26.
Hope skończyła właśnie pisać ostatni jak na razie list do rodziców. Siedząc na łóżku, trzymała w rękach kartkę i przyglądała się jakby miało to coś zmienić.
Cieszę i skupienie na własnych myślach przerwało jej pukanie do drzwi pokoju. Nie zdążyła nawet schować zapisków ani otrzeć łez, które pojedynczo spływały podczas pisania, gdy bliźniaczki Saltzman weszły do pokoju.
- Nasz Tata Cię woła - zaczęła Josie, ale gdy zobaczyła w jakim jest stanie Hope od razu urwałą - Co się stało ?
- Em, to skomplikowane - odpowiedziała Brunetka.
Josie i Lizzy wymieniły się spojrzeniami. Nie przyjaźnimy się z Hope. Próbowały jeszcze gdy były małe, ale Hope zawsze trzymała wszystkich na dystans. Nie chciała się do nikogo zbliżyć.
- Możesz nam powiedzieć - stwierdziła Josie i usiadła obok Brunetki na łóżku.
Ona zdecydowanie bardziej lubiła Hope niż swoja siostra. Była też bardziej wrażliwa i skora do pomocy, więc mimo, że nie były blisko z Hope, nie chciała teraz zostawić jej samej smutnej.
- Ta, jasne, nie mamy nic lepszego do roboty - wywróciła oczami Lizzy, za co dostała karcące spojrzenie od siostry.
- No dobra... - odparła Hope - Może uznacie, że to głupie, ale pisałam listy do rodziców... Strasznie za nimi tęsknie i nie umiem sobie poradzić z tym, że ich nie ma... To mnie przerasta... Tym bardziej, że oboje zginali ratując mnie...
Młoda Mikealson od dawna dusiła w sobie wszystkie uczucia. Nie miała przyjaciół mówiąc, że ich nie potrzebuje. Ale każdemu czasem przyda się wygadanie. Znała Josie i Lizzy od wielu lat, może nie były blisko, ale wiedziała, że i ich rodzina jest trochę pokręcona, więc może zrozumieją, a przynajmniej nie będę się śmiać i plotkować o niej z całą szkołą...
- To naprawdę strasznie - zaczęła Josie i położyła rękę na ramieniu Hope - Ale to nie Twoja wina, że nie żyją. Zrobili to dla Ciebie bo Cię kochają.
Te kilka słów tak naprawdę wiele zmieniły. Choć to była jedynie kropa w morzu tajemnic, Hope poczuła się lepiej i lżej mówiąc na głos jak się czuje. A Josie i Lizzy mogły lepiej ją zrozumieć.
- Nie sądziłam, że idealna Hope Mikealson może tak się czuć - powiedziała Lizzy - Dobrze, że nie tylko my zwykli ludzie miewamy problemy... Em to znaczy, naprawdę mi przykro.
Lizzy nie przepadała za Hope, czuła się o nią zazdrosna, ale teraz, przez chwilę rozumiała ją. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak wiele Hope przeszła i że to musiało mieć na nią wielki wpływ.
Josie nie miała nic do Hope, po prostu nie były blisko, ale mimo, że to tylko krótka rozmowa, poczuła, że po tym może się to zmienić.
Bo czasem wystarczy kilka słów, szczerość by wszystko się zmieniło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro