Rozdział 16
-Dobra! Chcemy zakończyć Bars And Melody. Nie chcę już tej sławy i koncertów...
-Ale dlaczego? Przecież kochacie to.
-To nie dla mnie- westchnął. No niech mnie nie wkurwia, najpierw mnie namawia do powrotu na wyścigi, a sam rezygnuje.
-Leo, nie denerwuj mnie. To znaczy, że ja nie muszę startować w wyścigach, skoro ty nie wejdziesz na scenę. Pamiętasz co mi powiedziałeś?
-Hmm?
-Nie poddawaj się kochanie.
-Zastanowię się- pocałowałam go w policzek i zasnęłam.
Tydzień później/ dzień wyścigu
Never nie chciał wejść do przyczepy dopóki sama go tam nie zaprowadziłam. W końcu wyjechaliśmy z posesji. Jechałam z rodzicami, a za nami Charlie, Leo i Bradley. Wyprowadziłam konia z przyczepy i zaprowadziłam do zarezerwowanego boksu. Widać było, że Never był podekscytowany, nie mógł się doczekać, aż wybiegnie z bramki i wygra ten wyścig.
Siedziałam przy boksie mojego konia.
-Kamila?- zawołał Leo.
-Tu jestem!- odkrzyknęłam.
-Chciałem ci życzyć powodzenia, na pewno wygrasz skarbie.
-Dzięki Leo, będę musiała już iść.
-No tak, mam coś dla ciebie- powiedział i wyciągnął ładnie zapakowane pudełeczko, które mi wręczył- miałem ci to dać w tamtym dniu, ale no jakoś nie wyszło.
Otworzyłam pudełko, a moim oczom ukazał się wisiorek z podkówką.
-Podoba ci się?
-Jest piękny dziękuję- przytuliłam go mocno.
-Na szczęście kochanie- szepnął mi do ucha.
-Kamila, musimy iść- oznajmił tata.
-Ok- odpowiedziałam i wgramoliłam się na konia.
Zapięłam sobie wisiorek i wyjechałam ze stajni. Zostaliśmy wprowadzeni do maszyny startowej. Czekaliśmy na start. Konie nie spokojnie grzebały kopytami o podłoże. I wreszcie start! Never walczył , aby znaleźć się na prowadzeniu, co mu się udało po kilku sekundach. Zaczął prowadzić trzema długościami. Przeciwnicy zostali daleko w tyle, co mnie cieszyło.
-Never z dżokejką Kamilą Lenehan na przodzie, inne konie daleko w tyle. Kto by pomyślał, że oboje zawodnicy jeszcze kiedykolwiek wystartują w wyścigu- komentował spiker.
Wstrzymałam trochę Nevera, ponieważ nie chciałam go przemęczać przed startem w Pegasus World Cup, w którym zdecydowałam się wystartować.
Ostatnie metry do końca wyścigu i meta!
Po biegu wręczono nam nagrodę i zrobiono zdjęcia. Wieczorem wróciliśmy do domu.
Tato wyciągnął szampana, a dla mnie i Leo picolo i zaczęliśmy świętować moją wygraną. Po godzinie wszyscy byli już zajęci sobą więc poszłam do Nevera.
-Cześć maleńki- powiedziałam i pogłaskałam go po chrapach, gdy nagle ból przeszył tylną część mojej głowy. Przewróciłam się na podłogę, a Never stanął dęba...
Ocknęłam się w jakiejś starej szopie. Miałam związane ręce. W ciemnościach dostrzegłam zdenerwowanego Nevera. Boże gdzie ja jestem??? Podniosłam się z ziemi i syknęłam z bólu, głowa wciąż bolała mnie po uderzeniu. Podeszłam do konia i starałam się go jakoś uspokoić, ale moje działania w niczym nie pomagały. Zostało mi tylko czekanie do rana, może wtedy wszystko się wyjaśni...
Dziękuję za przeczytanie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro