Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 12 - Metro

Pchycham ciężkie drzwi. Otworzyły się teraz dużo lepiej niż ostatnim razem. To przynajmniej pamiętam, ale wtedy chyba byłem pod wpływem procentów i wszystko wydawało się dwa razy trudniejsze niż w rzeczywistości było. Pamiętam, że stojąc na zewnątrz próbowałem odpalić papierosa, co skończyło się odpaleniem go od tyłu i biedny Harry musiał mi pomóc przy drugim. Kolejne wspomnienia to te z poranku. Uśmiecham się szeroko. Oprócz tego, że stłukliśmy szklane drzwi od prysznica i połamaliśmy łóżko, było cudownie.

Hol chyba się nie zmienił. Może tylko kolor zmienił swój odcień. Nie jestem jednak tego pewny na sto procent.

Nawet nie wiem kiedy przechodzę przez całą jego długość.

- Dzień dobry. W czym mogę służyć? - podskakuje. O mało serce nie wyskakiwało mi z piersi. Ostatnio za często się zamyślam, a ludzie pojawiają się w nieodpowiednich momentach.

Patrzę na gościa w recepcji i mój uśmiech się rozszerza.

- Misha? -pytam z niedowierzaniem w czerwonowłosego* mężczyznę. Nie mogę uwierzyć, że właśnie patrzę na Michaela Clifforda, przyjaciela z podwórka i kompana ze wszystkich imprez. Przecieram twarz, aby upewnić się, że dobrze widzę. Tak to jest on.

- Lewis? - otwiera szeroko oczy i wpatruje się we mnie jak w obrazek. Chyba sam nie dowierza, że stoję tu przed nim. Też nie dowierzam. Przecież ostatni raz widzieliśmy się z pięć lat temu, kiedy rozjechaliśmy się studia. Mieliśmy się odwiedzać, ale jakoś nie wyszło. Mnie za bardzo pochłonęła nauka, imprezowanie i nowi znajomi, a jego? Nowa dziewczyna. No i po pięciu latach znowu jesteśmy w tym samym miejscu.

Chłopak wyszedł za lady i przytula się mocno do mnie. Czuję jakby miał zaraz połamać mi kości.

- Kiedy wróciłeś? - pytam jak tylko odsunął się ode mnie.

- W zeszłym roku. Próbowałem cię znaleźć, ale wyprowadziliście się z naszej dzielnicy - mówi z wyrzutem. No tak, mama po ślubie z mężem numer trzy wyprowadziła się na obrzeża Londynu. To było jakieś dwa lata temu. A ja po prostu nie wróciłem już po studiach do domu.

- Dużo się pozmieniało - wzdycham. Jest mi teraz trochę głupio, że nie udało mi się go wczesniej spotkać. Jesteśmy od roku w tym samym mieście i nawet nie wiedziałem o tym.

- Właśnie. Co tam u ciebie? Pracujesz? - unosi brew do góry. Nie dziwię się mu. Ja wieczny imprezowicz i praca, to dwie różne sprawy.

- Mam własny interes. Antyki, obrazy i pomieszczenia - nie wiem co mam mu dokładnie powiedzieć. Pamiętam jak dziś, gdy mnie wyśmiał razem ze Stanem, gdy powiedziałem im że kręci mnie dekorowanie wnętrz i projektowanie a nie grzebanie przy samochodach.

- Poważnie? Skończyłeś...

- Tak, jestem dekoratorem wnętrz -wyrzucam z siebie i czekam na jego reakcję. Jestem oczywiście pewny, że zaraz zacznie się śmiać. Kiedyś robił to często, a szczególnie po pijaku.

- Jestem z ciebie dumny, Tommo -znowu zamyka mnie w swoim silnym uścisku, a mnie znowu brakuje ramion pewnego lokowatego chłopaka. Czy to możliwe, że aż tak tęsknię za Harry'm?

- Nie śmiejesz się ? - odsuwam się od niego i patrzę niepewnie. Na chwilę porzucam myśli o Harry'm.

- Nie no stary, cieszę się, że spełniłeś swoje marzenia. To jest najważniejsze - klepie mnie po ramieniu i wraca za ladę, kiedy obok nas pojawia się długonoga blondyna. Chwilę z nią rozmawia i kiedy kobieta odchodzi znowu spogląda na mnie. - Ja pomagam ojcu w kancelarii -uśmiecha się - A dziś przychodzę z pomocą wujowi. Tak mają ze mną dobrze. - rozkłada ramiona, a moje usta otwierają się i zamykają. Jestem zdziwiony. Mogliśmy się spotkać już dużo szybciej. Wtedy gdy płaciłem za szkody obsługiwała nas jakaś kobieta.

- Byłem ostatnio tu na imprezie. Jakbym wiedział, że to hotel twojego wujka to potkalibyśmy się już dawno.

- Tak właśnie, szkoda.- przerywa i nagle ni to z gruszki ni to z pietruszki, wypala - Masz kogoś? Chłopaka, dziewczynę? A może obie opcje naraz?

- Chłopaka - patrzę na niego zdziwiony. Przecież dobrze wie, że jestem gejem i nie interesują mnie osoby płci żeńskiej. Nie spodziewałem się takiego pytania z jego strony. Nigdy nie miałam skłonności biseksualnych.

- Ej, nie patrz tak na mnie. Nie widzieliśmy się pięć lat. Wszystko mogło się zmienić - uśmiecha się szeroko.

- A ty? - pytam, a on wyciąga z kieszeni telefon i odwraca go w moją stronę.

- od czterech lat ta sama osoba - na tapecie jego telefony znajduje się szeroko uśmiechnięta ruda dziewczyna, a raczej ognistowłosa dziewczyna. Pasują do siebie doskonale. - Sami. - nie chcę być inny, więc wyciągam swój telefon i sam się uśmiecham, gdy widzę szeroki uśmiech Harry'ego. Podstawiam swój telefon przyjacielowi pod nos i patrzę jak z zaciekawieniem wpatruje się w ekran mojego telefonu. - No chłopie, jakbym lubił chłopców to sam bym poleciał na niego. On jest pełnoletni? - przykładam dłoń do czoła i ubolewam nad jego głupotą. To jedno się w nim nie zmieniło.

- Jest i ma na imię Harry.

- Ładniejszy od Stana - moje ciało automatycznie sztywnieje. Mimo upływu lat,jakoś nic nie pogodziło się z ta całą sytuacją. Jeśli sam o nim myślę to ok, gorzej jak z czyiś ust pada to imię. Powinienem być na to przygotowany. Przyjaźniliśmy się przecież w trójkę. Właśnie, przyjaźniliśmy.

- Ktoś może zostawił jakąś wiadomość dla mnie? - chcę szybko zmienić temat i mój kumpel szybko to załapuje. Widzę na jego twarzy przez chwilę smutek i poczucie winy.

- Dopiero co przyszedłem. Już sprawdzam. - schyla się pod ladę i muszę chwilę poczekać za nim jego czerwona głowa pojawiła się ponownie na wysokości moich oczu -List - wyciąga go w moją stronę. Zabieram z jego dłoni kopertę i wpatruję się w nią.

12

Mam ochotę ją tu i teraz otworzyć, ale nie chcę robić tego przy moim starym przyjacielu. Jakby Hazz znowu napisał coś smutnego, mogę się rozpłakać.

- Musimy wyskoczyć kiedyś na piwo - przenoszę wzrok z koperty na czerwonowłosego. Wyciągam portfel z kieszeni, a z niego wizytówkę i podaję ją przyjacielowi.

- Zdzwoń, pogadam z Harry'm i się umówimy - rzucam i mam się już odwrócić, kiedy słyszę przepełnione śmiechem słowa.

- Nie proszę, kiedy z ciebie zrobił się taki pantoflarz? Ty wieczny imprezowicz z przygodami na jedną noc, a na jedną godzinę, musisz pytać swojego chłopaczka o zgodę?

Teraz do mnie dochodzi to co działo się w moim życiu przez ostatni rok. Naprawdę zrobiły się ze mnie takie ciepłe kluchy. Nic prawie nie zostało z tego imprezującego wiecznie Louisa.

Patrząc teraz na to, to nawet mi się to podobało. Po co mi alkohol i imprezy skoro mam w domu bardziej uzależniający „środek"?

- Jak już mówiłem, pozmieniało się. Zadzwoń, umówimy się. Do zobaczenia.

Wychodzę z hotelu i praktycznie biegnę na parking, gdzie znajduje się moje auto. Chcę jak najszybciej przeczytać ten list. Włącznie z nim pozostały jeszcze trzy.

Zaraz znajdę Harry'ego i pokażę mu jaki zły potrafię być.

Siadam wygodnie za kierownicą i rozrywam kopertę. Kartka w niej jest dużo mniejsza od pozostałych. Dziwne.

Witaj Boo

Już jest bliżej końca niż początku. Cieszę się, bo zaraz Cię zobaczę.

Tęsknię się za Tobą. Trochę dziwne, bo pisze ten list kiedy Ty smacznie śpisz w łóżku obok. Patrzę na Ciebie i nawet nie mogę ogarnąć tego, dlaczego ze mną jesteś. Spójrz na siebie, a później na mnie. Jesteś piękny, a ja taki niejaki. Mam ogromne szczęście, że zechciałeś być ze mną.

Dobra nie będę pieprzył (sam), bo czasu trochę szkoda...

Miejsce 12

Tam po raz pierwszy się pokłóciliśmy.

Gdzie jestem?

Parskam śmiechem. Czy Harry nawet w takich momentach musi być taki „zboczony"?

Powód 12

Kocham Cię, bo uwielbiam słuchać bicia Twojego serca, bo wiem, że w tym momencie bije tylko i wyłącznie dla mnie.

- O kurwa  - czuję jak niewidzialna siła zaciska mi się na gardle. Jego słowa uderzają we mnie jak bomba atomowa. Mam wrażenie, że moje wnętrzności eksplodowały.

Łapię się za serce, które teraz bije w szalonym tempie. Ten chłopak chce mnie zabić!

Kiedy moje serce wraca do normalnego rytmu, czego nie mogę powiedzieć o moim umyśle, ruszam w stronę metra i nieszczęsnej ławeczki. To była nasza pierwsza tak poważna sprzeczka, a raczej kłótnia. Pokłóciliśmy się oczywiście o jakiś banał. Standardowo.

Parkuję dość sporą odległość od stacji. Muszę się kawałek przejść.

Przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze kiedy moje stopy stykają się z pierwszymi schodkami, a ja schodzę w dół. Nie lubię nigdy jeździć metrem. Te podziemne, betonowe „korytarze".

Schodzę na sam dół i zatrzymuję się w małej odległości od ławki na której wtedy siedzieliśmy. Siedzi na niej zgarbiony chłopak. Przypominał mi Harry'ego.

Retrospekcja:

Biegnę w stronę metra. Jestem zdyszany. Zbiegam schodkami w dół i przystaje gwałtownie, kiedy widzę przygarbioną postać Harry'ego.

Cholera! Co ja mam mu teraz powiedzieć?!

To, że zapomniałem o dzisiejszej kolacji z jego rodzicami i zamiast czekać z nim na metro, ja siedziałem z chłopakami w barze.

Podchodzę i siadam na ławce obok niego. Harry nie spojrzał nawet na mnie. Wiem, że wie...

- Harry...

- Zamknij się. - mówi przez zęby. Jego głos jest zimny, nie przypomina mi jego gładkiego głosu.

- Harry, ja...

- Daruj sobie. Jak masz zamiar znowu wciskać mi jakieś kity, to sobie daruj. - patrzy na mnie. Jego oczy zmieniły kolor na zimną zieleń. Ma zaciśniętą szczękę - Czuć od ciebie piwem na kilometr.

Ma racje, nie mam nic na swoją obronę. Po prostu zapomniałem.

- Jakbym do ciebie nie zadzwonił, to pewnie bym tu kwitł do przyszłej zimy! - wstrzymuje oddech. Wiecznie miły Harry, podnosi głos.

- Przepraszam...

- Chce mi się rzygać tymi twoimi przeprosinami!

Tuż przed nami zatrzymuje się kolejka. Harry wstaje, a ja patrze na to co robi.

- Co robisz? -pytam kiedy idzie w stronę maszyny

- Jadę do rodziców - wzrusza ramionami - Nie wiem kiedy wrócę.

Siedzę w osłupieniu. Chłopak wsiada do kolejki i ginie w tłumie stojących w niej ludzi.

Uderzam się mocno w czoło i wstaję. W ostatniej chwili wskakuję do maszyny i ruszam w poszukiwaniu Loczka. Znajduję go praktycznie w ostatnim przedziale. Siedzi wciśnięty w najdalszy kąt. Siadam obok niego. Nawet nie drgnął. Zepsułem wszystko.

- Nie będę się tłumaczył, bo nie mam nic na swoją obronę.

- No oczywiście, bo wolałeś zachlać twarz zamiast posiedzieć u moich rodziców - rzuca - A poza tym. Co tu robisz?

- Jadę do twoich rodziców.

- A kto cię o to prosił? - pyta z wyrzutem, a ja mam ochotę wyskoczyć i zginąć pod nadjeżdżającym składem.

- Myślę, że twoja mama urwałabym mi jaja, gdybym się nie pojawił.

Uśmiecham się do niego szeroko. Patrzy na mnie niepewnie, ale widzę, że jeden jego kącik ust unosi się powoli do góry i walczy z tym, aby się nie uśmiechnąć.

- przepraszam, jestem dupkiem. Jeszcze się przyzwyczajam do tego, że nie jestem sam.

I na tyle było rozmowy. Harry dalej jest na mnie zły, nie odzywa się praktycznie. Ale wieczorem tuż przed zaśnięciem wtula się w moje ciało. To jest przyjemne i wiem, że zmierza ku dobremu.

Wzdycham głęboko i idę w stronę ławki. Siadam obok chłopka i dopiero zauważam kogo mam przed sobą. Calum Hood siedzi i grzebie w telefonie, a raczej gra w jakąś dziwną grę.

- Cal.. - klepię go po ramieniu.

- Boże - łapie się za serce i wpatruje się we mnie - O mało nie wyplułem serca, idioto!

Nie ma nic śmieszniejszego niż widok przerażonego kumpla.

*************

NIESPODZIANKA!!!

oświeciło mnie :)

w ogóle tak to nie chciałam was zostawiać z jednym rozdziałem w tym tygodniu...

komentujcie... nie wiem, czy wam się podoba czy też nie :)

Trochę zły Harry?? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro