Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R 1 - Pierwsze spojrzenie

Ze snu wyrywa mnie przeraźliwy dźwięk budzika. Mam ochotę klnąc. Harry zawsze ustawia ten przeklęty budzik! Czy to ma sens?

Mieliśmy dziś niedzielę, pierwszy dzień od sześciu dni, kiedy mogę się wreszcie wyspać, a ten idiota nastawił budzik!

Wraz z włączeniem się budzika, załącza się radio. Gościu pieprzył coś o walentynkach. Cholera! Nie znosiłem walentynek. Zawsze obchodziłem dzień singla, nigdy nie odchodziłem tego pieprzonego dnia zakochanych! Nie cierpię miłości i tych nadmiernych uczuć. 

Aby ominąć to całe biadolenie, zawsze zrywałem z partnerem tuż przed walentynkami. W tym roku było inaczej. Byłem w związku, a do tego mieszkaliśmy razem! Co mi odbiło?! Dobrze, że przynajmniej Harry obiecał mi, że nie będzie mnie wprowadzał w ten cały szał miłostkowy.

Jęczę głośno, gdy z głośników radia wydobywa się jakaś „sweet" piosenka.

- Harry, wyłącz to popieprzone radio! -krzyczę, ale odpowiedziała mi tylko cisza i głos jakiejś baby, która śpiewała o wiecznej miłości.

Podnoszę rękę do góry i uderzam w miejsce, gdzie powinien spać Harry. Mam nadzieje, że to go obudzi i da mi żyć. Zdziwił mnie jednak fakt, że moja ręka natrafia na pustkę. Otwieram oczy i spoglądam w bok. Jego strona łóżka była praktycznie nie tknięta. Jedynym dowodem, że tam spał, było wgniecenie na poduszce i jego bokserki na kołdrze. Bałaganiarz.

Pewnie był w kuchni i przygotowywał śniadanie. Musiałem wstać i go powstrzymać. Znając go i życie, zrobi jakieś walentynkowe śniadanko. Na samą myśl chciało mi się rzygać. Najlepszym prezentem walentynkowym i chyba jedynym, który by mnie zadowolił, to zrobienie loda.

Wyłączam budzik, a raczej wyrwam kabel z gniazdka. Z trudem wywloklem z łóżka własne zwłoki. Schodzę na dół. Oczywiście muszę się pośliznąć na ostatnim stopniu i wylądować na tyłku. Praktycznie od razu słyszę głos Harry'ego w mojej głowie: nie chodź na boso.

Jestem zdziwiony, że nie wyszedł z kuchni, czy skądś tam gdzie był. Narobiłem tyle huku, że pewnie sąsiedzi to słyszeli.

No nic, podnoszę się z podłogi i wchodzę do kuchni. Przystaję gwałtownie. Harry'ego nigdzie nie było, ale za to na wyspie stał talerz z kanapkami i szklanką mleka. Podchodzę bliżej. Szkło pełne obrzydliwej białej cieczy stało na jakiejś białej kopercie.

Lou

Biorę łyk mleka, choć nie cierpię tego obrzydlistwa. Wkładam kanapkę do ust i otwieram kopertę. W środku znajduje się kartka wyrwana z mojego notesu! Marszczę czoło. Ten dupek zbezcześcił mój notes! Ale on przecież bezcześcił wszystkie moje rzeczy.

Witaj kochanie (całuje Cię w policzek)

Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Mnie fantastycznie, że aż żal mi było wychodzić z łóżka. Jednak zaplanowałem coś i nie miałem zamiaru się z tego wycofywać.

Teraz na zegarku powinna dochodzić siódma. - patrzę na zegarek i krzywię się, bo było za pięć siódma. Kto mądry wstaje tak szybko? - Mam przynajmniej taką nadzieję, że wstałeś równo z budzikiem, a nie w południe, jak masz w zwyczaju, a ja biedny, przez to nie zamarznę. I nie nazywaj mnie dupkiem, bo się obrażę! Wiem, że to zrobiłeś! - śmieje się głośno. Czy ten człowiek naprawdę znał mnie na tyle dobrze, aby przewidzieć każdy mój ruch -Dobra może przejdźmy do sedna sprawy. Wiem, że nie cierpisz walentynek i wiem, że nie chcesz ich obchodzić, bo cytuję: Walentynki to banał, a cała ta miłość z nimi związana, to absurd! Dobrze wiem co o tym myślisz, ale.. - proszę Harry, żadnego ale!! - chcę, abyśmy poszli na kompromis. To nasze pierwsze walentynki i chcę je spędzić! Tak więc, zróbmy tak. Spędźmy je w tym roku i jeśli Ci się nie spodoba, to już nigdy więcej o tym nie wspomnę. Proszę Cie tylko o ten jeden rok.

Pewnie chcesz mnie teraz zabić i zastanawiasz się, gdzie jestem.

Ułatwię Ci sprawę. Zorganizowałem grę. Pamiętasz jak parę dni temu podszedłeś do mnie z gazetą i wyszeptałeś do ucha „gdzie jest Wally?" wiesz dobrze, że jestem w tym kiepski, nabijałeś się ze mnie!

Dlatego teraz zabawimy się na moich regułach i tym razem to ja będę Wally, więc mnie znajdź! Pierwszą wskazówkę znajdziesz w garderobie. Ruszaj się, bo czas leci, a ja chyba zamarzam :D

Twój Harry"

Patrzę na list i nie dowierzam w to co temu dzieciakowi znowu strzeliło do głowy. Jesteśmy ze sobą dziewięć miesięcy i za każdym razem mam wrażenie, że on zachowuje się jak baba w ciąży.

- Dzięki ci Boże, że Harry nie może zajść w ciążę.

W ciszy kończę śniadanie i idę do garderoby. Choć nie chce mi się grać w tą pieprzoną gierkę. Jednak idę zobaczyć co tym wymyślił.

Otworzyłem drzwi i widzę, że przykejona jest do nich czerwona koperta z podpisem 1. Wzruszyłem ramionami.
- Normalnie, ambitnie!

Wyciągnąłem z koperty kolejną kartkę z mojego notesu! Czuję, że mój „zeszycik" przeszedł na dietę z pomocą Harry'ego.

Witaj ponowie Lou.

Zaczynamy więc zabawę. Dobra za nim zacznę, chcę powiedzieć, że jestem z Ciebie dumny, bo udało Ci się dotrzeć do garderoby - Czy on robi sobie ze mnie jaja?!

Zagadka pierwsza.

Tam pierwszy raz na mnie spojrzałeś. Rzuciłeś byle jakie cześć i sobie poszedłeś. Poważnie to zrobiłeś? Pamiętasz to jak nasz wzrok się skrzyżował? Pamiętasz? Pamiętasz to miejsce?

Jeśli tak, to gdzie teraz jestem?

Styles i jego beznadziejne poczucie humoru. On chyba sobie żartował, że ja będę pamiętał takie rzeczy!

Retrospekcja

- Lou, chcę ci przedstawić swojego przyjaciela - Lauren uśmiecha się do mnie, a mnie to przeraża. Ona przynajmniej raz w tygodniu przedstawiała mi swojego kolejnego chłopaka.

- Kolejny chłopak? -poruszyłem zabawnie brwiami. Nie chcę jej dać do zrozumienia, że mnie nudzi.

- Harry? O nie, to tylko mój przyjaciel - skrzywiła się wyraźnie, jakby sama myśl, że mogłaby być z tym „przyjacielem" przyprawia ją o wymioty.

- Przedstawiasz mi chłopaka, który nie jest twoim chłopakiem? - śmieje się głośno. Nigdy mi nie przedstawia swoich przyjaciół. Zazwyczaj boi się, że któregoś wyrwę, albo coś w ten deseń.

- Idzie... - wskazuje palcem na szybko zbliżającą się postać. Facet ma za długie włosy jak na mój gust, a do tego kręcone. Ciemny płaszcz obijał się o jego kolana, nie był zapięty mimo tego, że było zimno. Chłopak ma na sobie białą koszulkę z nadrukiem ust wystawiających język. Krzywię się, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że tuż pod kurtką i bluzą mam identyczną!

Najbardziej jednak powalają mnie jego buty. Świeciły się jak choinka na Boże Narodzenie.

Jego wzrok jest utkwiony w telefonie, dlatego nie widzie jego twarzy. Patrzę ponownie na jego buty i śmieje się. Naprawdę mnie bawiły. Co prawdopodobnie usłyszał mój śmiech i  podnosi wzrok. Nasze spojrzenia się krzyżują, a mnie podcina nogi. Pierwszy raz w życiu widzę tak intensywnie zielone oczy. Prawie w nich tonę. Pewnie jakby nie Lauren, zacząłbym się ślinić.

- I jak? - pyta i dźga mnie palcem w żebra. Patrzę na nią zły. Naprawdę byłem zły. Spodobał mi się ten koleś i nie jestem z tego zadowolony.

Kiedy tylko podchodzi do nas, postanowiam się stąd zmyć. Dziś jest dzień singla, więc czas, abym kogoś przeleciał.

- Cześć wam -rzuca z uśmiechem nowo przybyły, a mnie po prostu wbija w ziemię! Jego głos mimo lekkiej chrypki, jest jedwabiście gładki. Cholera, o czym ja myślę!!

Uderzam się mentalnie dwa razy w twarz.

- Cześć - mruczę. Nachylam się nad Lauren i szepcze do jej ucha - Przeleć twojego przyjaciela w moim imieniu - i jak najszybciej się oddalam, bo zaczynam czuć coś, czego nie chciałem.

Uśmiecham się na samo wspomnienie. To jest chyba jakieś żarty. Nie mogę sobie przypomnieć co wczoraj robiłem, a wystarczyły tylko dwa słowa Harry'ego, a ja przypomniałem sobie co działo się prawie rok temu! To było naprawdę dziwne. Ten facet wyzwala we mnie moje najgorsze cechy.

Patrzę ponownie na kartkę i marszczę czoło.

Jeszcze jedno Tommo, jest jeszcze jedna sprawa. Jeden mały aspekt w tym wszystkim. Bo ja Cię kocham! I to z 14 ważnym powodów. Może to za szybko, ale...

POWÓD 1

Kocham Cię, za Twe błękitne oczy, które widzę zawsze o poranku...

Kartka automatycznie wypada mi z dłoni. On chyba sobie ze mnie żartował! Przecież nie może mnie kochać! Obiecał mi to! Przecież ja nie cierpię miłości. Powinienem teraz odejść, spakować swoje manele i odejść. Najpierw jednak powinienem go znaleźć. Nie mogę go zostawić bez pożegnania.

Podchodzę do szafki i biorę telefon. Wybieram jego numer, po pierwszym sygnale słyszę dźwięk jego dzwonka. Odwracam się i przygladam się niepewnie jego poduszce. Zrzucam ją szybko z łóżka. To były chyba jakieś żarty. Jego telefon leży sobie wygodnie na łóżku.

Przecież nie mogę go zostawić bez żadnego słowa, a poza tym nie chcę aby na mnie czekał. Patrzę w okno. Pogoda jesy nie za ciekawa. Nie chcę, aby się przeziębił.

Szukam numeru Liam'a, on na pewno wie gdzie jest Harry. Byli jak papużki nierozłączki. Pewnie jakby nie fakt, że Liam był hetero, byliby już dawno parą.

Kiedy widzę nazwę Liam, mój palec zamiera. Nie jestem dość pewny, czy chcę to robić. Może powinienem sam go odnaleźć i z nim o tym porozmawiać. Może powinienem zrobić mu przyjemność za nim, za nim odejdę.

Chodzę dość dłuższą chwilę za nim podejmuję ostateczną decyzję. Muszę to zrobić, dla Harry'ego. Dla naszych wspomnień. Dla jego pięknych wspomnień.

Pięć minut później jestem już gotowy do wyjścia.

- Nadchodzę, Harry'ego i obyś miał dobre wytłumaczenie z sytuacji!

**********

To miał być tylko krótki walentynkowy shot... nie wyszło :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro