego włosy miały jasny odcień blondu. Jego twarz wyglądała na smutną i lekko zmęczoną. Boję się, że to z mojej winy. Patrzył na mnie pustym wzrokiem. Tak jakby nigdy mnie nie widział, nie znał.
- Gdzie się podział mój czekoladowowłosy, zawsze radosny oppa? - zapytałam powstrzymując łzy. Tak dobrze było go znów zobaczyć.
- To Ty. To naprawdę Ty - szepnął niedowierzając i dokładnie lustrując całe moje ciało. Wyglądał jakby wlaśnie zobaczył ducha.
●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
No i jest już pierwszy rozdział 2 części. Trzymam mocno kciuki, że wam się on spodoba. Starałam się, więc myślę, że to docenicie.
Jeżeli Ci się spodobało zostaw 🌟 i 💬.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro