Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Na jednej z przerw w poniedziałek poszłam z Michelle pod klasę Jake'a, bo miałyśmy od niego odebrać papierosy, które dla nas kupił. Zauważyłyśmy go w towarzystwie Nialla i Louisa, co bardzo mnie ucieszyło, bo znów miałam okazję, by z nimi porozmawiać.

- Cześć, dziewczyny - Jake przywitał się z nami całując nas w policzek.

- Hej, Jakie - uśmiechnęłam się.

- Masz dla nas towar? - Michelle spytała żartując, ale udawała, że to jest na poważnie i przybliżyła się do Jake'a rozglądając się na boki tak, jakby sprawdzała, czy ktoś nas obserwuje.

- Zachowujecie się jakby to były co najmniej jakieś dragi, agentko - zaśmiał się, a ja zrobiłam to samo.

- To są tylko żarty, braciszku - szturchnęła go przewracając oczami.

- O co chodzi? - Louis spytał zainteresowany.

- Sprzedaję im zioło - powiedział Jake.

- Serio?

- Papierosy - zaśmiał się, a Niall prychnął.

- Amatorka - przewrócił oczami.

- Uwierz mi, że nie tylko takie rzeczy robiły - powiedział Jake.

- Och, czyżby? - Niall podniósł brew - Nie uwierzę dopóki nie zobaczę.

- Co masz na myśli, bracie? -spytał Louis.

- Chcę widzieć je na imprezie lub gdziekolwiek indziej palące ze mną jointa. Nie przyjmuję odmowy - powiedział wypychając językiem kolczyk ze swojej wargi, który swoją drogą też był przebity.

Gorące.

- Więc co wy na to? - podniósł brew czekając na naszą odpowiedź.

Spojrzałam się na Michelle, która wzruszyła ramionami i znów wróciłam wzrokiem na blondyna, który patrzył się na mnie tak, jakby coś sugerował.

- W porządku - powiedziałam, co wywołało u chłopaka szeroki uśmiech.

- W takim razie do zobaczenia jutro, dziewczyny.

- Gdzie? - spytał Louis - Chcę to zobaczyć.

- Jeszcze się zastanowię - cmoknął językiem.

- Ale i tak widzisz się z nimi dziś po szkole - wtrącił Jake.

- Jak to? - spytałam zdziwiona.

- Idziemy razem na wasz trening - wytłumaczył.

- Już nie mogę się doczekać - Niall wymruczał patrząc na Michelle, a potem przeniósł swój wzrok na mnie.

Przysięgam, że przez jego gorące spojrzenia do mojej głowy przychodzą różnorakie brudne myśli. Coś czuję, że to będzie mój najlepszy rok w tej szkole.

~

- Clark idealnie, ale ty Carter, przyłóż się! - krzyczał do Michelle i do mnie pan Johnson podczas naszego treningu.

- Jestem zmęczona! - westchnęłam głośno puszczając piłkę na podłogę. Kilka dziewczyn podzieliło moje zdanie, więc nie byłam sama.

- Musicie wygrać najbliższy mecz i dobrze o tym wiecie.

- Jest dopiero w grudniu - przewróciłam oczami.

- Ja mogę je dopingować przed meczami.

Słysząc donośny głos Nialla dochodzący z trybun, razem z innymi odwróciłam głowę w jego kierunku.

- Chcesz być cheerleaderką, Horan? - spytał nauczyciel, a Louis wybuchnął śmiechem.

- Będzie najlepszą cheerleaderką w całym mieście - Tommo poklepał przyjaciela po plecach powstrzymując się od dalszego śmiechu.

- Ale spódniczki nie założę, bo... Same wiecie o co chodzi, dziewczyny - Niall uśmiechnął się znacząco.

- Boże Święty - Johnson westchnął i pomasował swoje skronie - Oszczędź sobie tego, Horan.

Dziewczyny zachichotały i po chwili zaczęły zastanawiać się nad tym jak duży jest penis Nialla.

- Co mnie to teraz obchodzi? - wywróciłam oczami.

- Nie udawaj, że nie chcesz tego wiedzieć - Michelle posłała mi uśmiech szturchając mnie łokciem.

- Daj spokój - westchnęłam - Nawet nie mam ochotę na żarty, bo jestem wykończona.

- Zadzwoń do swojego Księcia. Jestem pewna, że cię rozluźni - poruszyła brwiami, po czym wróciła do gry. Rozejrzałam się po trybunach zastanawiając się czy on tu jest. Jeśli tak, to nie mam pojęcia którym chłopakiem z pośród zgromadzonych mógłby być.

Daj mi jakieś wskazówki.

Po skończonym treningu wyszliśmy ze szkoły. Nie miałam dobrego humoru i jedynymi rzeczami na które czekałam były obiad i wygodne łóżko.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do Księcia, ale nie dostałam odpowiedzi, które zawsze przychodziły dość szybko.

Co masz ciekawszego do roboty?

- Uśmiechnij się, mała.

Podniosłam swój wzrok znad butów, które obserwowałam podczas gdy opuszczałam teren szkoły. Zobaczyłam paczkę Marlboro, którą Niall wyciągał w moim kierunku.

- Zapalisz ze mną?

- Jasne - skinęłam głową uśmiechając się. Pożegnałam się z przyjaciółmi, którzy po chwili zostawili mnie samą z Niallem przy bramie wejściowej na teren szkoły.

Chłopak wsunął papierosa w pomiędzy swoje usta, ale nie zapalił go, dopóki nie zrobił tego z moim. Zaciągnęłam się, by po chwili wypuścić z siebie dym, a po chwili chłopak to powtórzył.

- Byłaś niezła - powiedział opierając się plecami o bramę.

- Chyba sobie żartujesz. Jestem wykończona.

- Niekoniecznie mam na myśli grę, kochanie.

Spojrzałam na niego, by zobaczyć jego wzrok wlepiony w moją twarz.

- Och, kiedy dostałeś ode mnie pozwolenie, by tak do mnie mówić? - podniosłam brew, ale w rzeczywistości nie byłam na niego zła. Po prostu byłam ciekawa jego reakcji.

- Sam sobie na to pozwoliłem, Alisso.

- Jaki pewny siebie - uśmiechnęłam się przechylając głowę w bok, na sekundę zawieszając wzrok na jego ustach.

- Bez tego daleko w życiu nie zajdziesz - mrugnął - Poza tym pamiętaj, że jesteśmy umówieni na jointa.

- Będę pamiętać - uśmiechnęłam się.

- Nie odpowiadam za późniejsze konsekwencje - posłał mi znaczący uśmiech, odpychając się nogą od bramy, by stanąć prosto. Wzrostem przewyższał mnie o ponad głowę.

- Czekaj, co? - zamrugałam.

- Do zobaczenia, maleńka - mrugnął celowo unikając udzielenia odpowiedzi, po czym odszedł ode mnie i zaczął iść chodnikiem przed siebie. Podszedł do czarnego Range Rovera i po kilku minutach zniknął z moich oczu zostawiając po sobie dźwięk silnika.

- Do zobaczenia, Niall - wymamrotałam uśmiechając się do siebie i kończąc paląc papierosa udałam się na przystanek, by pojechać autobusem do domu, w którym mam nadzieję, że odpocznę po dzisiejszym, męczącym dniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro