Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Teraźniejszość [ona]

Może lepiej było by się nie spotykać? Może lepiej zostawić to wszystko w spokoju, pozwolić umrzeć uczuciom śmiercią naturalną? Wtedy mogłabym żyć nadzieją, że powodem naszego dystansu, nigdy nie byłam ja, ale zespół złożonych czynników.  Pomimo czasu, który upłynął nie byłam gotowa na spotkanie z nim, twarzą w twarz. Już nawet nie chodziło o to, że panicznie bałam się tego, co ma mi do powiedzenia. Chodziło zdecydowanie o coś więcej, bałam się stracić kontrolę. Wszystko to jednak, nie miało już znaczenia. Nie teraz, gdy był tak blisko.

- Witaj, Aleksandrze - powiedziałam cicho, zaciskając drżące dłonie na materiale skórzanej spódnicy. Chłopak podniósł lekko głowę, obdarzając mnie zaniepokojonym spojrzeniem. Jego twarz była skupiona, a w niebieskich tęczówkach  można była dostrzec widoczny smutek. Jak ktoś tak piękny, może mieć tak przygaszone oczy? 

-Moja Rosie, tak bardzo Cię przepraszam. Nigdy tego nie chciałem... przegrałem Ciebie i siebie.

Zagryzłam mocno usta, przez co bardzo szybko poczułam w buzi metaliczny posmak krwi. Kujące uczucie niepokoju i obawa przed nieposłuszeństwem głosu zajęły wszystkie moje myśli. W mojej głowie nie było odpowiednich słów, nie potrafiłam złożyć żadnego logicznie brzmiącego zdania. 

- Kochałem Cię. I to szalenie  - kontynuował, niezrażony ciszą z mojej strony. Jego dłonie błądziły po czarnych, przecieranych spodniach badając strukturę ich materiału, a spojrzenie utkwione było w wściekle zielonej trawie. - Najśmieszniejsze jest to, że nawet Ty nie wiedziałaś jak bardzo. Tylko, że... Mam w sobie mnóstwo uczuć nad którymi nie potrafię zapanować, rozumiesz? 

Rozumiałam, bo znajdywałam się w podobnej sytuacji. Byłam jednak egoistką. Straszną egoistką, bo myślałam, że to ja jedyna znajduję się w takiej sytuacji. Nie zdawałam sobie spawy z tego, ze odczucia Aleksandra mogą być tak bardzo zbliżone do moich.  

- Kim... - zaczęłam delikatnie, siadając obok  niego na trawie. Poprawiłam spódnicę i wzięłam głęboki, uspakajający oddech. Wiedziałam, że jeśli te słowa padną z moich ust, nie będzie już odwrotu. - Kim ona jest?

Nie było wybuchu złości, czy płaczu. Nie zapadła się ziemia, a słońce świeciło równie mocno jak kilka sekund temu. Świat się nie skończył, pomimo moich obaw, że to pytanie zrujnuje wszystko.
Aleksander spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, ukazując urocze dołeczki w pliczkach. Delikatnie ujął moje dłonie i patrząc w moje oczy zaczął mówić, lekko drżącym głosem. 

- Dziewczyna z którą mnie widziałaś to Mia. Moja najlepsza przyjaciółka... i dziewczyna -  powiedział powoli, skupiając wzrok na mojej twarzy. Pośpiesznie wyrwałam dłonie z jego uścisku i zgryzłam usta. Poczułam napływające do tęczówek łzy, dlatego szybko wzięłam kilka uspakajających oddechów. Nie mogłam się rozpłakać. Nie tutaj. Nie przy nim. 

- Więc dlaczego...

- Choruje na białaczkę. Jej życie to kwestia tygodni, może dni. Znamy się od zawsze, nie mogłem jej zostawić. Tak cholernie bolało mnie patrzenie na jej cierpienie, nie chciałem być powodem kolejnego. Rozumiesz, Rosie? Rozumiesz mnie, prawda?

Patrząc w jego w jego zaszklone oczy, przypomniałam sobie każdy moment, gdy jego tęczówki wyglądały podobnie. Zrozumiałam, że to zawsze ona była powodem jego smutku. Teraz, gdy usłyszałam wyjaśnienie, zrozumiałam, że nie mogę go winić. Chciał po prostu oszczędzić ból osobie, którą kochał. Równocześnie zadał cierpienie mi, drugiej dziewczynie którą darzył uczuciami. W tej sytuacji nawet nie wiem, które z nas było bardziej tragiczne. 

- Rozumiem - wyszeptałam, dotykając opuszkami palców jego policzków. Wytarłam pojedyncze łzy i uśmiechnęłam się lekko, chcąc dodać mu jakoś otuchy. Cała moja złość, żal i cały mój ból automatycznie opuściły moje ciało. Czułam się wolna. Wolna od toksycznych myśli, pytań bez odpowiedzi, który ostatnio towarzyszyły mi na każdym kroku. Miałam jasny umysł.

Chłopak popatrzył mi w oczy, a następnie skierował wzrok na usta. Zagryzłam wnętrze policzka, obserwując jego skupioną twarz. Powoli, bardzo powoli zaczął się zbliżać swoje usta do moich. Poczułam intensywną woń jego perfum, zmieszaną z zapachem papierosów. 

- Nie, Aleksandrze - szepnęłam, delikatnie się odsuwając. Chłopak spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym bólem, a następnie posłał mi nieszczery uśmiech. -  Może naprawdę mogło się nam wtedy udać, może nie. Nie ważne jak bardzo tego chcieliśmy, nie możemy ciągnąć tego w nieskończoność. Ty nie byłeś dla mnie odpowiedni wtedy, ja nie jestem odpowiednia dla ciebie teraz. Przepraszam, nie potrafię inaczej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro