Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10


Wróciliśmy jakoś o godzinie 13.00, przechodziliśmy obok stajni. Zobaczyłam tam kilku stajennych, którzy nie mogą uporać się z tym nowym koniem. Kasztan stawał dęba i atakował kopytami.

-Co to za koń?- zapytał Charlie.

-Jakiś nowy, podobno nie pozwala się dosiąść- odpowiedziałam.

W domu przebraliśmy się w suche ubrania.

-Dzieciaki, muszę jechać na zakupu jedziecie ze mną?- zapytał Charlie.

-Nie staruszku, zostajemy- odpowiedziałam.

Blondyn pojechał do miasta, a my z Leo siedzieliśmy przed telewizorem.

-Jeździłeś kiedyś konno?

-Tak, raz, może dwa, siostra mnie zmusiła- zaśmiał się.

-Umm... co powiesz na przejażdżkę?

-Mówisz poważnie?

-No tak, jedziemy?

-Pewnie.

Osiodłałam swojego konia, i pomogłam Leo z jego, bo chłopak sobie nie radził. Wyruszyliśmy. Już zapomniałam jak to jest móc siedzieć na tak cudownym stworzeniu.Blondy chyba też był zadowolony. Przejeżdżaliśmy przez skoszone łąki na których stały wielkie bele siana.
Pogoda był wręcz idealna na jazdę w terenie. Wjechaliśmy na leśną ścieżkę. A potem były znowu łąki. Zatrzymałam swojego wierzchowca.

-Czemu się zatrzymałaś?-zapytał Leo.

-Zrobimy sobie przerwę- odpowiedziałam.

Ściągnęłam siodło mojemu wałachowi, a Leo swojemu. Konie zaczęły się paść. Położyłam się na trawie. Chłopak zawisnął nade mną i pocałował moją szyję.

-Za mało cię znam, by mówić ci, że cię kocham, za bardzo cię kocham, aby ci tego nie mówić- powiedział. Byłam zaskoczona jego słowami, otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale nic mi nie przychodziło do głowy.

Czas jakby się zatrzymał. Wszystko przestało istnieć, gdy poczułam na ustak smak jego warg. Były chłodne, ale słodkie, chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałam więcej, żeby trwał dłużej... Ale, niestety... był to jedynie ułamek sekund.

-Przepraszam, nie powinienem- powiedział.

-Nie, Leo, to nic złego- uśmiechnęłam się i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Pieścił moje wargi językiem. Rozsunęłam wargi, co on wykorzystał i wsunął w nie swój język.
Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu.

Potem tylko leżeliśmy przytuleni do siebie.

-Powinniśmy wracać, ciemno się robi- powiedziałam,

-Masz rację- przytaknął mi.

Osiodłaliśmy konie i kłusując wróciliśmy do domu. Oba wierzchowce wyczyściliśmy, a potem wypuściliśmy na pastwisko. Weszliśmy do salonu, gdzie siedział zdenerwowany Charlie.

-Gdzie wy do cholery byliście?!

-Wybraliśmy się na przejażdżkę- odpowiedziałam.

-Nie mogliście zadzwonić? Martwiłem się!

-Nie było zasięgu- powiedział Leo.

Poszłam się umyć, po czym wzięłam tabletki i położyłam się w łóżku. Charlie i Leo pewnie już spali. A ja bałam się zasnąć. Poszłam do pokoju brązowookiego i usiadłam na jego torsie.

-Co robisz księżniczko?- zapytał zachrypniętym od snu głosem.

-Nie chcę spać sama, mogę z tobą?

-Jasne- przysunął mnie do swojego torsu i przykrył kołdrą.

Tej nocy spałam spokojnie.




Dziękuję za przeczytanie<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro