#13
Zmarła na jego kolanach.
Dylan nie mógł już dłużej wytrzymać i zaczął płakać i szlochać. Krzyczał i płakał aż głos mu się załamywał.
Był bardzo poczochrany. Miał ręce we krwi Makeny.
Siedzimy tu strasznie długo. Nie wiem ile tak ale wydaje mi się że około dwóch dni.
Ten szmat czasu słyszałam same Krzyki i wrzaski.
Dylan usiadł pod ścianą, pociągnął kolana i ukrył w nich twarz.
Ja też płakałam, ale teraz płacze z jego widoku.
To koszmarnie zmasakrowane ciało dziewczyny leży bezwładnie na ziemi, to najgorszy widok jaki widziałam.
Podeszłam do Dylana i ukucnęłam obok niego.
Podniosłam jego twarz i spojrzałam w jego smutne oczy.
Powoli zbliżyłam swoją twarz do jego.
Po chwili nasze usta złączyły się w żarliwym pocałunku, pełnym negatywnych emocji.
Usiadlam mu na kolanach i pogłębiłam pocałunek.
Jednak tą przyjemność przerwały nam otwarte drzwi.
W nich stanął szef. Teraz go nienawidzę!!
Podeszłam do niego i przywaliłam mu z prawego sierpowego.
-Ty chuju jebany!!!! - wydarlam się.
Tak ja żadko przeklinam ale mnie wkurzył.
- Jak mogłeś!!! Jak mogłeś to zrobić. - rzucałam się na wszystkie strony.
Gwałtownie złapał mnie za nadgarstki i skrzyżował z tyłu.
-Ja jestem słonko prawdziwym mordercą, nie działa na mnie takie coś. - zaśmiał się wrednie. Dylan powstrzymywał się od rzucenia na Barns'a.
Puścił mnie i przyłożył śmierdzącą szmate. Od razu padłam i widziałam ciemność.
Miesiąc później.
Dylan od miesiąca się nie odzywa, a jak już to jest chamski.
Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę.
Wyjęłam z niej potrzebne składniki do kanapek.
- Hej - powiedział Matt wchodząc do kuchni.
-Hej, wiesz gdzie Dylan? - spytałam . Nie było go na noc.
-Ponoć wyszedł do klubu czy coś- nagle drzwi się otworzyły. A do domu wszedł schlany Dylan.
-Hej kotku- podszedł do mnie.
-Hej- Odparłam.
-Daj mi kanapkę! - wrzasnęł- jak możesz jeść te biedne szynki i sery z ogórkiem?! - zapytał.
Zaśmiałam się.
- Bo to jedzenie królewno- odpowiedziałam.
- No ale prawdziwy książę powinien oszczędzać kobiety i dzieci!! - znów krzyknął.
-No tak ale ten książę jest zły- Odparłam zonowu.
- Aaaaaa jednorożce zombie atakują- wskazał na Matt 'a i Rapha. Schował się za kanapą.
Chłopcy podeszli do niego i chcieli iść z nim do pokoju.
- Książę ratuj!!!!! Zombie mnie porywa!!!! - krzyczał. Teraz zaczęłam się śmieć.
-Lecę, pędzę, biegnę!!- krzyknęłam i podbieglam za nimi.
Położyli go na łóżku i wyszli.
-Książę! Wiesz że nie radzę sobie ze śmiercią? - zapytał. - dlatego jestem taki chamski. - wyznał ze spuszczoną głową.
-Och... Kurczę to nie fajnie, nie wiem jak mam ci pomóc. - powiedziałam.
-Pocałuj! Proszę! Proszę! Ty tak świetnie całujesz!! - prosił uradowany.
Pocałowałam go. Ale on zaczął pchać ręce pod moją koszulkę.
Od razu od niego odskoczyłam.
-Oj przepraszam, poniosło mnie. Ale mój kolega się podniecił- wskazał na swoje krocze. Zaczęłam się śmiać. Jest uroczy po pijaku.
-To idź do łazienki i sobie ulżyj- powiedziałam przez śmiech.
-Tak jest książę- pobiegł do łazienki.
Po chwili usłyszałam jakieś trzask.
-Ja nie wiem jak to mam zrobić! - krzyknął przez drzwi.
-Czekaj zawołam Rapha! - odpowiedziałam.
Wyszłam z pokoju i skierowałam sie do niego.
Zapukałam.
-Wejść! - powiedział
- Hej, Dylan nie umie sobie poradzić z problemem w spodniach- wyjechałam prosto z mostu.
-Aha? Czemu przyszłaś do mnie? - zapytał.
-Nie wiem, no ale on tam gada żeby mu ktoś pomógł. - powiedziałam.
-Dobra, chodź- wziął mnie za rękę.
-Dobra Dylan to proste! Poprostu pobaw się - powiedział Raphael
-Ale tak poprostu? - zdziwił się Dy.
-No nie będę ci demonstrował tego, Użyj wyobraźni! - krzyknął Raph
Usiedliśmy na łóżku.
-Co myślisz o gejach? - spytał szatyn.
- Hymn. ... Są uroczy. Są tacy fajni no!! Pójdą z tobą na zakupy i powiedzą że wygladasz w tym o wiele lepiej, a nje tak jak zwykły chłopak, że wyglądasz fajnie... - powiedziałam po dłuższym namyśle.
-Ufff to dobrze. - uśmiechnął się.
-A czemu pytasz? - spytałam zdziwiona jego pytaniem.
-No bo chciałem wiedzieć czy nie masz nic przeciw gejom. - odparł i podrapal się po karku.
-Czekaj?! Czy ty jesteś gejem?! - zapuszczałam.
-Em No tak... - uśmiechnął się.
Zaczęłam piszczeć i się na niego rzuciłam.
-Ale fajnie!!!.
Dylan wyszedł w tym momencie.
-Cieszysz się że mi się udało? - zapytał głupkowato.
-Emm nie? - Odparłam zdegustowana.
-Szkoda- położył się na łóżku.
Po chwili usłyszałam ciche chrapanie.
Ja też się zdrzemnę.
Wtuliłam się w śpiącego Dylana.
On przez sen mnie obiął i jeszcze mocniej przytulił. To słodkie.
Ogólnie słodko wyglada jak śpi.
Patrzylam się na niego długi, nawet nie zauważyłam ze minęły dwie godziny a on sie zaczął wybudzać.
-Hej- powiedział zaspany.
-Hej księżniczko- powiedziałam ze śmiechem.
-Pamiętasz coś? - spytałam
-Tak, wszystko. I przepraszam ze się do ciebie dobierałem. - widać było skruchę w jego oczach.
-Okej, wybaczam. - Zachichotalam.
-Boże ja zachowywałem się okropnie- westchnął Dylan.
-No wiesz przynajmniej ze mną rozmawiałeś i nie byłeś oschły i chamski.- powiedziałam smutno.
-Ja wszystko przemyślałem, i przepraszam za moje zachowanie ale moja psychika wysiadła. Nawet myślałem żeby pójść do psychologa czy coś- zamyślił się na chwilkę- po prostu nie dawałem sobie z tym rady. I uświadomiłem sobie że cię bardzo lubię.- dodał ze spuszczoną głową.
-Mogłeś powiedzieć! Pomogłabym ci!- wstałam do pyzycji siedzącej.
-Ja bałem się twojej reakcji. Myślałem że stwierdzisz że jestem słaby...- wyznał ze smutnym usmiechem.
-ojoj , chodź tu- rozłożyłam ręce i się do niego przytuliłam. NIe sądziłam że aż tak mu zależy na moim zdaniu.
-No paczaj, a ja myślałam, że moje zdanie masz w poważaniu- odparłam zła na siebie.
-Czyli jesteśmy kwita- odpowiada Dylan tym razem z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Ej... A tak wogóle, to już pogodziłeś się z tym? - zapytałam cicho.
-Tak, i jutro jest pogrzeb- powiedział szeptem. - i tylko my będziemy, my i chłopaki.
-A reszta? - spytałam.
-Nie żyje
-Jesteś ostatni?
-Tak
-To przykre
-Wiem
Znowu go przytuliłam.
Nie wiem dlaczego ale coraz bardziej się do niego przywiązuje.
To nie dobrze bo nie powinnam.
-Zostaniemy przyjaciółmi? - zapytał ledwie słyszalny głosem.
-No jasne że tak! - ucieszyłam się.
-To fajnie.
Nagle zadzwonił telefon.
Szef.
-Halo- odebrałam.
~Witaj, mam dla was zlecenie. Wszystko wysłałem pocztą elektroniczną.
Rozłączył się. To mi jeszcze bardziej poprawiło humor. Bo wreszcie dostanę, to znaczy dostaniemy wypłatę.
Do dzieła.
Oto plan;
Ja i Dylan idziemy w teren
Matt ma to wszystko zatuszować.
Raph ma podzwonić po znajomych żeby dostać się do systemu.
Derek oczywiście obejdzie monitoring i inne zabezpieczenia.
Charles załatwi ochronę.
O ofiarze;
Mark Siotowidzed
56 lat
175 wzrostu
159 kg żywej wagi
Wierzy że jest największym pośrednikiem Boga, bierze prochy żeby się z nim spotkać.
Swoich poddanych, czyli Tych co go chwalą wpuszcza do środka na sam na sam.
( ((Puśćcie piosenkę)))
Żeby tam wejść z Dylanem musimy udawać parę. Jesteśmy fanami tego grubasa. Czyli wejdziemy do gabinetu, miejmy nadzieję że trafimy na porę kiedy bierze prochy, przyspieszymy kroplówkę dodając axodolf tlenku.
To trucizna.
Matt jako jeden z jego pracowników powie że przedawkował prochy, wsypując do kroplówki tlenek siarki.
Co zneutralizuje axodolf tlenku.
Raph ma po dzwonić i nas umówić.
Charles zajmie się zbędną ochroną.
Plan gotowy teraz mamy dwa dni na przygotowanie się.
CDN
1130
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro