R 3 - Caffè Nero
Kawiarnia wygląda prawie tak samo. Od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu zmienił się tylko kolor. Wygląda tu teraz bardziej ekskluzywnie. Patrzę na stolik przy którym tamtego dnia siedzieliśmy. Czy to nie było dziwne, że pamiętam takie szczegóły?!
Przy stoliku popijając prawdopodobnie kawę, siedzi Niall. Jego wzrok utkwiony jest w telefonie. Pewnie romansuje ze swoją dziewczyną. Prawda była jednak taka, że chłopak jest uzależniony od tego urządzenie.
Siadam naprzeciwko niego. Chcę jak najszybciej wziąć przesyłkę. Od razu się domyśliłem, że nie odnajdę tu Harry'ego, co jeszcze bardziej mnie irytuje.
- Cześć Loui, jak się masz w ten piękny pełen miłości dzień? - pyta i szeroko się uśmiecha. Naprawdę mam ochotę się zrzygać.
- Mam ochotę rzygać. Daj mi tą pieprzoną kopertę. Im szybciej go znajdę, tym szybciej skręcę mu kark.
- To musisz chwilę z tym poczekać. Harry zamówił ci... - nie zdążył dokończyć, bo przy naszym stoliku pojawia się kelnerka z tacą. Wysoka brunetka z odpowiednimi wymiarami. Przygląda mi się dziwnie. Ostatecznie stawia przede mną kawę i muffinkę. Obok leżały mała karteczka.
Moje buty zawsze będą się jarzyć jak choinka, a Ty będziesz je uwielbiał.
Matko! Mój facet był idiotą!
Krzywię się, bo znowu używam słowa MÓJ. Z jednej strony to mi się podoba, ale z drugiej parzcież ja się nie przywiązuję. Nie używam słowa „nasze".
Przykładam kubek z kawą do ust i biorę łyka. Z moich ust wydobywa sie jęk zadowolenia. Harry dobrze mnie zna i wie, że bez porannej kawy jestem, jak to mawia MÓJ czcigodny facet: zrzędliwą babą.
Zacząłem naprawdę wariować. Ostatnie dziewięć miesięcy kręciło się w około Harry'ego. Wstawałem rano, Harry był przy mnie. Jadłem obiad, Harry był przy mnie, jadłem kolację, Harry był przy mnie. Zasypiałem, on był przy mnie. Nawet tego nie zauważyłem, że moje życie poukładało się tak, że Harry był głównym jego uczestnikiem. Jeśli tego nie zauważyłem to może mi to nie przeszkadzało?
- Cześć? - odwracam głowę w stronę dochodzącego głosu. Obok naszego stolika stoi wysoka blondynka i uśmiecha się do Niall - Przyszła ze mną koleżanka, nie masz nic przeciwko? - Niall kręci głową i klepie miejsce obok siebie na kanapie.
- To jest Lou. Spędza sam walentynki - szepcze do dziewczyny, a ja zastanawiam się, czy on jest taki głupi? Czy on myśli, że ja tego nie słyszę?
- Jestem Sophia - dziewczyna podaje mi rękę, a ja ją ściskam. Wcześniej nie miałem sposobności poznać nowej dziewczyny Niall'a. Jest chyba z nią od miesiąca, albo coś w ten deseń. Praca trochę mnie pochłaniała, a jak już miałem trochę wolnego, to zaszywałem się w sypialni pod milionem koców. Takie momenty nie zdarzały się zbyt często. Ostatnio projektowałem więcej wnętrz, niż przez ostatnie lata. Podejrzewam, że to ma coś wspólnego z Harry'm i jego kontaktami, a raczej z kontaktami jego rodziców. Brunecik dopiero co zaczął studiować, a o pracę nie musiał się martwić, bo ciepła posadka czekała na niego w biurze tatusia.
Harry ma tam jakieś swoje oszczędności, ale to ja płacę za mieszkanie i za wszystko z tym związane. A dlaczego? Bo chcę. Bo mogę. Uparłem się, że ja będę nas utrzymywał. Oczywiście wiem, że dla Harry'ego opłacenie czynszu itp, to pryszcz. Jego rodzice zarabiali w jeden dzień tyle co ja w miesiąc, albo i w dwa.
Ale dlaczego ja teraz o tym myślę?
- Witajcie - obok mnie siada niska brunetka. Jej oczy świecą się i patrzy na mnie z tęsknotą. - Mogę? - wskazuje na muffinkę. Nie jestem szczególnie głodny, dlatego podsuwam muffina dziewczynie.
Zamawiamy zawsze z Harry'm jedną babeczkę i się nią dzielielimy. Bez niego jakoś ciężko mi było ją przełknąć.
Dlaczego do cholery, tak mi go brakuje?!
Patrzę wymownie na Nialla, który nie zwraca na mnie uwagi. Jest zajęty swoja dziewczyną, a raczej wkładaniem jej języka do gardła.
- To u nich normalne, można się przyzwyczaić. - szepcze dziewczyna siedząca obok mnie - A ty sam spędzasz walentynki?
- Jak widać -odpowiadam obojętnie i dopijam kawę do końca. Zaczynam czuć się zirytowany, wkurzony i dalej mam ochotę rzygać tą cała miłością.
- To jak nie masz planów, to może byśmy wyszli we czwórkę, bo ja...
- Słuchaj - właśnie zauważam, że nawet nie wiem jak ona ma na imię.
- Toni...
- Posłuchaj, Toni - odwracam twarz w jej stronę i widzę, że siedzi za blisko. Oczywiście nie przeszkadza mi to, bo nie czuję nic.
- Toni, on jest zajęty -słyszę głos Niall. - Ma chłopaka...
Czuję jak dziewczyna obok mnie wzdryga się. To była standardowa reakcja na to, że jestem gejem.
- Niall, dziękuję za prezentacje, a teraz dawaj mi ten list. Muszę iść poszukać tego idioty!
Niall z szerokim uśmiechem podsunął mi czerwoną kopertę z numerem 3. Kiedy biorę ją do ręki, już nie obchodzi mnie nawet dziewczyna obok. Zastanawiam się tylko, gdzie tym razem wyśle mnie ten osioł.
Mój Boo
Bardzo się cieszę, że tu dotarłeś. Mam nadzieję, że Niall nie wypuścił Cię wcześniej, za nim nie wypiłeś kawy i nie zjadłeś naszej muffinki -słowo NASZEJ rozeszło mi się po całym ciele. Odwracam głowę i patrzę jak dziewczyna skubie babeczkę, która Harry kupił dla mnie - Musisz wypić kawę! Pewnie zrzędzisz jak stara baba, ale to cały Ty! - idiota
Dobra nie będę się rozpisywał, bo czas nagli.
O to zagadka i kolejne miejsce.
To tam miałeś ze mnie ubaw. Przywiązałeś mi nogi do krzesła! Wiesz, że od tamtej pory nie nosze wiązanych butów?
Gdzie teraz jestem?
Uśmiecham się pod nosem. Nie chcę, aby ktokolwiek widział mój uśmiech.
Retrospekcja:
- Cholera, upadł mi telefon -schylam się pod stolik i od razu znajduję zgubę, którą oczywiście nie zgubiłem. Specjalnie upuściłem telefon. Teraz znajduję się na czworaka pod stolikiem, parę centymetrów od kolan Harry'ego. Dziś chłopak ubrany był dość luźniej niż ostatnio, gdy go widziałem. Olewała mnie przez cały czas, nie odpowiada na moje zaczepki, więc postanowiłem się zemścić.
Delikatnie odwiązuje sznurówkę w jego prawym bucie, chłopak o dziwno miał dziś sznurowane byty. Z uśmiechem odwiązuje powoli jego sznurówki przy drugim bucie i przywiązuję je do jego krzesła.
- Lou, zgubiłeś się tam, czy robisz Harry'emu loda? - głos Liam'a praktycznie stawia mnie na nogi. Uderzam głową o stół. Jęcze głośno.
- Bardzo śmieszne - masuje bolące miejsce. Większość ludzi wie, że jestem gejem, ale nie chcę aby ktoś o tym głośno mówił.
- Idę po coś do picia - rzucił Harry, w ogóle nie przejmując się docinkami Liam'a. - Ktoś coś chce? - zgromadzeni kręcą przecząco głową. Ja z wrażenia usiadam i czekam na dalszą akcję.
- Lou - nie będę zaprzeczać, że moje flaki przewracają się na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach.
- colę - mamroczę nie patrząc na niego. Nie chcę, aby ktoś widział, że jestem cały zaczerwieniony. Ten chłopak wywołuje we mnie niezidentyfikowane reakcje.
Brunet wstał i upadł. Dziewczyny pisnęły w przerażeniu, chłopacy powstrzymują śmiech, a ja o mało nie dławie się. To naprawdę wyglądało śmiesznie.
- Styles, jesteś taki uroczy, że nawet krzesła na ciebie lecą - Teraz już nie powstrzymuje się i śmieje się głośno
- Pieprz się!
- Zawsze
Uśmiecham się na samo wspomnienie tego dnia. On naprawdę wyglądał wtedy na takiego uroczego, co miało oczywiście być tylko wierzchnią warstwą. Tak naprawdę Harry nie jest uroczy. Jest demonem, który mnie wykańcza psychicznie i fizycznie.
Patrzę jeszcze na dół kartki.
POWÓD 3
Kocham Cię, bo zawsze mnie rozbawiasz.
Teraz to ja czuję się rozbawiony. Wstaję szybko z krzesła i wychodzę. Nie marnuję czasu na pożegnania. Muszę jak najszybciej znaleźć tego idiotę i przekręcić mu kark.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro