Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 10 - Słoneczniki

- Gemma! Louis przyszedł! - jak na zawołanie na ganku pojawia się siostra Harry'ego. Uśmiechnieta od ucha do ucha, co nie wróżyło nic dobrego.

Jej widok kłuje mnie trochę w miejsce, gdzie było moje serce. Jest bardzo mocno podobna do brata, a go w tej chwili najbardziej potrzebuję. Chcę, aby mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze.

- Lou - Gemma siada obok mnie i odpycha się nogami. W ten sposób wprawia bujawkę w ruch. Opieram tył głowy o oparcie i zamykam oczy. Chcę wrócić do wczorajszego dnia. Do momentu gdzie nie było tej całej durnowatej zabawy, a Harry czekał na mnie z kolacją. - Louis - głos dziewczyny sprowadza mnie na ziemię. Otwieram oczy i spoglądam na nią. - To dla ciebie - odbieram od niej kopertę i wpatruję się w cyfrę na niej.

10

Jestem zdumiony tym, że jestem aż tu. Dziesiąta koperta.

Poprzednią zginam w pół i wciskam do kieszeni. Nawet nie zauważyłem, że nadal trzymam ją w dłoni. Otwieram tą, którą Gem dała mi przed chwilą. Stresuję się tym wszystkim, bo nie wiem czy znajdę w niej coś miłego, czy wręcz przeciwnie. Krzywdzę Harry'ego codziennie i twraz widzę to czarno na białym.

Nie jestem pewny, czy wytrzymam kolejny cios.

Mój BooBear

Chyba powinieneś dostać jakąś nagrodę za to, że dotarłeś aż tu! (postaram się o to)

Nie wiem co mam Ci napisać. Przez ostatnie dwanaście miesięcy dużo się wydarzyło. Czy Ty ogarniasz sytuację, że jutro minie rok od momentu gdy się pierwszy raz zobaczyliśmy/spotkaliśmy?! Równe dwanaście miesięcy! Ten czas bardzo szybko leci.

Czuję coś, że bałeś się, że napisze tu coś złego i dołującego... ale nie. Nie da się!! jest jeszcze jedna rzecz, która zalicza się do tych złych... ale o niej INNYM razem. Teraz lepiej skupmy się na zaletach...

Wiem jakie „życie" prowadziłeś przed naszym związkiem i cieszę się, że zrezygnowałeś z tych wszystkich imprez i facetów, tylko i wyłącznie z mojego powodu. To naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczy.

Lou, nie zmieniaj się, proszę. Mimo wszystko co między nami się stanie -nie zmieniaj się!!!! (ponoć mówią, że jeśli się używa więcej niż jednego wykrzyknika, to się jest chorym psychicznie. Ja chyba jestem)

Przejdźmy jednak do dalszej części poszukiwań. Spodoba Ci się, zobaczysz.

Miejsce 10

Musisz wrócić do punktu wyjścia, do miejsca gdzie codziennie widzę Twoją piękną twarz tuż po przebudzeniu.

Pamiętasz ten wspaniały dzień, gdy przekroczyłem próg mieszkania z kartonem w ręku?

Ja pamiętam... pamiętam bardzo doskonale i dość boleśnie. - śmieje  się. Tamten upadek, musiał być dość bolesny. Odganiam jednak te wspomnienia i czytam dalszy ciąg listu.

Powód 10

Kocham Cię, bo jesteś niezastąpiony.

Trzymam kartkę jeszcze przez długi czas, za nim wkładam ją do koperty. Jestem trochę zdołowany, że jest jednak jeszcze coś czym krzywdzę Harry'ego. Czy sama miłość do mnie nie była wystarczającą krzywdząca dla niego?

Jestem beznadziejny, byłem i będę.

- Lou - Gemma dotyka mojej dłoni. Podnoszę na nią wzrok - Będzie dobrze.

- Przyłożyłem Nick'owi - nie wiem dlaczego jej to mówię, ale chyba chcę to z siebie wyrzucić.

Patrzę na nią i czekam, że to skomentuje, albo coś w tym rodzaju, ale ona tylko kiwa głową i uśmiecha się.

- Harry mnie zabije.

- Myślę, że nie. Za bardzo cię kocha - te słowa wystarczyły, aby przełamać moje serce na pół. Nie jestem zdolny do kochania, a na pewno nie godny tego, aby ktoś mnie takich uczuciem obdarzył. Harry'emu wydaje się, że mnie kocha. Jestem tego pewny. - Tommo, niedługo to zrozumiesz.

Z tymi słowami wstaje z bujawki i idzie w stronę drzwi wejściowych. Zostaję sam ze swoimi myślami.

Nie bądź głupi, Louis. Nikt nie pokocha takiego czegoś jak ty.

Ale gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, zapaliła się lampka i jakiś głosik podpowiada mi, że to nie prawda. Jakby Harry mnie nie kochał, to by tyle ze mną nie wytrzymał.

Wstaję z ławki i idę w stronę samochodu. Muszę wrócić do NASZEGO mieszkania i sprawdzić co ta ośla łączka* znowu wymyślił.

Szybko przemieszczam się z punktu A do punktu B. Na moje szczęście szał już się powoli się kończy i nie ma aż takich bardzo wielkich korków.

Spoglądam co jakiś czas na materiał leżący na miejscu pasażera. Kręcę głową z uśmiechem. Jeśli Harry chce mnie w tym zobaczyć, to chętnie mu to zafunduje, tylko małym "ale".

Położę się do łóżka w tym skrawku materiału, a Harry nie będzie mógł mnie dotknąć nawet malutkim paluszkiem. To chyba będzie dla niego wystarczająca kara. Nie będzie się gówniarz bez konsekwencji bawił ze mną w podchody.

Pod domem wysiadam z auta i szukam kluczy w kurtce. Mam cichą nadzieję, że ich nie zgubiłem. Wystarczy że Harry robi to przynajmniej raz na tydzień. Na jego szczęście szybko je znajduję.

Wzdycham głośno, bo nie ma to jak odkryć, że ma się dziurę w kieszeni, a klucze paradują po podszewce.

Przybijam sobie mentalnie piątkę i próbuję wygrzebać klucz, uprzednio robiąc jeszcze większą dziurę w kieszeni. Szczęścia mam tyle, że jestem w domu i mogę zmienić kurtkę.

Przekręcam klucz w zamku i popycham drzwi. Przystaję momentalnie. Moje oczy prawie wyskoczyly z orbity.

Zamykam za sobą drzwi i przecieram twarz, aby upewnić się czy to co widzę jest prawdziwe.

JEST!

Cały salon tonie w różach, a na stoliku stoi duży kosz ze słonecznikami.

Skąd on wziął słoneczniki?!

Podchodzę do nich i dotykam płatków, chcę się upewnić że nie są sztuczne. Jestem pod wrażeniem, kiedy odkrywam, że kwiaty są delikatne i mięciutkie. Żywe.

Harry przeszedł sam siebie.

Siadam na kanapie i wpatruję się w kosz kwiatów. Róże mnie nie interesują. Ważne są dla mnie te żółte kwiaty, przy których Hazz pewnie musiał się namęczyć, aby je zdobyć.

To były moje ulubione kwiaty, od momentu gdy... Spoglądam w stronę drzwi i przymykam oczy.

Retrospekcja:

Słyszę głośne walenie do drzwi. Wygrzebuje się z łóżka. Jestem wściekły. Nikogo się dziś nie spodziewam. No oprócz Harry'ego, ale on zawsze pojawia się niespodziewanie i nie puka.

Poirytowany z rozmachem otwieram drzwi, nie przejmuję się tym, że mam na sobie tylko i wyłącznie bokserki.

Unoszę do góry brew, kiedy odkrywam, że to Harry stoi za drzwiami. Poznaję go po burzy loków na głowie, bo reszta jest zasłonięta przez słoneczniki.

Wyłonia głowę za kwiatów, a jego oczy momentalnie zaczęły się świecić, kiedy skanował moją sylwetkę. Czuję się trochę skrępowany. Mimo, że jesteśmy ze sobą już jakiś czas, to nigdy nie chodziliśmy przy sobie aż tak skąpo ubrani.

Najgorsze jednak było to, że pod jego spojrzeniem moje bokserki zaczynały robić się dość ciasne w pewnych rejonach. To było złe, że ten chłopak tak na mnie działa.

Gratuluje Tomlinson!

- To dla ciebie - podaje mi bukiet słoneczników.

Patrzę na nie z szeroko otwartymi oczami i nie wiem co powiedzieć, bo pierwszy raz w życiu ktoś dał kwiaty. Żaden mój poprzedni partner nie pomyślał nawet o tym. To jest najmilsza rzecz jaka mnie ostatnio spotkała. Nie miałem nigdy ulubionych kwiatów, ale te zdecydowanie od tej pory nimi będą.

Chyba dlatego stoimy dalej w progu, ja wpatruję się w kwiaty, a Harry we mnie.

- Nie wi jakie lubisz. - mówił cicho - Dlatego wziąłem słoneczniki, ale jeśli ci się nie podobają, to się nie obrażę jeśli.

- Są piękne, Harry. Dziękuję - robię kilka kroków do tyłu i wpuszczam chłopaka do środka. Teraz dopiero zauważam, że ma ze sobą jakiś karton i torbę. Stawia wszystko przy szafie z kurtkami i dalej się we mnie wpatruje -  Coś się stało, Hazz?

- Mam sprawę, Lou.

- Aaaaa... Stąd te kwiaty - zaczynam się śmiać.

I pomimo tego, że kwiaty mają być w pewnym sensie łapówką, to i tak mi się podobają. A szczególnie podoba mi się to, że to Harry mnie nimi obdarował.

- To nie tak. Kwiaty są bez okazji - siada na kanapie i wpatruje się w przeszczeń przed sobą - Pamiętasz jak mówiłem ci, że przyjeżdża moja kuzynka z dziećmi? - kiwam głową, dobrze pamiętam jak marudził mi w zeszłym tygodniu o tej całej bandzie urwisów - Są nie do wytrzymania - pociera twarz dłońmi - Siedzę cały dzień w firmie ojca, przekładając te przeklęte papierki,słuchając skrzeczenia jego sekretarki. Wracam do domu i jest jeszcze gorzej. Jestem zmęczony - w tym momencie kładzie się na kanapie, podciąga kolana pod brodę.

Wygląda naprawdę na dość zmęczonego. Odkładam kwiaty na stolik i staję na wysokości jego twarzy. Unoszę powoli jego głowę do góry, co spotyka się z jego zdziwioną miną.

Ja jednak na to nie patrzę, siadam i kładę jego głowę na swoich kolanach. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale zaczynam go głaskać po włosach. Mnie się to podoba, ale jemu chyba jeszcze bardziej.

Nie wiem ile czasu spędzamy w takiej pozycji, ale ja mógłbym tak wieczność. Naprawdę obecność chłopaka mi nie przeszkadza.

- Mógłbym się u ciebie zatrzymać dopóki nie wyjadą? - moja ręka nieruchomieje w jego włosach i nie dlatego, że o to zapytał, a ja jestem tym skrępowany, czy zły. Znieruchomiałem tylko i wyłącznie z powodu tego co chcę powiedzieć. Nigdy nie pomyślałbym, że coś takiego nastąpi w moim życiu.

- Tak, oczywiście.

- Naprawdę? -chłopak odwraca twarz w moją stronę i teraz wpatruje się we mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczami.

- Oczywiście, przecież i tak przesiadujesz tu większość czasu. Zmieni się tylko to, że będziesz tu nawet w nocy - uśmiecham się.

- Zajmę ten pokój na dole - unoszę brew do góry i patrzę się w niego. Wiem, że nasz związek jest dość dziwnym układem, bo robiliśmy wszystko to co inne pary, omijając oczywiście seks. Teraz mamy zamieszkać razem. To co jest pomiędzy nami, rozwija się w odpowiednim kierunku, omijając pewne punkty.

- Nie to, że cie zgwałcę pierwszej nocy, czy coś.

- Myślałem, że nie będziesz chciał spać ze mną w jednym łóżku - szepcze i zasłania dłońmi twarz. Jest cały czerwony. Uwielbiam, kiedy Harry się zawstydzał, wyglądał wtedy tak słodko.

Odrywam jego dłonie od twarzy i patrzę na niego.

- Nie bądź dzieckiem, Hazz. - zwalam go ze swoich kolan, przez co z hukiem ląduje na panelach. Sam wstaję i idę w stronę schodów prowadzących do góry - Tylko nie zajmuj zbyt długo łazienki rano, nie lubię tego.

Opieram głowę o oparcie kanapy. Od tamtego dnia Harry już został. Żaden z nas nie wyobrażał sobie mieszkania bez tego drugiego. To była umowa bez słów. Harry po prostu został, a ja nie miałem potrzeby ani chęci go wyrzucać.

Z czasem w mieszkaniu pojawiło się coraz więcej jego rzeczy. Jest częścią mnie, a ja częścią jego.

Chowam twarz w dłonie. Teraz kiedy jestem sam, jest czas na użalanie się nad sobą.

___________________________________

*ośla łączka - moja nauczycielka od niemca zawsze tak na nas mówiła :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro