Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 11 - hOtEl

 Hey... na wstępie chcę wam powiedzieć, że ten rozdział w ogóle mi się nie podoba ;/

szału nie ma...

Powinienem teraz walić głową o mur. Jestem takim głupcem i potrafię tylko ranić wszystkich wokoło. Nie umiem wydobyć z siebie żadnych konkretnych uczuć, albo inaczej. Ja po prostu nie potrafię ich nazwać. Nie jestem do tego zdolny.

Dawno temu ktoś zniszczył mnie, na tyle abym już nic nie czuł i nie potrafił nazwać tego co się ze mną dzieje.

Teraz ja idiota, chcę zrobić to samo komuś kto we mnie wierzy. Nie mogę go zniszczyć, tak jak kiedyś zrobił to ze mnie Stan.

Wstaje z kanapy i zaczynam się rozglądać się po salonie z myślą, gdzie Hazz mógłby schować kolejną kopertę. Mój wzrok padł na kosz ze słonecznikami. Wcześniej nie przygladałem mu się dokładnie. Wkładam dłoń między kwiaty i od razu natrafiam na coś co może być kawałkiem papieru. Nie mylę się. Na złożonej w pół kopercie widnieje numerek -11

Nie czekam i nie rozmyślam za dużo nad tym wszystkim. Otwieram ją.

Cześć kochanie!!

Jesteś już tu! Skarbie, jestem pod wrażeniem! Niee mogę napisać: „cieszę się, że dotarłeś, aż tu", bo jesteś w naszym mieszkaniu. Ten zwrot byłby dość dziwny w tej sytuacji.

Pewnie zastanawiasz się skąd to wszystko się wzięło. Było tak: byłem tam jakiś czas temu i modliłem się, abyś nie wrócił do domu i cieszę się, że nie zrobiłeś.

Mam nadzieję, że podobają Ci się słoneczniki. To były przecież pierwsze kwiaty jakie Ci podarowałem.

Nie chcę się rozpisywać i zajmować czas, bo jest go coraz mniej, a robi się już pewnie ciemno za oknem.

Chciałbym jednak jeszcze coś dodać. W poprzednim liście pisałem, że jest jeszcze coś co mnie strasznie rani. Jednak postanowiłem to jakoś przeboleć i się z tym pogodzić. Nie mogę Cię do niczego zmuszać, a nie chcę Cię stracić(wiem, to trochę egoistyczne). Pewnie zastanawiasz się o co mi chodzi. Boli mnie to, że nigdy mnie nie pokochasz, ale to już nie ma znaczenia. Będę kochał za nas dwoje. Ale mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy mi opowiesz dlaczego taki jesteś. Nie śpiesz się, ja zawsze jestem tuż obok.

A teraz wracajmy do zabawy.

Miejsce 11

Pamiętasz 23 urodziny Juliana?

Impreza była przednia, gorzej chyba z rachunkami za szkody.

Do tej pory nie mogę ogarnąć, że zniszczyliśmy tak piękne łóżko!

Gdzie teraz jestem?

Roześmiałem się na samą wzmiankę o nieszczęsnym łóżku.

Powód 11

Kocham Cie, bo przy Tobie mogę być sobą.

Zakrywam usta dłonią. Łzy wezbrały mi się po powiekami. Nie powstrzymuje ich. Pozwalam ponownie wypłynąć im spod powiek.

Jestem beznadziejny i zniszczony od środka. Niszczyłem wszystko wokoło. Muszę zatrzymać to błędne koło.

Wiem co muszę z tym wszystkim zrobić. No jednak trzeba było tu posprzątać.

Ocieram łzy rękawem kurtki. Biorę koszyk ze słonecznikami, parę róż i zanoszę to do sypialni.

Słoneczniki stawiam na komodzie naprzeciwko łóżka, a róże rzucam obok.

Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię do Zayn'a. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Rozumiem, że się za mną stęskniłeś.

- Jesteś mi potrzebny.

- Będę za dziesięć minut - rozłącza się.

Jestem zdziwiony jego reakcją. Myślałem, że zacznie marudzić i ostatecznie będę musiał prosić kogoś innego o pomoc, a tu proszę. Zaskoczył mnie.

Siedzę w salonie i wpatruje się w te wszystkie kosze z kwiatami. Harry miał tak nierówno pod kopułką, że aż strach się bać. Ten jego romantyzm mnie przeraża z każdym dniem coraz bardziej, a w tej chwili przerósł wszystko.

Dokładnie po dziesięciu minutach drzwi mieszkania otwierają się na całą szerokość i stoi w nich Malik.

- kochanie, wróciłem! - jego krzyk jest chyba słychać po drugiej stronie ulicy. Chcę już mu coś powiedzieć, ale mnie uprzedza - Czego chcesz, niewiasto?

Otwieram szeroko usta i patrzę się w niego. Nie wiem z jakiego powodu Hazz się z nim przyjaźnił, ale ja sam z siebie bym tego nie zrobił.

- Co tu się wydarzyło? - Mulat zaczyna kręcić się dookoła.

- No właśnie - drapię się po karku - Posprzątaj tu.

- Kpisz sobie. - jego śmiech drażni moje uszy. No dobra, teraz już wiem, że jeśli bym mu powiedział o co chodzi, to by nie przyszedł.

- Zu, proszę.

- Czy ja wyglądam na cudotwórcę?!

- Proszę... - podchodze do niego i patrzę na niego płaczliwym wzrokiem. Próbuję naśladować Harry'ego. On potrafi tym wskórać cuda.

- Przestań - Zayn zakrywa oczy dłonią, aby na mnie nie patrzyć -yślisz, że jeśli nikogo nie mam, to możesz mnie wykorzystywać w walentynki?

- Jak wrócę to wszystko ma już stąd zniknąć - odrywam dłoń od jego twarzy - Odwdzięczę się.

Idę w stronę drzwi. Są otwarte, dlatego pora je zamknąć.

- Co ja mam niby z tym zrobić?

- Rozdaj...

Zmieniam szybko kurtkę i za nim zamykam za sobą drzwi macham Zayn'owi. Teraz trzeba już ruszyć w dalsze poszukiwania Harry'ego. Mimo, że mam wyrzuty sumienia, że zostawiam Zayn'a z tym wszystkim, to w mojej głowie siedzi nadal pewien mały bachor.

Muszę sobie wszystko poukładać na spokojnie. Każdy aspekt mojego życia z przeciągu kilkunastu lat.

Podpalam papierosa myśląc, że to przynajmniej w jakimś małym stopniu mi pomoże, ale na co ja liczę?

•na cud;

•na zbawienie;

•na oświecenie.

Patrzę na tlącego się papierosa i wyrzucam go przez okno auta. Nie ma co. Trzeba kiedyś rzucić to cholerstwo.

Zatrzymuję się pod hotelem i powstrzymuję śmiech. Od samego patrzenia na niego na moje usta wychodzi uśmiech. To była impreza, której chyba nikt nie zapomni.

Dobra poprawka. Ja zapomniałem.

Retrospekcja:

- Harry - jęczę próbując podnieść się do pozycji siedzącej. Jednak ciało leżące na mnie nie pozwalało mi na to - Harry - szturcham go mocniej. Chłopak powoli unosi głowę do góry i rozgląda się po pomieszczeniu, tak jakby nie rozumiał gdzie się znajduje.

Kiedy już to ogarnia, zesuwa się ze mnie, a ja mogę usiąść.

Z przerażeniem stwierdzam, że jestem nagi. Cholera, jestem nagi!

Patrzę na Harry'ego, który leży rozwalony na łóżku. Jego tors zdobią teraz malinki. I nie to, że jest ich kilka i po prostu są. One wyglądają jakby znaczyły szlak od jego szyi, aż po... O cholera!

Siniak na moim nadgarstku, też nie wróży nic dobrego.

- Harry, pamiętasz coś.

- Jak przez mgłę. - jęczy i usiada. - Rozwaliliśmy łóżko - śmieje się cicho -To pamiętam.

- Jak to... - Harry wskazuje mi palcem na połamane wezgłowie.

Jestem przerażony, bo jakim cudem połamaliśmy drewnianą ozdobę łóżka?! Co mu tu robiliśmy?!

Dobra, Tommo uspokój się. Skoro jesteś nagi, Harry też (tak przynajmniej wygląda po rozrzuconych ubraniach), na jego ciele widnieją dość mocne ślady po twoich ustach i masz kilka siniaków...

Kładę się na boku i próbuję sobie coś przypomnieć. Nie chcę wykorzystywać Harry'ego, a szczególnie nie po pijaku!

Do mojej głowy powoli zaczynają wracać sceny ze wczorajszego wieczoru, albo dzisiejszego ranka.

*ja i Harry wbiegający ze sali;

*całujący się w windzie;

*pokój;

*łóżko;

*zrywane ubrania...

- Obciągnąłem ci tylko, prawda? - mój głos drży. Chcę usłyszeć odpowiedź twierdzącą, ale zamiast tego słyszę westchnienie, trzask drzwiami i szum wody.

No to czyli uprawialiśmy seks, a Harry jest zły, bo tego nie pamiętam. Po prostu zajebiście. Ale przecież sam mówił, że pamięta to co się działo, jak przez mgłę. Czyli pamięta zdecydowanie więcej niż ja.

Cholera! Czy my musieliśmy zrobić to akurat wtedy, gdy byłem totalnie zalany w trupa.

Wstaję z łóżka. Nie przejmuje się w ogóle nagością i wchodzę za Harry'm do łazienki. Widok, który widzę prawie zwala mnie z nóg. Muszę przytrzymać się futryny.

Harry jest taki piękny. Żałuję, że przez ten cały czas od kiedy jesteśmy razem nie oglądałem go nago.

Otwieram drzwi kabiny prysznicowej i staję obok młodszego chłopaka. Harry jest trochę ode mnie wyższy, ale nie przeszkadza mi to.

Wpatruję się uporczywie w jego oczy, tak jakbym chciał coś z nich wyczytać.

- Przeleciałeś mnie - odwraca się do mnie plecami i mydli swoje ciało. To jest naprawdę podniecający widok, ale nie ma czasu o tym myśleć.

Odwracam chłopaka do siebie twarzą i z powagą w głosie mówię.

- Przepraszam, że tego nie pamiętam. Żałuje, a poza tym nie przeleciałem cię! Mogę tak powiedzieć o każdej innej osobie, z którą byłem przed tobą. - zaciskam usta. Chyba nie powinienem wspominać o moich „ex", ale może to uświadomi temu głąbowi pewne sprawy - Byłem no wiesz, agresywny? - kręci głową - ato był szybki numerek? - ponownie kręci głową - No to się kochaliśmy - szepczę. To było dziwne słowo. Dawno go nie używałem, jest zakazane.

Cholera, my naprawdę się kochaliśmy?

Jestem tak pogrążony w swoich myślach, że nie zauważam jak Harry przygląda mi się z przerażeniem.

On jest przerażony? To ja powinienem być przerażony!!

- Myślę, że mam dobre lekarstwo na moją amnezję - obejmuje go i przyciągam mocno do siebie - Odświeżymy mi może moją pamięć?

- Nie mam nic przeciwko - no on może nie ma, ale ja za to mam obawy. Wiem, że sam to zaproponowałem, ale co będzie gdy wreszcie to zrobimy i rozejdziemy się. Przecież zawsze tak było, a ja nie chcę go tracić. Wiem też, ze jeśli teraz zrezygnuję, oddali się ode mnie.

Pozwalam mu na złączenie naszych ust i nie żałuję.

Dotykam lekko swoich ust. Nigdy nie żałowałem żadnej rzeczy zrobionej z Harrym i nigdy nie będę żałował. Seks z nim jest dla mnie najcudowniejszą sprawą. Nie wytrzymałbym jakbym odszedł.

Mógłbym kochać się z nim cały czas. Nawet jeśli miałoby mnie to kosztować znowu wysoki rachunek za łóżko i szklane drzwi prysznica.

Z szerokim uśmiechem na twarzy wysiadam z auta. To był naprawdę dobry dzień, nawet jeśli to są walentynki, a mój głupi chłopak wymyślił, najgorszą grę na świecie.

*************************************♥**************************************

a na koniec chcę wam powiedzieć, że WAS kocham, że czytacie te moje "wypociny". Jestem pod wrażeniem, bo to moje pierwsze opowiadanie z takim tematem przewodnim. Cieszę się, że ktoś to czyta :*

Opowiadanie nie zakończy się na 14 rozdziale... więc jeszcze trochę rozdziałów bd :)

No a teraz sprawy bardziej organizacyjne.

nie wiem kiedy bd następny rozdział. mam trochę zawalony ten tydzień ;/

mam jeszcze do napisania rozdział do innego opowiadania, a w sobotę idę na bal strażacki.

Więc jeśli mnie nie oświeci, to kolejny rozdział bd dopiero w przyszłym tygodniu.

pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro