R 8 - Szczęście drogą do gwiazd
Jest 1:50 rano, więc chyba wymodliłaś ten rozdział kochana :*
Skate Park był jak zawsze o tej porze roku praktycznie pusty. Mamy połowę lutego, nie ma czemu się dziwić. Jest ZIMA! Ludzie o tej porze roku siedzą w domku i grzeją tyłki.
Przechodzę obok rampy z której najczęściej korzystałem.
Omijam ją z uśmiechem. Żałuję, że nie mam przy sobie Lucka.
Na ławce, na której wtedy siedzieliśmy, siedzi mała czarnowłosa dziewczyna z chłopakiem. Rozpoznaję od razu, że to Camilla i Luke. Obok dziewczyny leży czerwona róża. Świętują dzień zakochanych. Na samą myśl mam mdłości...
Jednak jestem zły na Harry'ego, że psuł tym dwojgu taki dzień.
- Cześć - mruczę w ich stronę. Pierwsza podnosi na mnie wzrok Camilla, która w mgnieniu oka rzuca się na mnie. To było u niej normalne. Ona wszystkich kochała i uwielbiała. Jeśli ktoś obcy przytuli cię na ulicy, to na pewno to będzie Camilla.
- Lou... Loui... Tommo!! - wrzeszczy mi do ucha. Myślę, że jednak ogłuchnę. Na starość będę potrzebował aparatu słuchowego, albo coś w tym stylu - Nie mogłam się już ciebie doczekać - dziewczyna przypomina mi w tym momencie Niall'a, który zawsze skacze jak piłeczka kiedy czymś się ekscytuje.
Camilla wpycha mi w dłonie kopertę. Przechodzi mnie dreszcz.
- Luke - wystawiam dłoń w stronę chłopaka Cam.
- Otwórz, otwórz...
- Cam, daj mu spokój - chłopak ściska moją dłoń, a później odsuwa swoja dziewczynę ode mnie - Chodź. Dajmy mu trochę prywatności.
- Pięć minutek, Luke - mówi dziewczyna, łapie mnie za rękę i odciąga od zdziwionego chłopaka. Sam jestem skołowany jej zachowaniem.
- Chciałam ci to powiedzieć jak przeczytasz, ale jak widać Luke ma zawsze inne plany - wzdycha - Nie przerywaj mi. Ostatnio rozmawiałam z Harry'm. Wiem, że tego ci nie mówił, ale Nick namawia go, aby z tobą zerwał. Ciągle mu wmawia, że ty na niego nie zasługujesz i takie tam bzdety. Kocham was, a wy kochacie siebie. Zrób wszystko, aby Nick was nie rozdzielił. - całuje mnie w policzek i odchodzi.
Stoję osłupiały.
Nie wiem ile czasu zajmuje mi dojście do siebie, ale mam wrażenie, że upłynęła cała wieczność.
Cholera! Jak ten idiota mógł wpieprzać się w nasze życie.
Ale tak w ogóle. Dlaczego Harry mi o tym nie powiedział. Mam ochotę przełożyć tego gówniarza przez kolano i przyłożyć mu w ten jego zgrabny tyłek.
Rozrywam ze złością kopertę i agresywnie wyciągam jej zawartość. Jestem tak zły, że nie interesuje mnie to, że mogę uszkodzić list. Wpatruję się w kartkę i nakreślone na niej słowa. Wszystko się jakoś zlew ze sobą. Nie wiem co się ze mną dzieje. Przecieram oczy, kiedy pierwsza z łez wydostaje się spod mojej powieki. Czy ktoś mi powie dlaczego płaczę?!
Dlaczego tu jestem? Dlaczego tu stoję?
Biorę kilka głębokich oddechów i zabieram się za czytanie.
Witaj kochanie
Czy świat nie jest piękny? Czy miłość nie jest piękna?! Czy słońce nie jest piękne?
Może te pytania są dziwne zaważywszy, że jest 3:14 rano.
Ten list miał wyglądać całkiem inaczej, ale mam taki świetny humor, że nie pozwoliłbym sobie na jakiekolwiek smutki. Nie chcę tu pisać jak ciężko się czuję, bo w tej chwili jestem taki lekki, że mam wrażenie, że zaraz odlecę. To tak jakbym znalazł się pomiędzy chmurami.
Kocham Cię! I mam ochotę wykrzyczeć to całemu światu, ale jeszcze muszę poczekać. To jeszcze nie czas. Za jakieś 9 dni, wykrzyczę to całemu mojemu światu.
Pewnie zastanawiasz się co jest powodem mojego szczęścia i muszę Ci powiedzieć, że Ty nim jesteś!
Byłeś dla mnie taki miły, przyniosłeś mi kolacje do łóżka (przecież się uczyłem) i ta gorąca kąpiel, ten masaż, a potem, już sam wiesz co. Jednak to nie do końca to, wprowadziło mnie w taki nastrój.
Za nim usnąłeś, wyszeptałeś mi do ucha „Harry, skarbie...". Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczyły. - co. Pie pamiętam tego! Musiałem być nieźle wymęczony. No ale co się dziwić, Harry potrafił zamęczyć człowieka na śmierć.
Wiele jest dróg do gwiazd, jedną z nich jest szczęście, a ja jestem szczęśliwy i to dzięki Tobie.
Jestem głupi, wiem.
Dobra zmierzajmy do kolejnego miejsca. Kurcze, muszę sprawdzić w telefonie(tak zapisałem sobie wszystko w telefonie!), co jest kolejnym celem.
Miejsce numer 8
To był magiczny dzień i magiczne miejsce. Pamiętasz to, gdzie zapytałem Cię, czy chcesz zostać moim chłopakiem?
Wiec gdzie jestem?
To był cały Harry. Wszystko napisane chaotycznie, ale trzymało się kupy. Czytam jeszcze raz list i sam się uśmiecham. Czuję się lekki jak balonik napełniony helem. Mimo tego wszystkiego, naprawdę czuję się szczęśliwy. Tamtego dnia w parku odnalazłem swoją własna drogę do gwiazd.
Kładę się na ławce, przyciskam list do piersi. Zamykam oczy i pozwalam swojemu umysłowi działać.
Retrospekcja:
Jest szesnasty maja dwa tysiące piętnastego roku. Sobota.
Pogoda dopisywała, a lato było już na wyciągnięcie reki. Czuję się tak dobrze, że mógłbym przenosić góry. W pracy mam totalny luz. Od miesiąca nie trafiła mi się żadna zrzędliwa baba. Są tylko konkretni ludzie z konkretnymi pomysłami.
Przeczesuje włosy i ostatni raz spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Wybierałam się na spotkanie z Harry'm. Nie było to oczywiście pierwsze takie nasze spotkanie, ale zawsze chcę wyglądać perfekcyjnie. Chcę, aby nie mógł odrywać ode mnie oczu. Dawało mi dużo satysfakcji. Zawsze z uśmiechem na twarzy patrzę jak wodzi za mną wzrokiem.
Od kiedy Harry dowiedział się, że jestem gejem zrobił się bardziej śmielszy w moim kierunku. Częściej dotykał mojego ciała, i dużo do mnie mówił. Ten chłopak dużo gada mino tego, że po nim tego nie widać.
Dzwonił do mnie często i zapraszał w różne miejsca. A tu na mecz piłki nożnej, jakieś wystawy. Byliśmy nawet na pokazie mody!
Wychodzę z pokoju z uśmiechem. Tym razem Loczek nie powiedział mi, gdzie się wybieramy.
Strój:
•wygodny
•ciepły
•mało oficjalny.
Mamy maj. Jest ciepło, dlatego nie wiem po co ten „ciepły" strój. Jednak zabieram ze sobą bluzę.
Nim zdążam nałożyć buty, do drzwi ktoś zadzwoni. Otwieram je i widzę lekko zdenerwowanego Loczka. Wygląda jakby szedł właśnie na ścienicie.
Czy wyjścia ze mną są aż taką mordęgą?
- Harry, dobrze się czujesz? - kładę dłoń na jego ramieniu. Chłopka cały się trzęsie. Przykładam dłoń do jego czoła obawiając się, że ma gorączkę.
- Tak dobrze, chodź - jego głos trochę drży. Obawiam się, że dziś nigdzie nie dojedziemy.
Nikt na świecie nie wie jak bardzo mi ulżyło kiedy moim oczom ukazuje się taksówkę. Nie chcę jeszcze ginąć!
- Hazz, na pewno wszystko dobrze? - wolę mieć pewność, że wszystko jest ok. Martwię się o niego. Może to dziwne, ale tak jest.
Harry nie odzywa się przez całą podróż. Wygląda na dość zestresowanego.
Cholera! A jak on planuje mnie zabić?
Zatrzymaliśmy się przy jakiejś leśnej dróżce. To było podejrzane.
- Harry...
- Ej... - klepie mnie w ramie - Chodź.. -chwyta moją dłoń i wyciąga z taksówki. Nie będę ukrywał, że się nie boję. Zaczynam czuć, że pan Styles, jest seryjnym mordercą i chce mnie pozbawić życia - Chcę ci coś pokazać. - biorę kilkanaście głębokich oddechów i pozwalam się ciągnąć w stronę leśnej ścieżki.
Idziemy nie odzywając się do siebie. Harry nie puszcza mojej ręki, a ja nie mam potrzeby wyrywać jej. Czuję się z tym dobrze, chyba nawet lepiej niż dobrze.
Nie wiem ile czasu idziemy, ale niezbyt mnie to interesuje. Ponoć szczęśliwi nie liczą czasu.
Jestem szczęśliwy?!
Ukradkiem spoglądam na Harry'ego. Wygląd na coraz bardziej zdenerwowanego. Co chwilę poprawia włosy mimo tego, że one nie potrzebują poprawienia.
Czymś musi się denerwować. Mam nadzieję, że nie czeka na mnie tam jakaś dziwaczna niespodzianka zrobiona przez moich przyjaciół.
Przynajmniej raz w roku, któreś z nich odgryza się za moje „dziwaczne" prezenty urodzinowe. Zazwyczaj ląduję w jakimś barze z DAMSKIM striptizem, lub z dostawą stryptizerską do domu. Jednego roku nawet przysłali mi klauna, aby odśpiewał jakąś denną pioseneczkę. W tym roku jeszcze nikt mi się nie odpłacił, więc mogę liczyć na to, że przyszedł na to czas.
Jestem tak pogrążony w swoich myślach, że nawet nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy. To było takie automatyczne. Harry stanął w miejscu, a ja obok niego.
- Jesteśmy - podnoszę głowę do góry i stoję zdziwiony. Przede mną rozciąga się cudowny krajobraz. Nie byłbym sobą, jakbym się tym nie zachwycił. Jestem przecież projektantem wnętrz. Kocham piękne rzeczy, a to było przecudowne! Dookoła nas rozciąga się las. Jest tu tylko maleńka polana pokryta zielona trawą. Zero ingerencji człowieka, czyta natura.
To się nadaje się na obraz do powieszenia nad kominkiem u Horanów. Maura uwielbia krajobrazy. Najlepiej obwiesiłaby cały dom dookoła widoczkami. Jedyne pomieszczenie, które jest wolne od jakichkolwiek obrazów, jest pokój Niall'a. Chłopak broni zawzięcie swojej samotni.
- Tu jest pięknie - szepczę. Puszczam dłoń Harry'ego i ściągam buty. Mam ochotę przejść się po tej puszystej trawce.
- Cieszę się, że ci się podoba. - mówi cicho. - Przychodzę tu jak muszę coś przemyśleć. Chodź - wystawia swoją rękę w moim kierunku. Kiedy ją chwytam ciągnie mnie w nieznanym mi kierunku.
Czuję rozrywającą przyjemność, kiedy moje stopy stykają się z gładką, zimną powierzchnią trawy. Mam wrażenie jakbym cofnął się lata wstecz, kiedy byłem maleńkim dzieckiem i hasałem po polanie. Kiedyś robiłem to często.
- Tu zazwyczaj siedzę - wskazuje miejsce nad maleńkim strumykiem. Mam ogromną ochotę do niego wskoczyć.
Ogarnij się Tomlinson!
Usiadamy na trawie i długo milczymy wsłuchując się w ciszę. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Tyle się działo przez ostatni czas, że ta cisza była wszystkim tym co potrzebuję.
Kładę się na trawie i zamykam oczy. Nie wiem ile tak leżę, ale chyba wystarczyło aby Harry zaczął się nudzić. Uchylam lekko oczy, kiedy czuję, że się wierci.
Hazz siedzi z podkulonymi pod siebie nogami i plótł wianek, a raczej próbował.
- Co ty robisz? - uśmiecham się, a on cały oblał się rumieńcem. Chyba nie chciał być przyłapany na tym co robi - Umiesz robić wianki? - pokręci głową. -Daj.
Siadam i biorę z jego rąk zaczęty wianek. Zaplecenie go zajmuje mi krótką chwilę. Może to ukrywam, ale mam w tym małą wprawę.
- Umiesz pleść wianki? - Harry szczerzy się w uśmiechu. Nie umiem odwrócić wzroku od jego ust. Mam ochotę go pocałować.
- Jakbyś miał „milion" sióstr, też byś umiał - śmieje się.
Harry mi zawtórował, więc obecną sytuacje można opisać: Dwóch głupków siedzi na trawie nad strumykiem i śmieją się jak głupi do sera.
Chłopak jednak nagle spoważnieje i odwraca ode mnie wzrok. Wbił go w przestrzeń przed nami. Znowu wróciliśmy do stanu „podenerwowany Harry".
- Harry, coś się stało? - kładę swoją dłoń na jego ramieniu i lekko ściskam. Chłopak patrzy najpierw na nią, a później na moją twarz.
- Jeszcze nie - wzdycha głośno. Chcę zapytać co się dzieje, ale przytyka mi palec do ust, kiedy je otwieram - Chcę się ciebie coś zapytać. - kiwam głową na znak, że się zgadzam. Widzę jak zaciska dłoń w pięści - Chceszzemnąchodzić? - wyrzuca to z siebie tak szybko, że kompletnie tego nie rozumiem. Widzę jego przerażenie w oczach.
- Harry, wolniej proszę. - posyłam mu szeroki uśmiech.
- Chcesz zostać moim chłopakiem? Chcesz ze mną być? chcesz ze mną chodzić? Czy jak to tam nazwać.
Nie powiem, że nie zbił mnie totalnie z tropu. Jestem w lekkim szoku. Znamy się już kilka miesięcy, ale się tego nie spodziewałem.
Siedzę i wpatruję się w twarz chłopaka, który z minuty na minutę stawał się coraz mniej pewniejszy. Widzę to po jego minie i po jego oczach.
Mam tak mocno ściśnięte gardło, że nie mogę wydobyć z siebie ani grama dźwięku. Właśnie ziszczało się to czego pragnąłem.
Cholera! Mogę go mieć tylko i wyłącznie dla siebie. Może to egoistyczne, ale tak było.
- Ja... ja... przepraszam - Harry zasłania twarz dłońmi - Zapomnij. Nie było pytania.
Tommo! Weź się ogarnij i coś powiedz.
Złapię jego twarz w dłonie i wpijam się w jego usta. Nikt sobie nawet nie wyobraża jak cudowne to było uczucie.
- Tak! Jakkolwiek to nazwiesz. Tak!
To był ten dzień. To był nasz dzień.
Dotykam swoich ust i uśmiecham się. Przez ten jeden pocałunek zatraciłem się w Harry'm.
Powinienem go teraz nienawidzić, ale chęć odnalezienia go i wtulenia się w jego ramiona jest silniejsza.
Powód 8
Kocham Cię, bo zawsze mogę Ci ufać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro