Teraźniejszość [ona]
Ciepłe promienie słoneczne rozgrzewały moje zimne ciało, a lekki szum fal morskich działał kojąco na wszystkie zmysły. Uwielbiałam chwile takie jak ta. Cisza, spokój i ja sama z wszystkimi natrętnymi myślami, które już od kilku dni spędzały sen z moich ociężałych powiek.
Lipiec był zapowiedzią zmian, które wkrótce miały nadejść. Miałam w końcu się wyleczyć, pozbierać i postawić na siebie. Nie chciałam dłużej tkwić w martwym punkcie, potrzebowałam iskry, która posunie mnie dalej. Właśnie taką szansą były dla mnie studia na jednej z lepszej uczelni, na drugim końcu kraju. Psychologia miała pomóc mi odnaleźć siebie i dać szansę zacząć wszystko od nowa. Bez negatywnych uczuć... i jego.
Wiem, że na początku będzie boleć. Znowu pojawią się koszmary i tęsknota. Będzie złość, łzy i smutek. Tym razem pozwolę sobie na to. Dam czasowi czas. Zdystansuję się i przestanę go idealizować. Zadbam o siebie, o wszystkie niewyleczone rany. Postawię na siebie, przypomnę sobie swoje marzenia i będę żyć pełnią życia. Odzyskam miłość do samej siebie.
– Rosie.
Odwróciłam się delikatnie w stronę znajomego głosu, zaciskając palce na pliku kopert, które trzymałam w dłoni. Siedemnaście. Siedemnaście listów przesiąkniętych bólem, nadmiarem emocji i moimi uczuciami. Pisane ręcznie, pokreślone słowa układające się w niespójne zdania skierowane do niego... Chłopca, który złamał moje serce.
– Chciałam się pożegnać. Wyjeżdżam na studia - oznajmiłam spokojnie, bez zbędnych ogródek.
Twarz Aleksandra zmieniła się diametralnie. Jego tęczówki z niedowierzaniem badały moją twarz, doszukując się odpowiedzi na niezadane jeszcze pytania. Przeczesał drżącymi palcami swoje kasztanowe włosy, a następnie usiadł na ławce, chowając twarz w dłoniach.
– Jaki kierunek? - zapytał po dłuższej chwili, wlepiając we mnie lekko skołowany wzrok.
– Psychologia - odparłam krótko, posyłając ku niemu lekki, pokrzepiający uśmiech. W ułamku sekundy chłopak znalazł się tuż obok mnie i zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie w swoje ramiona. Poczułam ciepło jego ciała i uzależniający zapach perfum wymieszanych z zapachem papierosów. Czas się zatrzymał. Byłam tylko ja i on, szczelnie otulający mnie ramionami.
Powoli, bardzo powoli uniósł mój podbródek i spojrzał w oczy. Uśmiechnął się lekko i ułożył swoje dłonie na moich zimnych policzkach. Zagryzłam lekko usta i stanęłam na palcach, żeby mieć lepszy dostęp do jego ust.
– Kochanie - wyszeptał.
Musnęłam delikatnie jego usta swoimi. Chłopak wciągnął głośno powietrze, a następnie przyciągnął mnie bliżej siebie, mocniej przywierając do moich ust. Smakował tak jak zawsze; kawą, papierosami i gumą do żucia.
– Nie chcę się z Tobą żegnać - powiedziałam cicho, lekko się od niego odsuwając - Nie chcę się z Tobą żegnać, bo mimo wszystko nie potrafię wyobrazić sobie mojego życia bez ciebie w nim. Wiem, jednak, że tak trzeba. Musimy zostawić to w spokoju, pozwolić umrzeć uczuciom, inaczej żadne z nas nie da rady zacząć wszystkiego od nowa. Będziemy tkwić w czymś, co nie ma sensu. Musimy ruszyć dalej, ty i ja, tylko, że całkowicie osobno.
Aleksander spojrzał na mnie spod zasłony ciemnych rzęs i lekko się uśmiechnął. Delikatnie pogładził mój policzek ciepłą dłonią, a następnie założył niesforny kosmyk włosów za uchu. Odwzajemniłam uśmiech, a następnie podałam mu plik napisanych przeze mnie listów.
– Żegnaj, kochanie - powiedział składając na moim czole ostatni pocałunek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro