Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 15 - moja czarna dusza

Muszę praktycznie wepchnąć Harru'ego do taksówki. Wygląda jakby jeszcze nie doszedł do siebie po tym co powiedziałem. Mam mu jeszcze tyle do powiedzenia, że podejrzewam, że będzie potrzeba pomoc jakiegoś lekarza. Biedne jego serducho może tego nie wytrzymać. No moje też nie. Co tu ukrywać.

Przygarniam go do siebie i całuje w czoło. Czuję jak jego zimne dłonie wkradają się pod moją bluzkę. Muszę w sobie stłumić pisk, który prawie wydobył się spomiędzy moim ust, kiedy zimno spotyka się z moim ciałem. Teraz już rozumiem dlaczego Hazz krzyczy na mnie kiedy ja to robię. Przyciągam go mocniej do siebie. Wolę, aby grzał się o mnie, niż miałby to robić ktoś inny.

Każę zatrzymać się taksówkarzowi kawałek od domu mojej matki. Mam zamiar odegrać się na tych podstępnych ludziach, którzy nazywają się moimi przyjaciółmi.

Ja już dobrze wiem jak ich urządzić.

- Dlaczego tu się zatrzymujemy? -widzę po jego minie, że obleciał go strach. Czyżby dalej myśli, ze go zostawię?

- Muszę ukarać naszych kochanych przyjaciół za tę całą szopkę. Nie lubię jak się mnie okłamuje - składam szybkiego całusa na jego ustach. Płacę taksówkarzowi uprzednio informując, że ma tu zaczekać - Jak wyglądam?

- Jakbyś był porządnie wkurzony - szepcze Harry

- Bo tak mam wyglądać.

Wysiadam z taksówki i idę w stronę domu matki. Wiem, że wszyscy tam czekają. Pewnie liczą, że zobaczą mnie z Harrym, ale to ich niedoczekanie. Niech myślą, że nie wyszło.

Podchodzę do swojego auta i z tej odległości widzę, ze ktoś stoi przy oknie w kuchni. Z dumną miną odwracam się do nich plecami i otwieram auto. Wsiadam do niego i odpalam. No i w tym momencie z domu wychodzi Gemma, Lottie, Lauren, Luke, Zayn. Mógłbym tak wyliczać i wyliczać. Brakuje tam tylko Nick'a i Calum'a.

- Gdzie Harry? - pyta Gemma, trzymając drzwi, które chcę akurat zamknąć.

- Tam gdzie powinien być. - wzruszam obojętnie ramionami. Wiem, że Gems gotuje się teraz od środka. - A teraz cię przepraszam. Jestem zmarznięty, głodny i zmęczony. Chcę znaleźć się jak najszybciej w swoim domu - to jest zgodne z prawdą. Omijam jednak jedną sprawę. Mam ochotę wtulić się w ramiona swojego chłopaka. - Gemma, wstaję jutro rano do pracy - patrzę jak ze złością ściąga dłoń z drzwi. Zamykam je i wreszcie mogę odjechać. Ich miny są bezcenne.

Z satysfakcją zatrzymuję się obok taksówki i czekam, aż wielmożny pan Styles wsiądzie do mojego auta, a raczej naszego.

Wyciągam z kieszeni swój telefon i przybliżam się do Harry'ego.

- Co robisz?

- Muszę wysłać zdjęcie Gemmie - szczerzę się do zdjęcia. Harry ma natomiast naturalną minę. No taką Harry'ową.

Wysyłam to Gemmie. Mogę się założyć, że się wścieknie i to dwa razy mocniej niż przed chwilą.

Jak tylko dostaję raport, że wiadomość została odebrana, mój telefon zaczyna dzwonić. Nie odbieram, chyba wolę sobie odpuścić te wszystkie obelgi skierowane w moim kierunku.

Teraz tylko i wyłącznie liczył się Harry. Chwytam go za dłoń i mocno ściskam.

Nie puszczam jej, aż nie zatrzymujemy się przed naszym domem.

Mam nadzieje, że jest tam ciepło. Na szczęście nie mylę się.

- Choć, zjemy kolację

Zdejmuje kurtkę z siebie i płaszcz z chlopaka. Nie zawracam sobie głowy tym, aby powiesić je w szafie. Po prostu kładę wszystko na szafce na buty. Jutro zrobię z tym porządek.

Ściągam buty i rzucam je obok drzwi. Ruszam za Harry'm, który już zdążył znaleźć się w kuchni. Wygląda już na rozgrzanego.

Chwilę obserwuję go stojącego przy blacie kuchennym. Z szafki wyciąga pieczywo i rozsmarowuje na nim masło. Zachowuje się tak jakby to co działo się dzisiejszego dnia nie miało miejsca.

Podchodzę do niego i obejmuję go w tali. Nigdy tego nie robiłem i teraz żałuję. Przyjemnie jest przytulać się do niego, kiedy on przygotowuje nam kolację.

Szczerze, to nawet nie jestem zbytnio głodny. Mam ochotę tylko na kąpiel i łóżko, oczywiście wszystko z Harry'm.

Zabieram z kanapki ogórka, którego właśnie tam położył.

- Ej... -Harry odwraca się do mnie twarzą. Posyłam mu szeroki uśmiech i odsuwam się. Podchodzi do czajnika i wstawia wodę na herbatę.

Kolację jemy w ciszy. Kiedy Harry zabrał się za sprzątanie, ja poszedłem do góry aby przygotować nam ciepłą kąpiel. Nigdy nie kąpaliśmy się razem, więc to była odpowiedni moment aby to zrobić po raz pierwszy.

Nalewam wody do wanny. Zapalam kilka świeczek, aby utworzyć romantyczny nastrój. Wlewam do wody jakiegoś olejku i cierpliwie czekam do Harry'ego.

- Lou, mogę umyć się pierwszy? - pyta dość niepewnie. Widzę, że czuje się dość nie komfortowo w tej całej sytuacji.

-  Nie - odpowiadam na co chłopak kiwa głową. Uśmiecham się i wciągam go do łazienki.

Harry wpatruje się w wannę.

Rozbieram się szybko i wchodzę do ciepłej wody. Tego właśnie moje ciało dziś potrzebowało. Nie tylko tego, bo jeszcze potrzebuję Harry'ego przy sobie.

- Mam ci jakieś zaproszenie wysłać? - pytam ze śmiechem. Hazz otwiera i zamyka usta. Wygląda jakby chciał coś powiedzieć.

Ostatecznie zaczyna się rozbierać, a ja nie mogę odwrócić oczu od jego ciała. Robi mi się gorąco i tego nie ukrywam. Najlepiej rzuciłbym się na niego. Dziś postanawiam jednak sobie odpuścić. Nie chcę męczyć chłopaka i tak jutro będzie zdychał.

Kiedy Harry wchodzi do wanny i opiera się plecami o moją klatkę piersiową, myślę że lepiej już być nie może. Kładę swoje dłonie na jego ciele. Strasznie mi tego brakowało. Dotykam ustami jego ramienia i słyszę jak z jego ust wydobywa się cichy jęk.

O nie, nie, nie dziś kochanie.

- Muszę ci coś powiedzieć i chciałbym abyś mi nie przerywał - szepczę do jego ucha. Oplatam go ramieniem na wysokości jego ramion. - Chciałem cię zostawić, Hazz. - czuję jak jego ciało sztywnieje i chce się odsunąć. Nie pozwalam mu na to - Chciałem.. -szepczę - Ale chyba już przy przeczytaniu pierwszego listu o tym zapomniałem. Kocham cię i nigdy cię nie zostawię. Mówię ci to, bo nie chcę cię okłamywać.

- Ja...

- Nawet jakbym cię zostawił, to najpóźniej po tygodniu klęczałbym pod twoimi drzwiami i błagałbym cię abyś do mnie wrócił - śmieję się. Wyobrażam to sobie i mogę stwierdzić, że właśnie tak by było. - Kto by mi gotował i prał, a sprzątał? - pytam z oburzeniem

- Od tego tu jestem? -słyszę po jego głosie, że jest obrażony

- A jakbym inaczej wytrzymał z taką księżniczką? - śmieję się przyciągając go jeszcze mocniej do siebie - Kocham cię i dlatego tu jesteś - mówię cicho - A poza tym kto by tłukł w domu kubki, rozlewał wrzątek, przypalał żelazkiem koszule?

Teraz oboje się zaśmialiśmy. Do tej pory pamiętam jak sfajczył mi moją ulubioną koszulę, którą sam mi kupił.

- To był wypadek!

W odpowiedzi wylewam na jego ciało zimny żelem do mycia. Harry przez to wyrywa się i rozchlapuje wodę dookoła. Śmiejemy się głośno. To jest definitywnie najlepszy dzień w moim życiu. Mogę tak wiecznie i to jest postanowienie.

Musimy częściej brać wspólne kąpiele.

Kiedy już się umyliśmy i wepchałem Harry'ego w piżamę, sam zokładam bokserki. Chłopak musi się wygrzać, a ja mam ochotę go trochę podręczyć.

Przykrywam nas dokładnie kołdrą. Zazwyczaj śpimy pod dwoma, bo Harry lubi owijać się nią w kokonik. Dziś jednak nawet jak mam spać „pod gołym niebem", to chcę go czuć blisko siebie.

Leżymy na wznak, stykamy się tylko ramionami. Muszę mu coś powiedzieć, tylko nie wiem jak zacząć. To jest trudne. Ciężko jest się przed kimś obnażyć. Pozwolić komuś wejść w twoją czarną duszę i pozwolić mu w niej utonąć.

- Kocham cię - Harry odwraca swoją twarz ku mojej. Widzę po jego oczach, że mówi prawdę.

-jl Ja ciebie też, Harry - łapię jego dłoń w swoją i ściskam. Odwracam twarz i wpatruję się w sufit. To co mam mu do powiedzenia nie pozwala mi patrzeć w jego oczy.

Czuję jak Harry gładzi kciukiem wierzch mojej dłoni. Dzięki temu jestem gotowy.

- Miałem szesnaście lat, gdy się zakochałem... - milknę i czuję jak dłoń Harry'ego nieruchomieje. Przestaje momentalnie gładzić moją dłoń. Uderzam chyba tam, gdzie nie powinienem. Chcę zabrać dłoń, ale zaciska swoje palce na moich - Ma na imię Stan i był moim najlepszym przyjacielem. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jest ode mnie straszy. Zostaliśmy dość szybko parą i było cudownie. Codziennie zapewniał mnie, że mnie kocha. Parę tygodni po tym jak pierwszy raz uprawialiśmy seks, nakryłem go z jakąś laską w łóżku. Nawet się tym nie przejął i tylko mnie wyśmiał - biorę głęboki oddech - Wyśmiewał się z mojego wyglądu. Kiedyś naprawdę wyglądałem okropnie - próbuję się nie roześmiać na wspomnienie starego mnie, a raczej młodego mnie - Pamiętam jego słowa jakby to było wczoraj: Nie bądź głupi, Louis. Nikt nie pokocha takie czegoś jak ty. I uwierzyłem w to. Jego zdrada i jego zachowanie zniszczyły mnie od środka. Zrozumiałem wtedy, że miłość to bujda i nie istnieje. Dlatego liczył się tylko seks. Zmieniłem się, ale myślenie zostało takie samo. Nie chciałem być zraniony. Raz okazałem miłość i zostałem zdegradowany do roli dziwki. Jednak, gdy zobaczyłem ciebie, wtedy pierwszy raz w parku wiedziałem, że już przepadłem.

- Nie zranię cię - mój wzrok ląduje na jego twarzy. Uśmiecha się do mnie. Odwracam się na bok i wtulam się w jego ramiona. Czuję się jakbym właśnie dotykam nieba - Kocham cię.

- Kocham cię - Harry łączy nasze usta. Pocałunek nie jest zachłanny. Jest powolny jakby był obietnicą lepszego jutra, bo przecież jutro będzie lepsze.

Długo po tym nie mogę zasnąć. Wypomnienie Stana ożyło, ale nie jest tak bolesne jak kiedyś. Mam przecież przy sobie najcudowniejszego mężczyznę na świecie, który mnie kocha.

- Boję się, że to ja cię skrzywdzę - szepczę sam do siebie

- Nigdy tego nie zrobisz - mruczy i przyciska mnie mocniej do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro