Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

- A mi się marzy, żeby pouczyć naszą śliczną księżniczkę rzutów do kosza - puściłem oczko do dziewczyny, a ona spłonęła czerwienią.

- No, więc chodźmy – oznajmiła pewnie i pociągnęła mnie za rękę w stronę kosza.

Podałem dziewczynie piłkę, a sam usiadłem sobie na boisku obserwując jej poczynania. Szczerze to nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Szatynka rzucała do kosza dwoma rękami i w dodatku nie mogła do niego dorzucić. Już nie mogłem na to patrzeć, więc postanowiłem się odezwać.

- Podczas rzutu musisz wysunąć jedną dłoń do przodu i to nią później wypychasz piłkę – wytłumaczyłem jej i pokazałem jak ma to wyglądać.

Ona pokiwała głową na znak, że rozumie, ale w rzeczywistości nadal jej nie wychodziło, bo źle układała dłonie.

- Ech, nigdy mi się nie uda – marudziła zrezygnowania.

- Nigdy nie mów nigdy. Nie poddawaj się tak łatwo. Pomogę Ci. Mogę? – uśmiechnąłem się i wskazałem na piłkę.

- Tak. Jasne. Trzymaj – podała mi przedmiot, który od niej odebrałem.
Uśmiechnięty stanąłem za nią i wyciągnąłem ręce z piłką centralnie przed jej czołem.

- Przytrzymaj ją tutaj – Soo szybko wykonała moje polecenie. – Lewą rękę ułóż bardziej z boku, a prawą naprzeciwko swoich oczu – znowu zrobiła to o co prosiłem.

Objąłem ją delikatnie od tyłu chwytając piłkę w miejscach gdzie spoczywały dłonie Sophie.

- Teraz tylko wyprostuj prawy łokieć i rzuć – szepnąłem jej na ucho po czym poczułem jak jej ciało zadrżało.

Puściłem pomarańczowy przedmiot, a ona rzuciła i o dziwo trafiła. Zaczęła skakać i piszczeć z radości.

- Aaa! Trafiłam! Trafiłam! Widziałeś to?! Trafiłam! – cieszyła się jak małe dziecko, a już po chwili wskoczyła na moje plecy o mało mnie nie przewracając.

- No widziałem. Brawo – pochwaliłem ją i zaśmiałem się pod nosem. Fajnie widzieć ją taką zadowoloną. – Aigoo. Ile Ty ważysz kobieto? – zapytałem udając, że już nie mogę jej unieść choć tak naprawdę była lekka jak piórko.

- Pff. 52 kilogramy to prawie nic, więc nie oszukuj misiu – objęła moją szyję i puściła mi oczko. – A Ty ile ważysz klusko? – spytała przez śmiech.

Ja kluską? Ona chyba nie wie co mówi. Nie ważę wiele więcej od niej. Chyba muszę poważnie zastanowić się nad tym, czy się nie obrazić.

- Tylko 64 kilo – burknąłem zakładając ręce na piersi co spowodowało, że Soo musiała stanąć o własnych nogach. (Wiem, że tyle nie waży, ale ja dodaje mu mięśni, ok? XD)

- Ktoś tu się obraził? – jej twarz nagle pojawiła się tuż obok mojej.

Miałem wielką ochotę dać jej soczystego buziaka, ale nie ma przyjemności za obrażanie mojej osoby. Mruknąłem tylko krótkie „mhm” i poszedłem po moją zieloną deskorolkę. Uwielbiam ten kolor.

- No weź się na mnie nie fochaj – szatynka wyrosła przede mną tak znikąd robiąc przy tym minę zbitego psiaka.

- To na mnie nie działa, wiesz? – ominąłem ją nieugięty choć w rzeczywistości wiedziałem, iż po jakimś czasie jej ulegnę.

**Sophie pov**

Łaziłam za Tae jak głupia przez godzinę przepraszając go za nazwanie go kluską. No sorry, ale kto normalny obraża się za takie coś? Hm? No właśnie nikt. Ale cóż on nie jest normalny. Jest niezwykły. Mój kosmita.

- No weź mi już wybacz – udawałam rozpacz i uczepiłam się jego nogi, gdy chciał wejść na deskę.

- Nie. Ta zniewaga krwi wymaga – powiedział niby poważnie próbując uwolnić swoją nogę.

- No kochanieee. Tak bardzo Cię przepraszam – wymusiłam płacz mając nadzieję, że szatyn się złamie.

- No już dobrze tylko nie płacz – pogładził mnie po plecach, a gdy zobaczył, że się uśmiecham i tylko udawałam dodał: - Ale coś za coś – posłał mi chytry uśmieszek.

- Um, no dobra. To co chcesz? – wstałam z jego stopu przygładzając swoje spodnie.

- Pójdziesz ze mną do wesołego miasteczka! - zakomunikował radośnie.

- Niech Ci będzie – również się wyszczerzyłam obmyślając plan zemsty na chłopaku za takie oszustwo.

- A teraz chodź. Pouczę Cię jeździć – pociągnął mnie za rękę w stronę kawałka betonowej powierzchni.

- Cco? Jja nie chcę. Upadnę – jąkałam się próbując wybić Tae ten chory pomysł z głowy.

- Jestem tu. Nic Ci się nie stanie. Tylko mi zaufaj – pokrzepiający całus w czoło i już stoję na deskorolce trzęsąc się niemiłosiernie.

Taehyung szedł obok mnie trzymając mnie za ramiona, a reszta chłopaków siedziała na ławce śmiejąc się ze mnie. Dzięki chłopcy, naprawdę. Normalnie cudowni jesteście. Wy to umiecie podnieść człowieka na duchu.

- Tylko uważaj, żebyś sobie paznokcia nie złamała! – krzyknął Namjoon i zaczął rechotać, a mi wcale nie było do śmiechu.

I w tym momencie mój genialny Oppa postanowił mnie puścić. Byłam dosyć mocno rozpędzona przez co strasznie się bałam. Zaczęłam krzyczeć, żeby mnie ratowali i, że nie chcę umierać.
Nie musiałam długo czekać, a już po chwili był przy mnie V.

- Spokojnie. Przecież jestem przy tobie - przytulił mnie widząc, iż nadal cała się trzęsę z przerażenia.

Mocno wtuliłam się w jego szyję i odpowiedziłam:
- Już okej - wygięłam usta w słabym uśmiechu.

- Ale wiesz, że ja Ci tak łatwo nie odpuszczę? Choćbym miał Cię zmusić to i tak Cię nauczę - poczułam jak kąciki jego ust unoszą się ku górze.

- Ej gołąbki skończcie już te umizgi! - znów Monster. Matko jak on mi dzisiaj działa na nerwy.

- No już wystarczy! Zaraz zwymiotuję! Za dużo cukru! - tym razem głos zabrał Jimin, który wystawił język wskazując palcem na swoje gardło co miało oznaczać, że puści pawia.

- Nie przeginaj. Przecież już od dawna z wami nie mieszkam - przebudził się śpiący dotychczas Suga.

Pokazałam im tylko język i, żeby zrobić im jeszcze bardziej na złość wtuliłam w Tae twarz przymykając powieki i zostawiając na jego szyi mokre ślady po moich wargach.

- Boże, fuuj. Za co?! Zaraz jeszcze będą się tu seksić! - kolejny słodki komentarz z ust Chima.

- Dobra. Weź już skończ skomleć. Wiemy, że im zazdrościcie. Jak się kochają to dajcie im się tym nacieszyć - w naszej obronie stanął maknae. Od kiedy on jest taki mądry?

Złożyłam kolejny pocałunek tym razem na żuchwie dwudziestotrzylatka.

- Przestań - do moich uszu dotarło jego ciche, lecz stanowcze warknięcie.

Troszkę się to wystraszyłam dlatego po prostu się od niego odsunęłam, ale gdy chciałam odejść ten złapał mnie za rękę.

- Przepraszam. Ja... po prostu nie rób tak. Jestem mężczyzną czasami ciężko mi się powstrzymywać - spojrzał mi smutno w oczy.

- Rrozumiem. Nnie chciałam - zawstydzilam się lekko przez co mój wzrok automatycznie przeniósł się na moje trampki.

- Na szczęście nic się nie stało, a teraz chodź. Muszę Cię nauczyć - zaśmiał się ciepło, a mi ułożyło.

~*~

Już od kilku minut dzięki pomocy mojego TaeTae śmigam sobie na tym wspaniałym kawałku drewna na kółkach. I pomyśleć, że jeszcze niedawno bałam się na to chociaż by stanąć, a teraz na luzie sobie jeżdżę i prawdę mówiąc bardzo mi się spodobało. Mój zadowolony z siebie nauczyciel bacznie mnie obserwuje abym przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy.

- No jednak nauczylas się jeździć, a na początku tak się bałaś - stwierdził ze śmiechem Kook.

- Ty się tam lepiej nie odzywaj, bo podejdę do Ciebie braciszku - zagroziłam niczym starsza siostra.

- Sophie uważaj! - usłyszałam bardzo głośny krzyk.

Odwróciłam głowę w drugą stronę i ujrzałam postać z pistoletem. Nie miałam już gdzie uciec. Zacisnęłam powieki roniąc przy tym kilka łez i czekałam spokojnie na śmierć.
Mamo idę do Ciebie.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Nareszcie jest. Strasznie się przy tym namęczyłam. No jako tako mi to wyszło.
I hope you like it! Gwiazdki i kom mile widziane! 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro