Rozdział 11
Siedziałam z chłopcami w salonie dopóki do domu nie wpadł Bradley. Sięgnął po telefon i wybrał numer.
-Brad, co się stało?- zapytałam.
-Ten nowy kopnął Toma. Będę musiał zadzwonić do twojego ojca, bo z tego konia nic nie będzie- westchnął i wybiegł z domu.
-Myślisz, że ma rację?- zapytał Leo.
-Nie wiem, nie znam jego historii, nie wiem co mu się stało, że tak się zachowuje- wyruszyłam ramionami.
-Żartujecie? Ten koń jest niebezpieczny- powiedział Charlie.
-Dobra chłopaki, idę do siebie- oznajmiłam.
Włączyłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarce: 'Never- koń wyścigowy' od razu wyświetliło mi się kilka artykułów. Jeden z nagłówków szczególnie mnie zaciekawił 'TRAGICZNA ŚMIERĆ DŻOKEJA'
-Co robisz, księżniczko?- do pokoju wszedł Leo.
-Próbuję dowiedzieć się czegoś o przeszłości Nevera.
-Chcesz mu pomóc?
-Nie wiem Leo, to trudne.
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Wiem, dzięki.
-Kocham cię- cmoknął mnie w policzek i wyszedł.
Z artykułów dowiedziałam się, że od początku swojej kariery, Never miał tylko jednego jeźdzca- syna swojego właściciela. Podczas ostatniego wyścigu, który odbył się rok wcześniej zginął dżokej, a koń miał lekką kontuzję, po trzech miesiącach mógł wracać do treningów. Ale od czasu wypadku stał się agresywny i nieobliczalny. Został sprzedany kilka razy zanim dotarł do nas. Po przeczytaniu tych informacji zrozumiałam, że mam wiele wspólnego z Neverem i tylko mogę mu pomóc, bo sama przeżyłam coś podobnego. I teraz Never potrzebuje mnie, tak jak, ja potrzebuję Leo. Jednak pierwsze co musiałam zrobić, to zdobyć zaufanie Nevera. Zastosowałam się do terapii join-up Monty'ego Robertsa. Wypuściłam kasztana na padok i zmusiłam go do biegu naprzód. Cały czas patrzyłam mu w oczy. Popędzałam go lonżą. W końcu zauważyłam trzy sygnały: ucho skierowane w moją stronę, charakterystyczne poruszanie pyskiem i nisko opuszczona głowa. Położyłam lonżę na ziemi i odwróciłam się tyłem do kasztana. Po chwili usłyszałam stąpanie konia i jego ciepłe chrapy na moim karku. Odwróciłam się i pogłaskałam go po pysku. Chodziłam w różnych kierunkach pastwiska, a Never podążał za mną potulnie niczym baranek.
Dziękuję za przeczytanie<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro