Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Rano obudziłam się przytulona do Charlie'go . Revia spokojnie skubała siano. Podeszłam do niej i ją pogłaskałam, na co parsknęła.

-Charlie, wstajemy- szturchnęłam chłopaka w ramię.

-Jeszcze pięć minut- mruknął przez sen.

Revia podeszła do niego i zaczęła lizać po twarzy.

-Fuuu! Odejdź koniu!- chłopak zerwał się na równe nogi.

-Widzisz, lubi cię!- cały czas chichotałam.

-Bardzo śmieszne! Pomóc ci przy niej?- zaproponował, także się śmiejąc.

-Przynieś sprzęt- powiedziałam.

-Ok, szefie- zaśmiał się i wyszedł.

Po chwili wrócił ze skrzynką pełną szczotek, grzebieni i reszta sprzętu. Zaczęliśmy szczotkować klacz. Chciałam wyczyścić jej kopyta, ale zaprotestowała. Dotknęłam jej nogi, która była rozgrzana, co mnie zmartwiło.

-Charlie, leć po weterynarza i rodziców, ale szybko!- rozkazałam.

-Dobrze. Coś się stało?- na jego czole pojawiła się zmarszczka zmartwienia.

-Coś z nogą- odpowiedziałam.

Po 15 minutach wrócił z weterynarzem i moimi rodzicami. Lekarz obejrzał konia, po czym powiedział:

-Nic jej nie jest, to może być spowodowane stresem przed wyścigiem. Możesz na niej startować.

-Ufff...- westchnęłam.

-Ale musisz jechać ostrożnie, w nocy padał deszcz, tor jest wilgotny- ostrzegał mnie tata, a zarazem trener.

- Camila, Charls, co wy tu jeszcze robicie? Musicie się przyszykować- powiedziała mama.

Ruszyliśmy pędem do naszych pokoi hotelowych. Wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam włosy, które związałam w koczek. Przebrałam się w strój jeździecki, założyłam buty, gogle i czapkę dżokejską. Wychodząc z pokoju, przez przypadek uderzyłam kogoś drzwiami. Tym kimś był Leo.

-O, matko, Leo, ja przepraszam- pomogłam mu wstać.

-Nic się nie stało. Mogę  iść z tobą?- zapytał i otrzepał swój garnitur z niewidzialnego pyłku.

-Tak, jasne, chodź- odpowiedziałam.

Szybko pobiegliśmy do stajni, gdzie Revia miała być siodłana.

- Hej, Revia gotowa?-zapytałam rodziców.

-Tak za 10minut wychodzimy- odpowiedziała mama.

- Cama, na pewno chcesz jechać? Możesz się jeszcze wycofać. Byłem na torze i może być niebezpiecznie- ostrzegał mnie tato.

-Jestem pewna. Będę uważać, tatusiu- uśmiechnęłam się.

-Dobrze, wsiadaj na konia. Powodzenia- powiedział.




Dzisiaj jeszcze jeden. Dziękuję za przeczytanie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro