° Little do You Know
Przesunął drżącą dłonią po pościeli w miejscu, gdzie kiedyś co noc leżało jego ciało. Teraz jednak jest tu nicość, jej siostra bliźniaczka ulokowała się także w serce Jungkooka, a w jego głowie?
Dalej był ten sam blondyn o pięknym uśmiechu.
Każda noc przynosiła co nowsze zmartwienia, każde wspomnienia były jak celne uderzenia prosto w serce.
A nic nie potrafiło ukoić bólu, który na dobre zagościł przy nim. Snuł się za nim niczym cień, nieodłączna część jego istnienia. Smutek był niczym żywy byt, który postanowił nawiedzać zmarnowanego chłopaka każdą nocą.
A on tylko marzył, aby wszystko powróciło, aby on powrócił.
Naciągnął rękaw spranej bluzy, która należała kiedyś do Taehyunga. Przetarł załzawione oczy i przyłożył dłoń do miejsca, gdzie znajdowało się serce.
Zaśmiał się żałośnie, myślał, że już dawno przestało bić. Zaskoczeniem było, kiedy wyczuł delikatnie uderzenia, a zawsze powtarzali, że po rozstaniu serce pęka.
Serce nie pęka, ono po prostu wybija swoją własną pieśń żałobną za ukochaną osobą.
Jednak czemu zachowywał się jakby Taehyung umarł? Przecież żył, miał się dobrze, uśmiech podobno gościł na jego twarzy codziennie.
Więc czemu uznał go za zmarłego? Tak mu było po prostu łatwiej, mimo wielkiej miłości, jaką go darzył.
Nie potrafił cieszyć się z jego szczęścia, nie jeżeli on nie jest powodem tego szczęścia.
Starał się wyobrażać sobie, że chłopak leży tuż obok niego, że zakłada mu niesforne kosmyki włosów za ucho.
Szepcze mu, że jest jego całym światem, że zawsze będzie przy nim.
Czemu ludzie składają obietnice, które nie potrafią dotrzymać?
Czuł się jak małe zagubione dziecko, którym tak naprawdę był. Jego pierwsza miłość, wmawiał mu też, że będzie nie tyle co pierwszą miłością, a i ostatnią.
Musimy śpieszyć się, kochać ludzi, tak szybko odchodzą.
A zostają po nich tylko przedmioty, zero uczuć. Mimo mnóstwa zdjęć, listów i bluzy. Nie miał nic, nie miał poczucia bezpieczeństwa, a wspomnienia? Bolały, ale tylko w nich byli jeszcze razem, szczęśliwi i beztroscy.
Zamknął napuchnięte już oczy, chcąc przywołać jedno ze wspomnień, które ukoi mu noc i pomoże zasnąć, ale i zrobi kolejną ranę na sercu.
•••••
Blondwłosy chłopak delikatnie przejeżdżał dłonią po całej długości pleców chłopaka.
Kolejny raz miewał koszmary, za każdym razem to małe ciało drżało, wiercąc się na pościeli.
Jego maleństwo miało zbyt wybujałą wyobraźnię, również za wielką fascynujące horrorami. Przez które starszy musiał zostawać na noc, aby młodszy nie musiał się tak bać.
Dlatego zgarnął to drobne ciało do siebie, aby mógł wtulić się w jego klatkę piersiową. Tak też się stało, brunet wtulił policzek w materiał jego koszulki, a dłoń przerzucił przez jego talię.
Robił już to odruchowo przez sen, kiedy usłyszał powolny, kojący bit serca chłopaka i spokojny oddech.
Rozluźnił się, a wszystkie straszne bestie z jego snu zaczęły zanikać, a po nich przybywały piękne motyle, które w swej doskonałości latały przy nim. Chcąc odgonić resztę złej energii, która zawitała w śnie.
Poczuł, że Jungkook przestał drżeć i teraz miarowo oddychał. Owiewając jego klatkę piersiową ciepłym oddechem.
Uwielbiał takie noce, kiedy mógł bezkarnie wgapiać się w tę słodką buzię, nieskalaną żadnymi zmartwieniami.
Przyjrzał się dokładniej jego twarzy, mimo że znał każdy nawet jej najmniejszy detal, po prostu nie mógł się powstrzymać.
Delikatny trądzik, blizna na policzku, małe różowe usta, które w świetle księżyca mieniły się od śliny. Mina, która wyrażała spokój.
Taki właśnie był Jungkook w jego oczach, idealny mimo wad. Jednak nauczył się kochać, każdą jego wadę, dwa razy mocniej niż zaletę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro