Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Po miesiącu zdjęto mi gips i wróciłam do domu. Rozpoczęłam też rehabilitację. Weszłam do mojego pokoju. Wyglądał tak jak wcześniej, na ścianach były powieszone zdjęcia Revi, na półkach stały puchary, a na stoliku nocnym oprawione w ramkę zdjęcie, zrobione za czasów kiedy moja klacz była małym źrebakiem. Do oczu automatycznie napłynęły mi łzy.

-Zabierzcie te rzeczy!- rozkazałam rodzicom.

Tamtej nocy miałam spać w pokoju gościnnym.

-Camila, jesteś głodna?- zapytała mama.

-Nie, jestem tylko zmęczona- odpowiedziałam.

Wzięłam piżamę i czystą bieliznę po czym poszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę, która zaczęłą spływać po mnie strumieniem. Umyłam cię lawendowym żelem, po czym wytarłam się żółtym ręcznikiem i ubrałam się w przyszykowane rzeczy. Weszłam do pokoju, wzięłam tabletki na uspokojenie i położyłam się spać.

Revia wyrwała się na prowadzenie. Rywalki zostały daleko w tyle. Ostatnie metry. Klacz się przewróciła. Słyszałam tylko jej przeraźliwe rżenie.


Obudziłam się zlana potem, łzy ciekły mi z oczu. Połknęłam tabletki i położyłam się, ale nie chciałam już zasypiać. Spojrzałam na ekran telefonu, była godzina 4.00. Stwierdziłam, że poczytam książkę. Odkąd dostałam Revie pod opiekę, nie miałam na to czasu...

STOP

Nie mogę znajdywać dobrych stron jej śmierci. Odłożyłam książkę i wróciłam do pozycji leżącej, liczyłam linie pomiędzy panelami na suficie.

-Camila, śniadanie- powiedziała mama, gdy weszła do pokoju.

-Nie jestem  głodna- mruknęłam cicho.

-Ale masz tutaj  ciemno- postawiła talerz z tostami i rozsunęła zasłony, przez co promienie słoneczne oświetliły moją sypialnię.

-Zasłoń te okno!- syknęłam.

-Cami proszę.

-Nie, wyjdź!


Od dwóch tygodni nie spałam,  za każdym razem gdy zamykam oczy widzę tą samą scenę- upadająca Revia. Jestem już zmęczona, nie chcę tak żyć. Jedyne co przytrzymuje mnie przy życiu to moje sumienie, które uważa, że to kara.

-Camila, ciocia Karen i Charlie przyjechali- zawiadomiła mnie mama.

Nie miałam zamiaru schodzić na dół. Bo po co? Aby wmawiali mi, że wszystko będzie dobrze? Nie ruszyłam się z mojego miejsca, dalej patrzyłam w ścianę naprzeciwko.

-Camila?- nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł.

-Wyjdź Charlie- powiedziałam cicho, ostatnim czasem mało mówiłam.

-Nie, Cami, co się z tobą dzieje?!

-Czego nie zrozumiałeś w słowie ,,wyjdź"?

Charlie usiadł na przeciwko mnie i przeraził się moim wyglądem. Blada twarz, na której zawsze było widać lekkie rumieńce, podkrążone i zaczerwienione oczy z powodu braku snu oraz ciągłego siedzenia w ciemnościach, na łzy już nie miałam siły.

-Proszę, Cami, nie torturuj się, to nie była twoja wina- szepnął.

-Zamknij się!

Był wyraźnie zaskoczony moimi słowami, więc wyszedł.

Po jakimś czasie usłyszałam trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Zeszłam z łóżka i podeszłam do okna. Zdenerwowany Charlie i ciocia wsiadali do samochodu.




Dziękuję za przeczytanie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro