R 11 - rodzinna kolacja
- Co tu robisz Hood? - przyglądam mu się uważnie. Kiedyś często imprezowaliśmy razem. Mieliśmy to jedno głupie szczęście, że jedno z nas zawsze było na tyle trzeźwe, aby odprowadzić tego drugiego do domu. Cal oprócz picia, lubił palić niezbyt dozwolone substancje. - Od kiedy jeździsz metrem?
Chłopak wbił we mnie wzrok i tak po prostu się roześmiał. Musiał coś wcześniej brać, bo chyba tak sam od siebie by się nie śmiał. Zadałem przecież normalne pytanie.
- Twój dzieciak mnie tu przysłał - rzuca jak tylko przestaje się śmiać. Jestem zdziwiony tym. To dziwne, że Harry poprosił Hood'a o pomoc. Przecież go nie lubi. Większość naszych znajomych nie lubiło Calum'a, ale tylko i wyłącznie dlatego, że mówi zawsze prawdę. Często przez to niekiedy obrażał. Prawda lepsza, niż kłamstwo. Mój chłopak jednak nie lubi go całkowicie z innego powodu. Harry nie trawi narkotyków, ani nic co było z nimi związane.
- To coś nowego - Calum wiedzie, że Harry go nie lubił.
- Masz - podał mi kolejną kopertę. Wpatruję się w nią. Boję się.
- Pechowa trzynastka - mruczę pod nosem. Spoglądam na przyjaciela, który jakby nigdy nic odpalił skręta i zaciąga się dymem. Wstaje szybko i odchodzę na bezpieczną odległość. Nie chcę śmierdzieć tym świństwem. - Mógłbyś sobie odpuścić.
- I tak musisz mnie odwieźć na chatę. - ponownie się zaciąga i patrzy na mnie przeszklonymi oczami. Nie mam wyjścia. Muszę go odwieźć do domu. Nie czułbym się dobrze z myślą, że szwenda się gdzieś pod wpływem. Bóg jeden wie co on pali w tej chwili. Jeszcze by wpątał się w niewiadomo jakie kłopoty.
Opieram się o kolumnę i otwieram list. W moim organizmie baluje adrenalina. Nie jestem pewien, czy przeżyję przeczytanie kolejnego listu. Możliwe, że moje serce tak po prostu się zatrzyma i skonam tu w podziemiach metra, przy naćpanym przyjacielu.
Witaj Skarbie
Jesteś już tak blisko. Nie mogę uwierzyć, że dotarłeś aż tu! Nie to, że nie wierzę w Twoje możliwości, ale chodzi o to, że jednak podjąłeś się wyzwania.
Nawet nie wiem co mam Ci napisać. Ciężko mi cokolwiek sensownego złożyć, kiedy nie ma Cię przy mnie. Tak, piszę ten list akurat, gdy Ty pojechałeś na noc do mamy. Mówiłeś, że nie ma Dana i możesz wreszcie z nią naspokojnie porozmawiać, a ja jak zawsze musiałem zakówać. Cieszę się, że wreszcie postanowiłeś ich odwiedzić.
Ale wiesz, trudno mi się śpi w naszym „pustym" łóżku. Zwinąłem Ci jedną z Twoich koszulek, aby czuć Cię przy sobie. Dziwne trochę, nie?
Nie wiem kiedy tak się od Ciebie uzależniłem, ale wiem że to dobre uzależnienie.
Ja Harry Styles jestem uzależniony od Louis'a Tomlinson'a i nie wiem czy na świecie istnieje taki ośrodek, który mógłby mnie z Ciebie wyleczyć. Myślę, że nie, al bardzo dobrze! Nie chcę się z Ciebie wyleczyć.
Matulu, pieprzę jak połamany. Wracajmy do zabawy.
Miejsce 13 (to już, tak szybko?)
Pamiętasz pierwsze spotkanie z Twoją rodziną?
Gdzie jest Harry?
Powód 13
Kocham Cię, za smak Twoich ust.
Unoszę jedną brew do góry. Kreatywnie, kreatywnie. Po prostu brawa do mojego chłopaka.
Patrzę na Calum'a. Siedzi rozwalony na ławce i śpiewa coś cicho. Obaj mają szczęście, że ten głupek mieszka po drodze. Mogę jednak dać sobie uciąć rękę, że Harry to przewidział.
Podchodzę do kumpla. Nic nie mówiąc, łapię go za ramiona i stawiam do pozycji stojącej. Wygląda jakby przestał w tym momencie kontaktować. Nawet nie chcę wiedzieć ile on tego świństwa wypalił.
Muszę się nieźle namęczyć, aby jego zwłoki zapakować do auta. Dlaczego ci ludzie nie chcą nigdy ze mną współpracować?
Droga do mieszkania Hood'a ciągnie się w nieskończoność. Mam wrażenie, że bębenki w uszach popękają mi od słuchania śpiewu Calum'a. Nie to, że nie potrafił śpiewać, bo głos ma świetny, ale nikt nie każe mu wrzeszczeć. Moje uszy błagają o litość.
Cieszę się niemiłosiernie, gdy wywalam go pod domem. Oczywiście za nim odjeżdżam upewniam się, że wszedł do domu. Nie chcę mieć go na sumieniu.
Od domu mojej mamy dzieli mnie jeszcze dziesięć minut drogi. Trochę zaczynam się stresować. Mało kiedy ich odwiedzam. Nie dogaduje się z nowym lub już starym jej mężem. Nie chciałbym go dziś spotkać. Koleś niezbyt przepada za homoseksualistami, a raczej nie przepada za mną, bo Harry'ego wprost uwielbia. No ale kto nie lubi mojego chłopaka?
60% mądrości i 40% słodkości.
Zatrzymuję się pod domem mojej rodzicielki. Nigdy nie nazywam tego miejsca domu SWOIM, bo nigdy nim nie był. To dom mojej mamy i moich sióstr.
Wzdycham. Na dworze jest już dość ciemno. Muszę jak najszybciej znaleźć Hazz'e. Jest ciemno i zimno, tak jak wtedy.
Retrospekcja:
To jest pechowy dzień. Najpierw spóźniłem się do pracy, później wylałem na siebie gorącą kawę. Zepsuł mi się samochód, a Harry zbił mój ulubiony kubek. Nic nie idzie ku dobremu. Jeszcze ta śmieszna kolacja, którą wymyśliła moja matka. Chciała za wszelką cenę poznać Harrego. To była oczywiście moja wina, wygadałem się przed nią, że kogoś mam podczas jednej z naszych rozmów.
To była jednak z tych rozmów, gdy moja rodzicielka chciała mnie wyciągnąć na weekend nad jezioro. Jej facet wyjechał w delegację, więc razem z moimi siostrami miała zamiar wylegiwać się w dziczy. Takie zaproszenia zdarzały się dość często, a ja korzystałem, ale nie tym razem. Nawet nie wiem dlaczego powiedziałem: Mamo nie damy rady, Hazz musi iść do pracy.
No i tak się zaczęło.
Dziesiątki razy odmawiałem jej odwiedzin wraz z Harry'm, ale ta kobieta jesy nieugięta. Dlatego teraz stałem przed lustrem w ten październikowy wieczór i zastanawiam dlaczego się zgodziłem.
- Hazz, wyłaź z tej łazienki! - uderzam prę razy w drewniane drzwi pięścią. Minutę później wychodzi z niej Loczek. Jest cały blady i mam wrażenie, że zaraz padnie. - Źle się czujesz? - kręci przecząco głową - Ale tak wyglądasz.
- Boję się. A jak nie spodobam się twoim rodzicom?
- Moja mama cię pokocha, zobaczysz - klepie go delikatnie po ramieniu - A Danem w ogóle się nie przejmuj - widząc, że słabo przetwarza to co do niego mówię biorę go w ramiona i na pocieszenie przytulam mocno do siebie - Nie przejmuj się - szepczę mu do ucha - Jak poczujesz się dość niekomfortowo to wyjdziemy.
I jedyną osobą, która czuje się tu niekomfortowo, jestem ja. Moje siostry obległy Harry'ego i wychwalały ponad niebiosa, mama nie może wyjść z podziwu, że znalazłem sobie kogoś tak przystojnego i inteligentnego. Nawet Dan go polubił, bo okazało się, że robił kiedyś jakiś interes z jego ojczymem.
No i tak wszyscy skaczą wokół Loczka, a o mnie całkowicie zapomnieli. Oczywiście mi to nie przeszkadza, wreszcie nikt nie czepia się mojej osoby.
Mama nie wypytuje o to jaki powinien leżeć dywan w salonie, ani o to jakiego koloru powinna kupić kanapę, ani na jaki kolor pomalować sypialnię.
Jestem wolny i mogę w spokoju zjeść kolację, oczywiście nie zabrakło błagalnych spojrzeń Harry'ego. Wiem, że powinienem go ratować, ale jesyem tak wielkim egoistą, że nie mam ochoty zakłócać swojego spokoju. Niech się przyzwyczaja.
- Lou, gdzie spotkałeś takiego przystojniaka - Lottie patrzy na mnie z szerokim uśmiechem. Widzę jak pożera Harru'ego wzrokiem. O nie, nie...
- On jest gejem i jest mój - szepczę jej do ucha, na co zacisnęła usta i spojrzała na mnie gniewnie - A odpowiedź na twoje pytanie to: Jest przyjacielem Lauren.
- Poważnie? - Lottie nie lubi Lauren i wszystko co jest z nią związane traktowała z góry. Mam nadzieję, że nie odbije się to na Harrym.
- Jak taki człowiek jak on, może przyjaźnić się z taka idiotką?
W odpowiedzi wzruszam ramionami. Podnoszę wzrok na swojego chłopaka, patrzy na mnie i widzę, że jest szczęśliwy.
Po powrocie do domu Harry pada jak mucha, uprzednio mamrocząc, że mam wspaniałą rodzinę, a moje siostry to małe potworki, które wyssały z niego życie.
Potrząsam głową i wysiadam z auta. Patrzę na dom i nie wiem czy chcę tam wchodzić.
******
wstałam o 4 rano i nie mogłam spać -,-"
dwie godziny później miałam rozdział :D
więc go wstawiam :)
w następnym rozdziale Lou... znajdzie Harry:ego ... czujecie tę awanturę?? :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro