R 4 - Czerwone... stringi??
Klub świeci pustkami, ale tak zawsze było o tej porze. Nic dodać nic ująć. Chcę jak najszybciej stad wyjść i iść dalej szukać Harry'ego. Ta zabawa zaczęła być naprawdę - zabawna. Moja chęć zabicie chłopaka rosła, a głupi Harry nawet nie miał o tym zielonego pojęcie.
Przy jednym ze stolików siedzi dobrze mi znany Mulat. Gra z Julianem w karty. Jeszcze mi tu Julka brakowało! Kolejny faceta, który ciągle próbuje mnie poderwać. Jestem już tym znudzony. Chcę teraz znaleźć mojego przygłupiego chłopaczka i zrobić z nim porządek. Przestałem chcieć z nim zerwać. Teraz mam ochotę go znaleźć i urządzić taką niespodziankę jaką on mi teraz urządził. Tylko z tym małym hakiem, że ja będę mu to robił każdego dnia przez cały rok.
- Zayney - siadam na stoliku i przypatruję się przyjacielowi. Mam nadzieje, że zrozumie i da mi tę kopertę.
- TomTom - czuję na plecach czyjąś dłoń. Odwracam się i gromię Juliana wzrokiem.
- Julek - prycham i z powrotem zwracam oczy ku przyjacielowi Harry'ego. - koperta Zuzu
- Usiądź, odpocznij, ochłoń - Zayn zgarnia karty i przywołuje kelnerkę. Dziewczyna praktycznie od razu przybiega i patrzy na mnie - Dwa piwa i jedną cole - brunetka zapisała zamówienie i znika. Siadam obok Zayn'a, jak najdalej Juliana. Chłopak zbyt mocno wlepia we mnie swój pożądliwy wzrok. Czuję się dość nie komfortowo. Od kiedy umawiam się z brunetem nie zwracam uwagi na nikogo innego. Zazwyczaj w innych moich związkach, jeśli mogłem tak je nazwać, zdradzałem ich na prawo i lewo. Chodziłem na imprezy i używałem sobie jak leciało, ale teraz było inaczej. Nawet nie mam ochoty na takie wybryki. Kiedy wracam do domu Harry stoi z otwartymi ramionami i zawsze jest skłonny na małe co nieco. Szczerze? To ten chłopaczek był wiecznie niezaspokojony. Męczył mnie tak często, że po wszystkim padałem jak mucha. Nieraz myślałem, że tego nie przeżyję.
Ale był też czuły. Kiedy jestem zmęczony zawsze robił mi gorącą kąpiel, rozmasowuje spięte mięśnie. Nikt inny dla mnie tego nie robił, a te śniadanka...
- O czym tak myślisz, Lou? - jakimś cudem stopa Juliana zaczyna ocierać się o moją nogę. Marszczę czoło i z całej siły go kopie - Ała...
- Na pewno nie o tobie - kelnerka przyniosi nasze zamówienie. - Zayn, koperta.
- A skąd wiesz, że to ja ją mam? -bierze jednego łyka piwa i patrzy na mnie - Może Juliusz ją ma...
- Harry jest głupi, ale nie jest, aż takim idiotą. - warczę. Te ich wygłupy zaczęły grać mi na nerwach, bardziej niż nijaki Harry Dupek Styles.
- Luzuj gacie, Tommo - Zayn śmieje się. Klepie mnie po ramieniu, a ja nagle zaczynam sobie uświadamiać, że przyjaźnie się z idiotą. Nie sorry, nie ja. Harry przyjaźnił się z głupkiem.
- Zluzuję jak znajdę Harry'ego. - patrzę na niego i mam nadzieję, że to zrobi. Że da mi tą głupią kopertę i będę coraz bliżej końca.
Zayn wzdycha głośno i zamiast koperty podsuwa mi czarne pudełko. Kładę na nim niepewnie dłoń. Czerwona kokarda, którą jest przewiązane, trochę mnie odstrasza. To musi być prezent. To musi być pieprzony prezent na walentynki.
Złamał kolejną daną mi obietnicę!
- Otwórz - podsuwam pudełko Zayn'owi. Mnie ono parzy i pewnie go nie otworzę, a jeśli nie zostanie otwarte, nie będzie kolejnej koperty.
Zayn wzrusza ramionami i otwiera pudełko. Oczy świecą mu się jak lampy o północy. Zacząłem się bać tego co jest w środku. Zayn wyciąga skrawek czerwonego materiału i strzela mi z niego prosto w twarz. Czerwona satyna ląduje na stoliku, a mi prawie oczy wyskakują z orbity. Nie wiem czy mam się śmiać, czy płakać. Nie zauważam jak Zayn wraz z Julianem pochłaniają czekoladki z pudełka.
- Takie do z rumem - Julian podsuwa mi pod nos czekoladkę. Patrzę na niego krzywo. Nikt oprócz Harrego nie miał prawa wpychać we mnie „jedzenia"
- Odbiło ci? - pytam odtrącając jego rękę. Zgarniam ze stołu kawałek czerwonego materiału i chowam do kieszeni. Zabieram przyjacielowi pudełko i wysypuje jego zawartość. Pod czekoladkami leży czerwona koperta „4".
Otwieram ją szybko. Mam coraz mniej czasu, a dopiero jestem przy punkcie 4, a ciekawe ile jeszcze przede mną.
Mój, MÓJ Boo
Nawet nie wiem co powiedzieć (a raczej napisać). Dotarłeś aż tu!! no nie wierzę! Myślałem, że zrezygnujesz zaraz przy pierwszym liście - No żebyś wiedział, że chciałem! - Powiedz Zayn'owi, aby nie żarł tyle czekoladek przed południem! - patrzę się na Mulata i zaczynam się śmiać.
- Co? - Zayn burzy się i patrzy na mnie podejrzanie
- Masz tyle nie żreć - uśmiecham się szeroko
- To po cholerę tyle tu ich wsypał -wzruszam ramionami i wracam do czytania
Jeśli zje je wszystkie, nie chcę go widzieć w naszym domu przez tydzień! - NASZYM - On wiecznie wszystko zjada, ale przynajmniej to nie ten Twój Niall, który wyżera nam zawsze wszystko z lodówki. Wiesz, że ostatnio zjadł całe ciasto, które dla Ciebie upiekłem? Aż wstyd było się przyznawać. Chyba czas założyć jakąś blokadę na lodówkę, kiedy się pojawia. Przez niego kiedyś przymrzemy z głodu!
Dobra, szkoda czasu na takie żale.
A jak podoba Ci się prezent? Pamiętasz? Mówiłem Ci, że takie Ci kupię. Na samą myśl Ciebie w nich, mam ochotę do Ciebie biec i zrobić z nich użytek!
Ale nie. Zmierzamy więc do:
Miejsce nr.4
To tam widzieliśmy się raz trzeci. To był piękny zachód słońca, nie uważasz?
Pytam się więc: gdzie teraz jestem?
Zamykam oczy i się odprężam. Wspomnienie tamtego dnia rozchodzi się po moim całym ciele. Czy to nie powinno być dziwne?
Retrospekcja:
W głowie mi szumi od nadmiaru rumu i Bóg jeden wie czego jeszcze. Słyszę ciągle przytłumiony głos Liama, który mimo że nie pił nic, jest teraz najweselszy, choć może mi się zdawać.
Opieram się o pień jakiegoś drzewa i patrzę przed siebie. Niebo iskrzy się czerwono-pomarańczowym blaskiem. Kocham zachody słońca. Niby są romantyczne, ale maja w sobie jakąś inną magię. Jest w nich coś co mnie uspokaja. Cały ten stan burzy mi Zayn, który proponuje mi piwo. Odmawiam. Nie chcę się zajmować niczym innym, niż wpatrywaniem się w niebo.
Ktoś siada obok mnie, ale nie interesuje się tym. Jest tu tylu ludzi, że już mnie nie obchodzi, kto gdzie siedzi. Ja po prostu chcę zobaczyć jak słońce zasypia.
- Piękne - elektryczne impulsy dźgają mój kręgosłup. Nie mogę się nawet ruszyć. To był Harry. Mam ochotę wstać i uciec gdzie pieprz rośnie. Ten facet przyciągał mnie do siebie jak magnes metal. Przez niego czuję się jak ćma, którą ciągnie do światła.
Płonę, płonę od środka.
- Co się stało? - pyta śmiejąc się - Zawsze jesteś taki wygadany i zawsze się mnie czepiasz, a teraz zapomniałeś języka w gębie?
Nic nie odpowiadam, dalej wpatruję się w niebo. Nie chcę nic mówić. Mój głos mógłby mnie zawieść, a oczy zdradzić. Nie wiem co Lauren mu powiedziała, ale chyba nie wspomniała, że jestem gejem. Jeśli by tak było, chłopak pędziłby dalej niż sięga horyzont.
- Nie chcesz mówić? ok - mruczy. Zdaje się być obrażony, a ja mam nadzieję, że na tyle, że da mi spokój - Lauren mówiła, że gnębisz wszystkich jej przyjaciół, których poznajesz - śmieje się, a ja rozpadam się na tysiące maleńkich kawałków - Tylko dziwi ją to, że jeszcze to robisz. Ponoć zazwyczaj przechodzi ci przy drugim spotkaniu. Nie lubisz mnie?
Nic nie odpowiadam. Z przerażeniem patrzę dalej na niebo.
Ja go nie lubię? Cholera!! Mam mu powiedzieć, że mam go ochotę przelecieć?!
- Więc?
Wzruszam ramionami w odpowiedzi. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Prawda jak i kłamstwo wywołają niezłe spustoszenie. Lepiej zostać neutralnym.
Nagle czuję jego palce na moim podbródku. Odwraca moją twarz w swoją stronę. Patrzę w jego oczy i wiem, że już przepadłem.
Wstaję szybko i odchodzę.
Wzdycham głośno, kiedy wracam na ziemię. To był cios poniżej pasa dla Harry'ego i teraz się na mnie za to odgrywa.
Patrzę na kartkę, którą trzymam w dłoni. Zostało tam jeszcze jedno zdanie. Nie wiem, czy chcę to czytać. Ale moje oczy same tam lądują.
POWÓD 4:
Kocham Cię, bo jesteś tym jedynym. Tego dnia to zrozumiałem.
Żegnam się z chłopakami i idę do miejskiego parku. Na górkę zaraz przy stawku, gdzie zazwyczaj spędzamy letnie wieczory. To tam ma mnie czekać kolejna zagadka.
- Myślę, że cię zabije, Styles -mruczę pod nosem, kiedy wsiadam do auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro